Córka męża z pierwszego małżeństwa

newsempire24.com 2 miesięcy temu

**Dziennik, 4 stycznia**

Świąteczne ferie dobiegały końca. Po świętach sałatki, ciasta i przekąski już mi się przejadły, więc na śniadanie ugotowałam owsiankę. Czas wrócić do normalnego, prostego jedzenia.

Siedzieliśmy we trójkę w kuchni, gdy z pokoju dobiegła melodia dzwoniącego telefonu mojego męża. Wyszedł na korytarz. Mimowolnie nasłuchiwałam, próbując po jego odpowiedziach zgadnąć, kto dzwoni i o co chodzi.

Gdy wrócił, zauważyłam, iż nie wyglądał na zdenerwowanego. Zatroskany, ale nie przygnębiony.

— Hmm… — zaczął. — Dzwoniła mama, prosiła, żebym przyjechał, ma wysokie ciśnienie.

— Oczywiście, jedź — skinęłam głową.

Gdy poszedł się ubierać, przypomniałam sobie jego słowa przez telefon: *„Od razu? Może nie warto? No dobrze, dobrze.”* Kiedy teściowa dzwoniła i żądała, żeby przyjechał, zwykle natychmiast biegł do niej. *„Znowu się nakręcam”* — powstrzymałam się.

— Zaraz wracam — krzyknął z przedpokoju, a za nim zatrzasnęły się drzwi.

— Jedz, dawaj — pogoniłam syna, który wałkował łyżką po talerzu, rozmazując kaszę.

— A pójdziemy na górkę? Obiecałaś — Jaś nabrał odrobinę kaszy na łyżkę i długo się jej przyglądał, zanim włożył do ust.

— Tata wróci i pójdziemy. Dobrze? — Uśmiechnęłam się do niego. — Tylko umowa — musisz zjeść kaszę.

— Dobrze — odparł bez entuzjazmu, znów podnosząc łyżkę.

— jeżeli za pięć minut talerz nie będzie pusty, nigdzie nie idziemy — powiedziałam stanowczo i podeszłam do zlewu, by pozmywać naczynia.

Prasowałam pranie, a Jaś bawił się samochodzikami na podłodze, gdy w drzwiach rozległ się zgrzyt zamka.

*„Wreszcie”* — odłożyłam żelazko i nasłuchiwałam szelestu ubrań w przedpokoju. *„Długo się tam guzdra”* — pomyślałam i wyszłam na spotkanie męża.

W drzwiach stanęła przede mną dziesięcioletnia dziewczynka, patrząc na mnie z ciekawością. Za nią podszedł mąż. Wyglądał na winnego. Położył ręce na ramionach dziecka i wyprostował się, jakby szykując do walki.

— To moja córka, Kinga — powiedział, spuszczając wzrok. — Mama poprosiła, żebym ją wziął do jutra.

— Rozumiem. A jej mama? Z kolejnym kochankiem wyjechała na wakacje? — zauważyłam z sarkazmem.

Wzruszył ramionami, ale nie zdążył odpowiedzieć, bo wróciłam do prasowania.

— Wejdź — usłyszałam jego głos, a kątem oka zauważyłam, jak dziewczynka podeszła do Jasia bawiącego się na podłodze.

— Została nam kasza? — zapytał mąż.

— Nie będę jadła kaszy — od razu oznajmiła Kinga. — Chcę makaron z parówką.

Mąż spojrzał na nią zdezorientowany, potem na mnie. Wzruszyłam ramionami i machnęłam ręką w stronę kuchni, sugerując, by sam się tym zajął.

Po chwili zawołał mnie z kuchni.

— Mamy makaron? Nie znalazłem.

— Jest. Tam zostało. Jak skończę prasować, pójdę do sklepu — rzuciłam z wyrzutem.

— Nie patrz tak na mnie. Sam nie wiedziałem, że…

— Naprawdę? A mama, gdy dzwoniła, nie powiedziała, po co cię wzywa? — Z jego miny zrozumiałam, iż trafiłam w sedno. — A mnie nie warto było zapytać? Dlaczego nie powiedziałeś, nie uprzedziłeś? Jasia też trzeba było przygotować. Teraz będą się o ciebie bić.

Na potwierdzenie moich słów z pokoju dobiegł płacz Jasia. Pobiegłam tam, a za mną mąż.

— Proszę bardzo. Rozwiązuj — rozłożyłam ręce.

Jaś przytulił się do mnie, a Kinga stała, wpatrując się złościwie w podłogę.

— Co się stało? — Mąż podszedł do córki.

Zabolało mnie, iż podszedł właśnie do Kingi, a nie do syna.

— Ona… zabrała mi auto… — łkał Jaś.

Z kuchni dobiegł syk gotującego się makaronu, i mąż pobiegł tam. *„I nic jej nie powiesz. Gość. Biedactwo, jak mówi teściowa. A co ja mam robić?”*

— Obejrzysz bajki? — Zmusiłam się do spokoju i zwróciłam się do dziewczynki.

Kinga skinęła głową, a ja z ulgą włączyłam telewizor. Usiedli z Jasiem na kanapie.

— Twoja mama znowu zaczyna? Chce zniszczyć naszą rodzinę? Ma obsesję, żeby was z powrotem złączyć. Słyszałam, jak krzyczała, gdy urodził się Jaś, iż nie ma innego wnuka poza Kingą. Testuje mnie, jak zareaguję na twoją córkę? — syknęłam w kuchni.

— Naprawdę jest jej źle — bronił się.

— A co jej przeszkadzała duża dziewczynka? Mogłaby podać wodę, wezwać karetkę. Z nią bezpieczniej. W jej wieku już smażyłam jajecznicę sama — nie ustępowałam.

— Dość! — przerwał mi, głośno kładąc łyżkę na blacie. — Kinga, chodź jeść! — krzyknął w stronę pokoju.

— Tatusiu, przynieś mi tutaj — spokojnie odpowiedziała.

— *Tatusiu* — przedrzeźniłam ją i przewróciłam oczami. — Biegnij do niej — wyszłam, ignorując Kingę, i zaczęłam składać deskę do prasowania, zostawiając męża sam na sam z jego córką.

W końcu zabrał ją do kuchni. Ledwo powstrzymywałam się, by nie wybuchnąć. Usiadłam z Jasiem przed telewizorem, ale nic nie widziałam. Syn przytulił się, szukając mojego wzroku. *„Trzeba przetrwać. Jaś wszystko rozumie. Widzi, iż dziewczynka mi się nie podoba. Tak nie można”* — zmusiłam się do uśmiechu.

W środku wrzałam. Nie mogłam pozbyć się poczucia krzywdy, niesprawiedliwości. Z kuchni słychać było ich rozmowę. A my z Jasiem siedzieliśmy samotni. *„Muszę uważać. Ona wszystko powie teściowej, a ta znów będzie namawiać męża, iż źle zrobił, rozwodząc się, iż zniszczyłam ich rodzinę…”*

— Mamo, a kiedy pójdziemy na górkę? — przerwał mi Jaś.

— Teraz nie wiem. Widzisz, mamy gościa — pogłaskałam go.

Kinga podeszła do kanapy, żując

Idź do oryginalnego materiału