Co się kryje w kremach do twarzy?

magazynpismo.pl 5 dni temu

Ta historia ma swój osobisty początek. Przychodzi taki moment, kiedy pewnego poranka, jakoś w okolicy swoich urodzin, człowiek spogląda w lustro i – być może po raz pierwszy od dawna – widzi siebie naprawdę. Widzi bladą twarz, spuchnięte po zbyt krótkim śnie powieki, zmarszczki. Widzi swój pesel.

Dostęp online
Czytaj i słuchaj bez ograniczeń.Kup

Niektórzy z nas odwracają się wtedy z niechęcią i, dokonując porannej toalety, starają się nie zerkać w lustro, aby nie musieć się mierzyć z niewygodną prawdą. Inni udają się do apteki, drogerii, dzwonią do przyjaciela albo odpalają internet i wpisują w wyszukiwarkę: „kremy przeciwzmarszczkowe 40 plus”. Byłam tym ostatnim przypadkiem. Przeszukałam asortyment okolicznych drogerii. Popytałam przyjaciółek. Po tygodniach poszukiwań moim oczom ukazał się krem. Czułam, iż to ten. Niebieski, w szklanym opakowaniu, bogaty w składniki aktywne. W promocji za jedyne 300 złotych. Nigdy tyle nie wydałam na kosmetyk. Może to błąd, może pora nadrobić stracony czas i się szarpnąć? Byłam blisko kupna, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.

Newsletter

Aktualności „Pisma”

Raz w miesiącu poinformujemy Cię o najważniejszych materiałach z numeru, nowych podcastach.

Zapisz się

Wiele i wielu z nas się nie powstrzymuje. Nie oszczędzamy na kosmetykach. Polski rynek produktów do pielęgnacji skóry w 2023 roku był wart prawie 6 miliardów złotych. Plasuje to nasze państwo na szóstym miejscu w Europie, po Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoszech i Hiszpanii. Zgodnie z danymi firmy badawczej PMR z 2021 roku ponad 58 procent Polaków deklaruje zakup kremu do twarzy – odpowiedziało tak 79 procent przepytanych kobiet i 34 procent mężczyzn. Używanie kremów przez tych ostatnich stabilnie wzrasta, zwłaszcza – jak podaje portal Przemyslkosmetyczny.pl – w grupie wiekowej 50 plus, która stanowi w Polsce ponad 40 procent populacji.

Od pokusy kupna kremu za trzy stówki przeszłam do analizy, jak dokonałam mentalnego przeskoku z patrzenia w lustro do chęci nabycia czegoś, o czym choćby nie wiem, czy jest mi naprawdę potrzebne. Zamiast decyzji o zakupie wybrałam telefon do Ewy Paradowskiej, specjalizującej się w profilaktyce przeciwstarzeniowej kosmetolożki gwiazd (z jej usług korzysta między innymi aktorka Agnieszka Grochowska).

– Cena kremu powyżej 300 złotych najczęściej jest nieuzasadniona. Co niby takiego może w sobie zawierać, skoro najlepsze możliwe składniki aktywne można zmieścić w kremie za 50 złotych? – pyta mnie retorycznie. A to rodzi kolejne pytanie: czy inwestycja w kremy przeciwzmarszczkowe w ogóle ma sens? A jeżeli tak, to jak nie kupić kota w worku? Skoro sprzedaż kosmetyków do pielęgnacji twarzy rośnie, to jak wraz z coraz większą i bogatszą ofertą połapać się w tym, co warto kupić?

Królicza nora

To niby proste: chodzi o krem do twarzy, najlepiej z bogatym, dobrym składem, a jeszcze mógłby być ekologiczny, organiczny, ładnie pachnieć i zawierać w sobie modne substancje, o których gdzieś czytaliśmy. Ale co to wszystko znaczy? I skąd wiemy, iż używamy kremu dobrze działającego na kondycję naszej skóry? Bo przecież nie każdy kosmetyk jest dla wszystkich, nasza skóra ma swoje wyzwania i różni się potrzebami.

– Krem może wysuszać, podrażniać, uczulać skórę, wreszcie może wcale nie działać na nią odmładzająco. Widzę to u moich klientek, które przychodzą z kartonami pełnymi kremów, a ja muszę im powiedzieć, iż to wszystko do wyrzucenia – opowiada mi Ewa Paradowska. – Ostatnio odwiedziła mnie klientka z czterema kremami wiodącej brytyjskiej marki, na które wydała 1000 złotych. Musiałam jej powiedzieć, iż nie są dobre dla jej skóry, mimo iż ogólnie miały bardzo dobre składy – dodaje.

