Dziewczyna porzuciła ojca jak niepotrzebny przedmiot: gorzka prawda
Jan Kowalski nigdy nie wyobrażał sobie, iż skończy za drzwiami obcego domu, pod opieką obcych ludzi, wśród dusz porzuconych przez własne dzieci. Wierzył, iż zasłużył na więcej: na szacunek, trochę ciepła, odrobinę spokoju. W końcu całe życie pracował, utrzymywał rodzinę, budował codzienność wokół jedynego szczęścia żony Haliny i córki Kasi.
Z Haliną spędzili razem ponad trzydzieści lat, byli nierozłączni jak dwie krople wody. Po jej odejściu cztery lata temu dom stał się zimny, zbyt cichy. Jedyną pociechą była Kasia i wnuczka Zosia. Pomagał, jak mógł: pilnował dziecko, oddawał emeryturę na zakupy, zostawał, gdy córka i zięć wychodzili lub pracowali. Aż pewnego dnia wszystko się zmieniło.
Kasia zaczęła patrzeć na niego krzywo, gdy krzątał się w kuchni. Jej irytował jego kaszel. Tato, żyłeś już dość, daj innym żyć! powtarzała jak mantrę. Coraz częściej mówiła o przytulnym domu opieki z lekarzem i telewizorem. Jan się opierał.
Kasiu, to moje mieszkanie. jeżeli ci ciasno, idź do teściowej. Mieszka sama w trzypokojowym.
Wiesz dobrze, iż się nie lubimy. I przestań już z tym! odparła.
Chcesz po prostu przejąć mieszkanie. Zamiast wyrzucać ojca, weź się do roboty!
Nazwała go egoistą, zagroziła, iż znajdzie rozwiązanie. Tym razem nie wytrzymał. Spakował walizkę, bo nie mógł znieść, iż stał się intruzem we własnym domu. Wyszedł bez słowa. Kasia promieniała. Najchętniej wyniosłaby go na rękach.
W domu opieki dali mu wspaniałe widoki: wąski pokój z oknem i stary telewizor. Jan spędzał dni w ogrodzie, pod niebem, wśród innych zapomnianych.
Dzieci pana tu zostawiły? spytała pewnego dnia sąsiadka z ławki.
Tak, córka uznała, iż zawadzam odparł, tłumiąc łzy.
Mnie też. Syn wybrał żonę. Wyrzucił mnie. Nazywam się Maria.
Jan. Miło poznać.
Zostali przyjaciółmi. Z bólem było lżej we dwoje. Minął rok. Kasia ani nie zadzwoniła, ani nie przyszła.
Pewnego dnia, gdy czytał, usłyszał znajomy głos.
Panie? Nie spodziewałam się pana tu spotkać zdziwiła się dawna sąsiadka, doktor Anna, która badała mieszkańców.
No cóż, już rok. Nikt mnie nie chce. Ani słowa.
Dziwne Kasia mówiła, iż kupił pan dom na wsi, żeby odpocząć.
Wybacz, ale wolę tu gnić za kratami? zaśmiał się gorzko.
Anna pokręciła głową, zaniepokojona. Po obchodzie wróciła. Ich rozmowa nie dawała jej spokoju. Dwa tygodnie później złożyła propozycję:
Panie Janie, dom mojej matki na Mazurach stoi pusty. Odeszła w zeszłym roku, sprzedaliśmy resztę. Dom solidny, las i jezioro obok. jeżeli pan ch








