Córka namówiła mnie, bym spróbowała znaleźć męża na portalu randkowym. Odmawiałam, bo przecież nie wiadomo, kto kryje się po drugiej stronie ekranu. W końcu, pod presją córki, zgodziłam się. Co z tego wyszło?

przytulnosc.pl 6 godzin temu

Mam na imię Julia, mam 57 lat. Od dawna żyję sama. Dzieci dorosły i wyfrunęły z rodzinnego gniazda. Mąż odszedł dziesięć lat temu. Znudziło mu się rodzinne życie. Chciał żyć dla siebie. Spakował rzeczy i zamieszkał w garażu.

Samotność jest trudna. Nie ma z kim porozmawiać, a męskie sprawy zostają niezrobione. Zepsute gniazdka elektryczne, cieknące krany – tak wyglądało moje życie od lat. Córka, widząc, jak żyję, zaproponowała, żebym zarejestrowała się na portalu randkowym. Nie rozumiem takich rzeczy. Szukać męża w internecie? Przecież nie widzę tej osoby! Kto wie, kto to jest po drugiej stronie?

Córka nalegała. Przez cały tydzień przekonywała mnie, iż powinnam spróbować. Wymieniała mnóstwo zalet internetowych znajomości. Powiedziała:

– jeżeli nie znajdziesz męża, to chociaż sobie porozmawiasz. Nie będzie ci tak samotnie.

Poddałam się jej namowom. Córka założyła mi profil. Umalowała mnie, zrobiła fryzurę i sfotografowała. Dwa dni uczyła mnie obsługi portalu. Te serwisy randkowe to naprawdę skomplikowana sprawa.

Zainteresowanie było ogromne. Nie spodziewałam się, iż kobieta w moim wieku może wzbudzić takie zainteresowanie. Samotni mężczyźni szukali różnych rzeczy: jedni chcieli poważnego związku, inni szukali towarzystwa na emeryturze, jeszcze inni – rozmówcy, a byli i tacy, którzy potrzebowali pomocnika do prac w ogrodzie. Najbardziej przemawiał do mnie ten drugi typ.

Paweł od razu wpadł mi w oko. Od siedmiu lat był samotny. Jego żona zginęła w wypadku i od tego czasu nie mógł znaleźć odpowiedniej kobiety. Dużo pisaliśmy. Każdą wolną chwilę poświęcałam nowemu znajomemu. Opowiadał mi o swojej miłości do zwierząt – miał trzy psy i cztery koty.

Po miesiącu korespondencji Paweł zaprosił mnie na spotkanie. Zaproponował spacer po parku i herbatę. To był idealny pomysł na pierwsze spotkanie.

Starannie się przygotowałam. Z szafy wyjęłam brązową sukienkę w drobne grochy, założyłam baleriny i lekko się umalowałam. Przypomniałam sobie, iż mam drogie francuskie perfumy, które dwa lata temu przywiozła mi siostra. Uznałam, iż to wyjątkowa okazja, by ich użyć.

Do parku przyszłam wcześniej. Byłam ciekawa, jaki okaże się Paweł. Czułam się jak nastolatka na pierwszej randce. Minęło pięć minut od ustalonej godziny, ale Pawła wciąż nie było. Zaczęłam się niepokoić, ale czekałam. Po kolejnych dziesięciu minutach wciąż się nie pojawił.

Czekałam pół godziny. W końcu Paweł przyszedł. Byłam trochę zła, ale nie chciałam tego pokazywać. Nie należy skreślać człowieka za samo spóźnienie. Jak bardzo się myliłam!

– Dzień dobry! – powiedział Paweł dziwnym, chrapliwym głosem, który brzmiał jak u osoby poważnie chorej na płuca. Głos był niski i szorstki.

Zwróciłam uwagę na jego dłonie – paznokcie miał żółte jak jesienne liście. Spojrzałam na jego twarz – blada, a szyja zaczerwieniona.

Gdy Paweł mnie przytulił, poczułam intensywny zapach tytoniu i, wybaczcie szczerość, psich odchodów. Moja piękna wizja rozpadła się w jednej chwili.

Nie pamiętam dokładnie, jak uciekłam od Pawła, ale zaraz po tym usunęłam swój profil na portalu randkowym. Już nigdy z nikim się tam nie umawiam. Po drugiej stronie ekranu może być każdy – choćby ktoś z mnóstwem złych nawyków.

Idź do oryginalnego materiału