To nieszczególnie dziwne, iż jesteśmy zagubieni. Kosmetyki do pielęgnacji twarzy reklamują niemal wszyscy. Od gwiazd Hollywood po nasze lokalne, influencerzy, celebryci, youtuberzy, instagramerzy, blogerzy, vlogerzy, tiktokerzy –you name it. Robią to także eksperci: dermatolożki, specjaliści medycyny estetycznej, kosmetolożki, kosmetyczki, dietetycy.

Reklamy łowią naszą uwagę na Face­booku, Instagramie, w kolorowych magazynach. Niektóre z tych ostatnich mają specjalne dodatki kosmetyczne, poświęcone kremom przeciwzmarszczkowym i medycynie estetycznej. Z jednej strony reklamy straszą nas, by nie przegapić momentu, kiedy nasza skóra niemal odpadnie nam z twarzy, jeżeli nie będziemy używać odpowiednich kremów, z drugiej – zachęcają do pielęgnacji i dbania o siebie w duchupositiveza pomocą zdjęć i filmików z dwudziestoletnimi modelkami lub aktorkami, jak głośna reklama z młodziutką Carą Delevingne promującą krem przeciwzmarszczkowy.

Reklamowanie kuracji przeciwzmarszczkowych w duchuanti agenie różni się niczym od promowania chorobliwie chudych sylwetek modelek i wpychania tym samym dziewczynek w zaburzenia odżywiania.

Czy na taki specyfik dla dwudziestopięciolatki (w 2016 roku) nie jest ciut za wcześnie? Potrzeba odmładzania się, walczenia z naturalnie zmieniającą się skórą i ciałem jest tak silna, iż – jak w styczniu 2024 roku donosił brytyjski „The Guardian” – tamtejsi dermatolodzy biją na alarm, bo już dziesięcioletnie dziewczynki chcą stosować kuracje odmładzające. Cóż, wszystkie jesteśmy tego warte – jak głosi najpopularniejsze hasło w branżybeautywymyślone przez koncern L’Oréal. I chociaż w odpowiedzi na głosy dermatologów protest podniosły same Brytyjki, domagając się, by skończyć z mitem, iż dzięki kremu można cofnąć czas, a reklamowanie kuracji przeciwzmarszczkowych w duchuanti agenie różni się niczym od promowania chorobliwie chudych sylwetek modelek i wpychania tym samym dziewczynek w zaburzenia odżywiania, rynekbeautyma się bardzo dobrze. Centrum naszych starań staje się twarz – by była świeża, młoda, bez zmarszczek i zawszeglow.

Oglądam filmiki polskich i zagranicznych influencerek, które zajmują się „rozpakowywaniem” napisów na kremach. Jedna z nich, skinfluencerka (z ang.skin, czyli skóra) i modelka Cassandra Bankson, na YouTubie mówi wprost: „Przemysłbeautyjest pełen kłamstw związanych z pielęgnacją skóry, a my w nie wierzymy. (…) Wydawałam 90 dolarów na produkt do mycia twarzy, bo polecił go w reklamie ktoś znany. Ale najbardziej dawałam się nabrać na zdjęcia przed użyciem produktu i po nim, nie zdawałam sobie sprawy, jak ważne są filtry nakładane na kamerę czy korzystne oświetlenie i iż producenci ich używają”.

To wszystko, jak głoszą reklamy, można osiągnąć jedynie dzięki kosmetyków o wyjątkowych składach. Firmy prześcigają się w propozycjach: retinol (alkoholowa forma witaminy A), witamina A, E i C – te powtarzają się najczęściej i dotyczą składników potwierdzonych naukowo; komórki macierzyste, złoto czy – moje ulubione – diamentowa esencja poprawiająca owal twarzy, krem wypełniający zmarszczki z jadem żmij oraz składniki aktywne zmieniające DNA – takie skarby też znajdziecie w opisach kremów. Do tego dochodzą jeszcze trendy: tylko eko, tylko dermo, tylko organiczne, tylko naturalne, tylko z wąkrotką azjatycką albo w ogóle sto procent pielęgnacji azjatyckiej. Jeszcze koniecznie kwas hialuronowy i algi albo najlepiej – składniki z Morza Martwego. Reklamy kremów przeciwstarzeniowych zapewniają, iż odmłodniejemy dzięki składnikom aktywnym, a firmy je produkujące zapewniają o badaniach, testach dermatologicznych i konsultacjach eksperckich.

