Dzisiaj znów przyszło mi do głowy to straszne pytanie: „A jeżeli rodzice naprawdę się rozwiedzą?”. Żołądek ścisnął mi się tak mocno, iż omal nie rozpłakałem się na ulicy.
Szliśmy we trójkę ze szkoły – ja, Kacper i Tomek. Wiosenne słońce raziło nas prosto w oczy. Chłopaki przepychali się i śmiali, a ja starałem się dotrzymać im kroku, choć myślami byłem zupełnie gdzie indziej. Pod blokiem Kacpra zatrzymaliśmy się na chwilę.
„Przyjdziesz dziś wieczorem pojeździć na rowerze? Wczoraj z Tomkiem zajechaliśmy cały park!” – Kacper szturchnął mnie w ramię.
Zmarszczyłem brwi. Od tygodni prosiłem tatę, żeby przyniósł rower z garażu, ale ciągle nie miał czasu. Albo wracał późno z pracy, albo obiecywał, iż zrobi to w weekend, a potem zapominał albo znajdował wymówkę.
„No więc? Przyjdziesz?” – Kacper nie odpuszczał.
„Nie wiem… Rower jest w garażu. jeżeli tata wróci wcześniej…”
„Sam nie możesz go wyciągnąć? No dobra, spotykamy się w parku o siódmej.” – Kacper wyciągnął dłoń, a my klasnęliśmy w nią po kolei.
Kilkaset metrów dalej pożegnałem się z Tomkiem i ruszyłem w kierunku domu. Może jednak warto poszukać klucza do garażu? Tata trzymał tam auto tylko zimą, więc pewnie klucz leży gdzieś w domu. Przyspieszyłem kroku.
W domu gwałtownie się przebrałem i zacząłem szukać. Przeszukałem szufladę w przedpokoju, gdzie rodzice trzymali drobiazgi, ale klucza nie było. Po chwili zrezygnowany zabrałem się za lekcje. Może mama pozwoli mi go zabrać, jeżeli zobaczGdy skończyłem zadanie z matematyki, usłyszałem dzwonek do drzwi i serce zabiło mi mocniej – może to tata wrócił wcześniej i w końcu pojedziemy po ten rower?