Ostatnio trochę przypadkiem rozmawiałam ze znajomym o tym, czy bycie w związku i druga osoba warunkują szczęście. Ja uważam, iż każdy z nas jest piękną kompletną całością i "druga połówka" nie uzależnia szczęścia. Prawdopodobnie jestem reprezentantką jednego ze skrajnych poglądów, nie mniej jednak rozmowa ta dała mi okazję, żeby zobaczyć inny punkt widzenia, trochę lepiej go poznać, i... jeszcze bardziej utwierdzić się we własnym.
Mam też w zwyczaju pytać ludzi - co u Ciebie dobrego? I wiecie co? Bardzo rzadko w odpowiedzi opowiadają o czymś DOBRYM. zwykle słyszę o tym, czemu jest źle, co nie tak, iż zmęczenie, iż nadmiar pracy, iż brzydka pogoda, iż choroba itd. A pytałam przecież o to, co dobrego...
W toku rozmowy wspomniany kolega powiedział mi - Nikola,
bo ty tak masz, iż cieszysz się z wszystkiego. Nie każdy to w sobie ma. I dało mi to bardzo do myślenia. Więc dziś o tym - co sprawia, iż jestem szczęśliwa? A w zasadzie nie co, tylko kto - jak sprawiam, iż cieszę się swoim życiem. Może znajdzie się też tu coś dla Ciebie?
Zdaniem mojego znajomego, życie w pojedynkę jest niepełne i nie daje możliwości odczuwania szczęścia, a coś, co może być postrzegane jako ekscytujące, nie daje radości, bo... jest odczuwane w pojedynkę. Zadawałam w tej rozmowie mnóstwo pytań, próbując to zrozumieć bądź zweryfikować - czy aby na pewno dobrze rozumiem, iż warunkiem szczęścia w życiu jest związek.
Do związków i życia singla można mieć wiele podejść i ja to całkowicie szanuję. Rozumiem, iż niektórzy mają silniejszą potrzebę bycia w relacji z drugim człowiekiem, a w byciu singlem bardzo doskwiera im samotność, inni natomiast dobrze się odnajdują w życiu w pojedynkę i ten fakt nie stanowi żadnej przeszkody czy ograniczenia - co nie oznacza, iż nie chcieliby zbudować udanego związku. To, co jednak w tym wszystkim mnie najbardziej dotknęło to budowanie szczęścia tylko na jednej podstawie. Warunkowanie tego, iż czujemy się szczęśliwi od jednego elementu układanki.
Co gdy go zabraknie?
I to tylko jeden z przykładów. Ostatnio mam wrażenie, iż ogromna część tego świata jest nastawiona do życia negatywnie i widzi je tylko w czarnych barwach. Niezmiennie uderzę mnie to, gdy ktoś np. ciągle opowiada o swoich chorobach, inny dalekim znajomym ze szczegółami opowiada o różnych problemach osobistych, rodzinnych rozterkach itd.. I wszystko rozbija się o to samo - brak sensu życia, wszystko jest przytłaczające i choćby najlepsza pizza w mieście nie wywołuje uśmiechu.
Może nie powinno mnie to dziwić w dobie pandemii, wiecznych lockdownów i braku nadziei na to, iż w końcu będzie lepiej. Może przyjdzie nam się zmierzyć lada chwila z kolejną pandemią, tym razem depresji? I całkowicie to rozumiem, bo przyszło nam żyć w bardzo dziwnych i trudnych psychicznie czasach.
Ale przez cały czas mogę powiedzieć, iż jestem szczęśliwym człowiekiem. I gdy patrzę na kolejne osoby z mojego bliższego i dalszego otoczenia, które opowiadają tylko o tym, co złe - to zastanawiam się, czy to kwestia tego, iż mam w życiu takiego ogromnego farta, iż dzieje się u mnie samo dobro, czy może to kwestia optyki i tego na co zwracamy uwagę? Bo nie wierzę w to, iż nie ma nic DOBREGO w życiu każdego z Was.
Wracając jednak do tematu warunkowania szczęścia drugą osobą - nie ma nic złego w tym, iż drugi człowiek daje nam szczęście, problem moim zdaniem zaczyna się wtedy, gdy to jest jedyny filar szczęścia. No właśnie - i tu mamy najważniejszy problem - budowanie swojego poczucia szczęścia tylko na jednym elemencie. I nie ma tu znaczenia, czy to jest związek, dobre jedzenie na mieście, wspinaczki wysokogórskie czy podróże. Każdego z tych elementów może w pewnym etapie naszego życia z jakiegoś powodu zabraknąć. I wtedy robi się problem - bo nagle życie traci sens, nagle nic nie cieszy. I cały świat legł w gruzach.
Gdy poczucia szczęścia upatrujemy w różnych źródłach sytuacja nie jest aż tak dramatyczna. Przykład - ogromnym źródłem szczęścia są dla mnie podróże. I nawet, gdy jestem w Polsce, to wtedy planuję kolejny wyjazd, czytam o danym miejscu, szukam lotów czy noclegu, planuję, co będę w danym miejscu robić. Mam na co czekać i to czekanie też daje mi szczęście. Covidowo podróże są bardzo utrudnione, dawno nigdzie nie byłam, a planowanie praktycznie nie ma sensu. I tak, mocno mi to uprzykrza życie i nie raz robi mi się przykro, iż nie mogę na chwilę choć udać się pod jakąś palmę. I gdybym od podróży uzależniała swoje szczęście, to byłabym w czarnej dupie rozpaczy.
Ale cieszę się też z satysfakcji, którą daje mi moja praca, z pysznego jedzenia zamawianego do domu, z pierwszych wiosennych promieni słońca, z każdego spotkania z przyjaciółmi, z inspirującej rozmowy, z dobrej książki i całe mnóstwo innych rzeczy.
Staram się też regularnie zapisywać sobie trzy rzeczy, za które jestem dziś wdzięczna. To bardzo uczy dostrzegania tego, co dobre w życiu. I znów wracamy do samego początku - Nikola,
bo ty tak masz, iż cieszysz się z wszystkiego. Nie, nie mam tak. Ja się tego nauczyłam. Wypracowałam to, iż dostrzegam pozytywy. I jasne, iż złe rzeczy też się dzieją. Jasne, iż miewam gorsze dni, w których nic nie cieszy. Ale to tylko momenty. Bo w życiu jest wiele dobrego, trzeba tylko zacząć je zauważać.
A przynajmniej na pytanie - co u Ciebie dobrego, zacząć odpowiadać na temat :)
PS Nigdy też nie masz pewności, czy Twój rozmówca jest gotowy by usłyszeć tyle złych informacji na raz - może chociaż z tego powodu, pomyśl o czymś pozytywnym. A jestem pewna, iż zaprocentuje to także dla Ciebie!