– Trzeba pamiętać, iż to, co reklamuje się w kremie, pewnie tam jest, ale nie wiadomo, w jakim stężeniu i czy w ogóle te składniki są aktywne. A czasem jedno z drugim ma kilka wspólnego – zwraca mi uwagę Jola Zając, chemiczka i technolożka produkcji pracująca do niedawna w największych polskich firmach produkujących kosmetyki: Eveline, Dermice i Dr Irenie Eris. [Składnik aktywny to taki składnik kosmetyku, który ma działanie pielęgnacyjne na skórę i poprawia jej kondycję – przyp.red].

Podobnie mówi o tym doktorka Ewa Chlebus, dermatolożka i właścicielka warszawskiej Kliniki dr Chlebus: – Problem polega na tym, iż nie zawsze wiemy, czy to, co napisano na opakowaniu, rzeczywiście znajduje się w środku – opowiada mi ekspertka i nawiązuje do głośnej w grudniu 2023 roku sprawy, kiedy to kilka testerek zrobiło badania kosmetyków. Okazało się, iż kilka produktów z naturalnym retinalem (Retinaturel) zawiera znacznie niższe stężenie niż to wymienione na opakowaniach. Zapytałam o to dystrybutora Retinaturelu na Europę – Adeka Europe – oraz doktora Andreasa Naumanna, założyciela firmy Halotek, która zajmuje się pozyskiwaniem Retinaturelu.

„Produkty biotechnologiczne wymagają rygorystycznej kontroli i certyfikatów – pisze mi w mailu Hayate Zarth, menadżerka do spraw sprzedaży i marketingu Adeki Europe. – Każda dostarczana przez nas [do producentów kosmetyków – przyp. red.] partia zawiera analizę HPLC [high-performance liquid chromatography, czyli wysokosprawna chromatografia cieczowa, metoda identyfikacji i badania czystości związków chemicznych – przyp. red.] potwierdzającą zawartość retinalu w Retinaturelu. Odpowiadamy za sam surowy materiał, a nie za końcową formułę, jaka znajduje się potem w kremie” – dodaje. – Od prawie dwóch dekad, odkąd robię konkursy i rankingi kosmetyczne, zastanawiam się nad aktywnością substancji czynnych w kosmetykach, a teraz wychodzi na to, iż chyba nie mam się nad czym zastanawiać, bo może tych substancji tam nie ma – przyznaje Chlebus.

Pytam, jak to możliwe, iż w kremie, który reklamuje się substancjami czynnymi, może ich w ogóle nie być. Słyszę, iż z wielu powodów, na przykład niskiego stężenia. Pożądane dziś składniki czynne, jak retinol czy witamina C, są drogie. – Robię kosmetyki z retinolem od kilkunastu lat. Wiem, ile kosztują produkty na światowym rynku i iż nie da się stworzyć kremu z retinolem w cenie poniżej 100 złotych – ucina Chlebus. – Jak widzę taki za 25 złotych, to wiem, iż nie ma tam prawa być retinolu. jeżeli chce pani mieć skuteczną substancję aktywną, uznaną na rynku dermatologicznym, należy jej szukać w preparatach aptecznych.

Sprawdzam to z jedną chemiczką, która jest także technologiem produkcji. – Duże firmy dostają spore marże od producentów składników aktywnych, wtedy płacą sporo mniej za składniki, ale to nie jest kwestia marży tylko polityki firmy. Można produkować kremy drogie i wciąż wkładać do nich tylko marketing, a nie rzeczywiste składniki. Ale są firmy, które stawiają mocno na jakość i niezależnie od cen produkcji kremu dbają o obecność i adekwatne stężenie składników aktywnych także w produktach, które kosztują 20–30 zł – komentuje. – Jasne, może wtedy jest w nich niższe stężenie na przykład takiego retinolu, ale jest on obecny. Ale to wszystko zależy od polityki firmy.

Pula składników aktywnych jest zamknięta od dekad.

– Pod koniec lat 80. rządził retinol. I proszę zobaczyć, wrócił do łask. Z kolei witamina C pojawiła się na początku XXI wieku i teraz znowu ma wielkicomeback. I dobrze, trzeba się trzymać tego, co działa – dodaje Chlebus. Pytam, co to znaczy, iż składnik aktywny działa.

