Jeśli dziecko nie szanuje rodziców w młodym wieku, często przypisuje się to zwykłemu brakowi doświadczenia młodej pary. Zdarza się tak, gdy mama i tata nie mają jeszcze wystarczającej wiedzy na temat wychowania własnego potomka. Albo zaufali kolejnemu nowomodnemu oszustowi, który radzi wychowywać syna czy córkę nie w tradycyjnym rozumieniu, ale w sposób “progresywny”. Bez uznania autorytetu starszych i bez jakiegokolwiek szacunku do nich.
Jednak to jeszcze nie koniec świata. Dzieci nie są tak głupie, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka, i całkiem dobrze poddają się nauce. Po pewnym czasie, przy odpowiednim wychowaniu, ich postrzeganie zwykle wraca na adekwatne tory. Znacznie gorzej jest, gdy dorosłe dzieci, w pełni ukształtowane, traktują rodziców jak obcych ludzi. Albo, co jeszcze bardziej tragiczne, w ogóle nie chcą mieć z nimi nic wspólnego. W takim przypadku sytuację jest znacznie trudniej naprawić. I najczęściej pozostaje taka, aż będzie już za późno.
Moja córka niedawno skończyła 26 lat. Niestety, nie mieliśmy z mężem możliwości, aby osobiście jej pogratulować. Po prostu dlatego, iż od około dwóch lat przebywa za granicą. Ale to nie jest najważniejsze. Tego dnia mogła spokojnie zadzwonić do nas przez Internet albo chociaż sama podnieść słuchawkę. My do niej dzwoniliśmy choćby kilka razy. Ale głosu Aleksandry nie usłyszeliśmy. Była zajęta i na ojca i matkę w ogóle nie zwracała uwagi.
Aleksandra jest naszą starszą córką. Mamy jeszcze syna, Pawła, młodszego od niej o 13 lat. Nie pytajcie jak, po prostu tak wyszło. Kochamy oboje naszych dzieci jednakowo. Takie mamy zasady w naszej rodzinie. Tak, nie jesteśmy bogaci. Mieszkamy na wsi, ale urządziliśmy nasze życie tak, iż nie odstajemy od miejskich. Mamy telewizję, dostęp do Internetu, choćby ogrzewane podłogi i drogie panele słoneczne dla oszczędności prądu. Wszystko dlatego, iż każdą złotówkę cenimy i wykorzystujemy. Nie mamy złych nawyków ani chęci marnowania czegokolwiek.
Niemniej jednak w tej chwili sytuacja jest taka, iż własna córka w ogóle nie chce nas z ojcem znać jako rodziców. Wstydzi się nas, stara się minimalizować nasz kontakt. I bardzo niechętnie podejmuje jakąkolwiek rozmowę. Co tu dużo mówić, tam, w Europie, ma choćby narzeczonego. Widziałam kilka jego zdjęć w mediach społecznościowych. choćby dodał mnie do znajomych. Ale nie możemy się porozumieć z powodu nieznajomości języka, a Aleksandra wcale nie jest z tego zadowolona.
Otóż w tym tygodniu dowiedzieliśmy się, iż nasza córka postanowiła wyjść za mąż. Na początku bardzo się ucieszyłam. W końcu wiek już odpowiedni, jej wybranek, przynajmniej z wyglądu, bardzo mi się podoba. No i było mi miło usłyszeć to od niej osobiście. Znaczy, myśli o nas córka, nie zapomina. I zaraz po tych miłych wiadomościach, jak zimny prysznic, padło kolejne zdanie. Że byłoby lepiej, gdybym ja z mężem tego dnia została w domu. Nigdzie nie jechała, bo będzie nam tam po prostu nudno. A Paweł jest za mały, żeby samodzielnie lecieć do innego kraju.
Wyobrażacie to sobie? No tak, pieniądze na prezent, przelot i zakwaterowanie oczywiście byłyby niemałe. choćby gdybym poleciała sama. Ale normalna córka nigdy by nie powiedziała swoim rodzicom, iż nie czeka na nich na ceremonii ślubnej. A co z osobistym poznaniem narzeczonego? A ze swatami? Przecież teraz, jakby nie patrzeć, będziemy rodziną dla tej zagranicznej rodziny. Trzeba to jakoś zrozumieć, pojąć. A do nas raczej nigdy nie zechcą przyjechać. Zwłaszcza nasłuchawszy się opowieści od córki.
Nie wiem, za jakie to zasługi ma do nas takie podejście. choćby pytałam Aleksandrę, może nie odpowiada jej nasze wychowanie. Może miała trudne dzieciństwo? No wiecie, czasem starsze dzieci w rodzinie skarżą się, iż po narodzinach ich braci i sióstr rodzice zaczynają gorzej je traktować. Milczy. A ja sama myślę, iż nie o to chodzi. W końcu to my kupowaliśmy jej bilety do Europy i daliśmy pieniądze na początek. Wszystko, jak chciała. I wykształcenie zdobywała również z naszą bezpośrednią pomocą.
Paweł, choć jeszcze mały, wprost mówi siostrze, żeby nie wymyślała i częściej do nas dzwoniła. Z nim Aleksandra utrzymuje jeszcze jakiś kontakt. I za to dzięki. Ale mimo wszystko, jak można wytłumaczyć takie zachowanie młodej dziewczyny? Czy naprawdę tam spotkała takich ludzi, przed którymi będzie się wstydzić za mamę i tatę? Czy tam wszyscy są mądrzejsi i piękniejsi od nas? A ona wtedy jakim cudem tam się za swoją uznaje?
Tak czy inaczej, całkiem poważnie myślę o pożyczeniu pieniędzy od mojej siostry. Sama pojadę, a raczej polecę. Mąż nie chce, niech siedzi w domu, jego sprawa. Ja kupię prezent, zarezerwuję pokój w hotelu. Nie trzeba mi żadnej pomocy. Za to zobaczę przyszłego zięcia, jego rodziców, przyjaciół. I co najważniejsze, spojrzę w oczy własnej córce. Spojrzę na nią i niech tylko spróbuje nie wpuścić mnie na ceremonię. Jak myślicie, dobry pomysł czy lepiej machnąć ręką i nic nie robić? Syn rośnie, jego też musimy wychowywać. Chociaż córka też nie jest nam obojętna, szkoda tylko, iż tak się zachowuje…