Wczorajszy zachód słońca był spektakularny, taki o jakim ostatnio pisały Romi i Ola. Wściekłe czerwienie przechodzące w karmazyn i purpurę. Mła aż zatchnęło i pożałowawszy iż nie miała przy sobie aparatu. Kiedy mła doszła do domu barwa nieba była w odcieniu głębokiego nocnego błękitu. Ech... interesujące czy mój aparat poradziłby sobie z takim krwistym zachodem? Dziś ostatni dzień karnawału, znaczy Śledzik. Mła jednakże rybki cóś nie kuszą, przez cały czas bezczelnie chce mła się pączków, nic na to nie poradzę. Usiłowałam sama siebie zniechęcić ale wyszło jak zawsze. Hym... jestem jeńcem idealnym, kiedy walczę sama ze sobą, poddaję się przy drugiej nadarzającej się okazji. Przy drugiej, bo przy pierwszej poddają się tylko totalne miękiszony a mła lubi sobie siebie wyobrażać jako osobę prawie iż półtwardą. Jak już przerżnę sama ze sobą, to traktuję się dobrze, znaczy zgodnie z Konwencją Genewską. Dostarczam sobie czego dusza zapragnie, żeby się nikt nie przyczepił do okrutnego traktowania, he, he, he. Staram się zapomnieć o kręgosłupie i tym zdradzieckim woreczku na żółć i wmawiam w jestestwo iż od jutra szlaban na gary. Dla mła i dla Szpagetki, która z okazji swojego chorowania uznała własne roszczenia do obiadowego talerza mła za jak najbardziej uzasadnione. Pożarty został kotlet, pożarta ryba a dziś zjadła białą kiełbasę z białego barszczu. Całą. Mła niczego Szpagetce nie broni, no bo wiadomo i w związku z tym Szpagetka coraz bardziej bezczelna. Mruciu straszliwie zazdraszcza, co oznacza iż mła niedługo będzie spożywała obiady w ukryciu.
Teraz pozwolicie iż zamieszczę tekst, któren nie jest przeznaczony dla moich hym... normalnych czytelników. No wiecie o co mła chodzi, to jest tekst do kwiczeń. Sorry to silniejsze ode mnie, wszystko przez Lewisa Carrolla czyli pana Dodgsona i Stanisława Lema. Pierwszy przez swoje zabawy z kryptografią naraził mła na taki kontakt z neologizmami iż po kilkudziesięciu latach jeszcze mła nie przeszło. Wicie rozumicie - "żmirłacz był bubołakiem". Niby wygląda sprawa śmiesznie ale żmirłacz to pojęcie matematyczne, związane z teorią grafów, rzecz poważna, bo teorią grafów zajmował się sam Euler. Dawno, dawno temu, kiedy Królewiec był Königsbergiem, na dwie wyspy na rzece Pergoła prowadziło siedem mostów, z których jeden łączył obie wyspy, a pozostałe mosty łączyły wyspy z brzegami rzeki. Jak wiecie matematycy zajmują się naprawdę poważnymi sprawami, Euler na ten przykład zajął się problemem zaliczania mostków, znaczy czy można przejść kolejno przez wszystkie mosty tak, żeby każdy przekroczyć raz i tylko raz. Tak, tak, zostawiam Was z tą zagadką, Euler się pomęczył to i Wy Kochani możecie. W każdym razie padło słowo graf, które oznacza nic innego tylko zbiór wierzchołków, które mogą być połączone krawędziami w taki sposób, iż każda krawędź kończy się i zaczyna w którymś z wierzchołków. Żmirłacz to spójny graf regularny stopnia trzeciego vel graf kubiczny. Tych żmirłaczy jest parę typów. Algorytmami grafowymi zajmują się informatycy. No i tak z zabawy słowem, poprzez zagadkę matematyczno - geometryczną przeszliśmy do informatyki. To wszystko mła podpowiedział wymyślony przez drugiego z obwinionych za przypadłości mła, znaczy Lema, Wuch, dawny niby elektroprzyjaciel Automateusza. To on odpowiada za ekscentryczną pisaninę mła, siedzi w uchu i wuszy Wuch jeden. Podjudza do zadawania kwiczeń cztucznej yntelegęcji.
Wczerowaj zeźliwa niedorannospalność largowato przesmutaśniała w popołudnioporę zdechliwą a nużną. Monokla, Ryjec, Sztafiziołek zaglężeni po spalniach świstąkali a Szpagolubość z Mruttezym zaobłościowani kocycznie dolegali cisznie na centrospalniku. Mła ropuszniła w półsiadle grzędliwie, szponoprofil szafirując, bo kobietonu koniecznomus występliwość naszłozaszła. Dłonioszpon rychtliwie doskonałowykon względnił, wzrocznie prawdziwny kurwimanicur. Cukrość a nie zgrzebnoszpon, lalentność po całocielności, ogólnozadowolniale kiedyż szponoprofil wyszafirowany. Mali szpon a samopięknostwo tuczne. U kobietona wyględność zasię przeradośnia ryżonarcystycznie, mniłość samowłasna małokurc nie zagrzdyli. Do wyględności oberwyględnej ściergrzywacz musowy. Po dziesiętnym, kej najdziomamonienie, bo ściergrzywacz nietaniośny. Ścier u mła łysojedwabny a półpotliwy, chujopielęgny zośliwie. Zeźliwa mła ze ścieru, anglezów ni ma jenojeno łysojedwab czerepny. Wuj! Mła zdzisiorak uszykowawszy w całozakresie i potupupupupu ku Mamelonu. Mamelonu, nie Elonu. Mła niemilni Elonu, paskud, autostatosadystyczny fujfuj, dla Elonu żywcorwa ścieru z łonu! Do Sławencjusza i Mamelona chodadoma. Śledzik - ibka jubi pływu, pływu. Najutrznik popiełowy, kacochorobnik wielko zaposzczony, tygodniosześćny zawrzyjryj, smutaśność pospólna, ech... Dobra niech się cztuczna franca troszki pomęczy ze składaniem! Fotki so zdziśki, bo pogódka taka iż choćby Szpagutkowska parapetowała zewnętrznie, w Muzyczniku pożegnanie karnawału. Polityczne robio sobie teraz karnawał w ryjo, jakby w nich oriszas wlazły, interesujące jak zaposzczą, he, he, he?