Na przykład sukces retinolu czy jego pochodnych tkwi we właściwym stężeniu. Zbyt wysokie wysusza skórę, ale działa przeciwtrądzikowo, z kolei niższe powoli wspomaga proces regeneracji skóry. Kolejna rzecz to niskie stężenia kwasów owocowych:

– Tylko 2 do 4 procent kwasu glikolowego i wiadomo, iż ten krem będzie działał. Odmładzająco działają takie kwasy jak retinowy i glikolowy. Gorzej z witaminą C, bo ona, o czym się nie mówi, jest trądzikogenna, czyli stosowana codziennie w złym momencie, na nieprzygotowanej skórze, spowoduje szkody. choćby najlepsze składniki aktywne szkodzą w złym stężeniu lub niewłaściwie stosowane – podsumowuje Chlebus. Poza tym, rozwija temat ekspertka, skład kosmetyku to jedno, ale ważna jest też sama formuła, czyli to, jak składnik aktywny działa z innymi substancjami. – jeżeli retinol znajdzie się w kremie, w którym zaczyna się utleniać, to przestaje działać – podaje przykład.

Główny Inspektorat Sanitarny (GIS) wydał w 2023 roku komunikat o wycofaniu z rynku kosmetyków firmy Vianek z filtrem 50, bo skład nie odpowiadał reklamowanej ochronie.

Ale składniki aktywne w kremach są obecne, mają chronić naszą skórę przed utratą wody i promieniami słonecznymi, wzmacniać ją, odbudowywać. Od czego zacząć? Rozwikłajmy tę tajemnicę. Pierwszy, który wymieniają wszystkie poznane przeze mnie ekspertki jako konieczny, jest filtr chroniący przed promieniami UVA i UVB, czyli SPF (z ang.sun protection factor). Kolejnym jest witamina C jako sprawdzony antyoksydant, a także witaminy E i A. Dalej osławione retinole, retinale (stan pośreni między retinolem a kwasem retinowym) i ich pochodne. Następnie występujące w owocach kwasy: alfa- i beta-hydroksykwasy (w tym głównie kwas salicylowy). Do tego składniki, które działają na skórę kojąco, czyli alantoina, pantenol i gliceryna. To adekwatnie koniec listy, ale nie koniec tematu, bo każdy z tych składników niesie inne wyzwanie. Oraz pytanie, w jakim stężeniu znajduje się w kremie.

Albicja, polska influencerka zajmująca się rynkiembeauty, na co dzień rozprawia się z mitami kosmetycznymi. Opowiada mi, jak łatwo trafić na krem reklamowany jako taki z filtrami SPF, który może wcale nie zapewniać deklarowanej ochrony. Sama na wiosnę tego roku otrzymała od polskiej firmy kremy z filtrami SPF 50 do testów.

– Skład kremów jest ułożony malejąco, najpierw od tych składników, których jest najwięcej, po te, których jest najmniej. I jeżeli substancje, które są filtrami, znalazły się na końcu składu, to jak ten krem może chronić skórę przed promieniowaniem i być reklamowany jako krem z filtrem? I to jeszcze jako SPF 50? – pyta retorycznie. Sprawdzam dwa kremy polskich firm. Te mają filtry UV na samym początku składu. – Powiedziałam przedstawicielowi firmy, iż nie ma opcji, żebym zarekomendowała ten produkt, bo nie znam technologii, która by dawała tak dużą ochronę przy tak niskim stężeniu. Wysłałam krem do znajomego chemika i technologa kosmetycznego, który potwierdził, iż też nie zna takiej technologii – dodaje. Mieliśmy już podobne sytuacje – Główny Inspektorat Sanitarny (GIS) wydał w 2023 roku komunikat o wycofaniu z rynku kosmetyków firmy Vianek z filtrem 50, bo skład nie odpowiadał reklamowanej ochronie.

– Kremy z wysokimi filtrami powinny się stać podstawą codziennej ochrony, zwłaszcza w przypadku skóry wrażliwej – mówi doktorka Ewa Chlebus, która co roku przygotowuje ranking najlepszych kosmetyków dla dwutygodnika „Viva”. Dodaje jednak: – Natomiast nie wydaje mi się, iż zawsze trzeba stosować te wysokie. Filtr 15–20 wystarcza w codziennej ochronie.

Witamina C z kolei jest dobrym, ale niestabilnym antyoksydantem, jak podkreśla Karolina Bazela,safety assessorka(oceniająca bezpieczeństwo kosmetyku na podstawie takich danych jak specyfikacja jego poszczególnych składników oraz wyniki badań już gotowego produktu), była pracowniczka Centrum Naukowo-Badawczego Dr Irena Eris i właścicielka firmy Dr. Bazela Cosmetics Consulting. – Co oznacza, iż nie zawsze wiadomo, czy witamina C w kremie rzeczywiście jest aktywna – podkreśla.

Retinole, retinale i ich pochodne mają udowodnione naukowo działanie jako poprawiające kondycję starzejącej się skóry. – Stymulują włókna kolagenowe, elastynę, działają przeciwtrądzikowo i antybakteryjnie – wymienia Bazela. – Ale to drogie składniki i wiele zależy od stabilnej formuły kremu.

– Witamina A zawarta w retinoidach jako jeden z niewielu składników aktywnych przenika warstwę rogową skóry – dodaje jedna z naukowczyń zajmująca się starzeniem się skóry, która zgodziła się na anonimową wypowiedź.

A reklamowane w kremach kolagen i ceramidy? – Nie przenikają skóry – wyjaśnia wspomniana naukowczyni. – Kolagen zawarty w kremach nie jest w stanie przeniknąć głębiej ze względu na duże molekuły. A ceramidy, które występują w skórze, mogą działać na nią od zewnątrz jedynie okluzyjnie (pokrywają skórę powłoką, która hamuje utratę wody z naskórka).

Kwas hialuronowy? – Owszem, działa nawilżająco, gdy go nakładamy, ale nie po zmyciu – wyjaśnia ekspertka. – Podobnie najnowszy hit kremowy, skwalan, czyli wyciąg z oliwek. Nawilża jak kwas hialuronowy, ale po zmyciu jego działanie się kończy. Za to polecam witaminę B3, czyli niacynamid, który ma adekwatności przeciwzapalne i w efekcie działa przeciwzmarszczkowo, choć nie jest dobry dla wszystkich typu skóry.

Roślinne komórki macierzyste w kremach? – Pytanie, z czego te komórki? jeżeli mamy wątpliwości, czy producent pisze prawdę, trzeba poszukać prac naukowych, które potwierdzają badania na danym składniku i jego pozytywne działanie – tłumaczy naukowczyni. – Nie znalazłam rzetelnych badań, które by to potwierdzały.

Pytam też o ostatnią nowość w kremach, resweratrol. – To związek, który może być niestabilny w obecności światła i tlenu. Jego skuteczność w produktach kosmetycznych może być ograniczona przez te czynniki, chyba iż produkt jest odpowiednio zabezpieczony przed degradacją. Nie przenika też łatwo przez barierę naskórkową, co ogranicza jego potencjalne korzyści w aplikacji topikalnej [na skórę – przyp. red.]. Nie wiemy zatem, na ile resweratrol jest w danym kosmetyku aktywny. Nie ma badań, bo w takie nikt nie inwestuje.

Naukowczyni dodaje, iż ostatnim hitem są kremy z egzosomami. To mikropęcherzyki, które wydzielają nasze komórki, a w nich jest cała masa związków aktywnych. Nie wiemy, jak egzosomy z roślin mogą działać na ludzką skórę. Nie ma badań potwierdzających, iż w ogóle działają w kremie.

Nie wiemy, jak egzosomy z roślin mogą działać na ludzką skórę. Nie ma badań potwierdzających, iż w ogóle działają w kremie.

Piszę na Instagramie do kilku dermatolożek, które zajmują się wyjaśnianiem kremowych składów oraz stereotypów dotyczących pielęgnacji. Pytam, czy zgodzą się porozmawiać o składach kremów i wynikających z nich problemach. Niestety zasłaniają się brakiem czasu lub zainteresowania albo odpisują, iż na moje pytania powinien odpowiedzieć kosmetolog. Może to wynikać z faktu, iż niektóre z nich promują także kosmetyki swojej produkcji lub pracują dla klinik dermatologicznych. Przeglądam konta influencerek omawiających nowości wśród kosmetyków drogeryjnych. Trafiam na informacje o mikroplastiku w kosmetykach, złych parabenach, alergenach obecnych w zapachach będących częścią składową kremów do twarzy. jeżeli ktoś z czytelników, próbując zrobić gruntowny research na temat kosmetyków, których używamy na co dzień, wpadł w podobną króliczą norę, to witam w klubie.

Na ratunek przychodzi mi wspomniana już Albicja. W swoich materiałach wskazuje, które z kosmetyków drogeryjnych poleca, a które warto odesłać do producenta z reklamacją. …

Idź do oryginalnego materiału