„A jeżeli rodzice naprawdę się rozstaną?” Ta przerażająca myśl ścisnęła Krzysia w żołądku i miał ochotę się rozpłakać.
Trzech przyjaciół szło ze szkoły. Wiosenne słońce raziło ich prosto w oczy. Chłopcy przekomarzali się, popychając się i śmiejąc. Zatrzymali się przed domem Jacka.
— Idziesz wieczorem na rower? Wczoraj z Darkiem było super, szaleliśmy po parku.
Krzyś nachmurzył się. Od dawna prosił tatę, żeby przyniósł rower z garażu, ale ten ciągle nie miał czasu. Albo wracał późno z pracy, gdy już było ciemno, albo kazał czekać do weekendu, a potem zapominał albo tłumaczył się obowiązkami.
— Idziesz? — powtórzył Jacek, szturchając go w ramię.
— Nie wiem. Rower jest w garażu. jeżeli tata wcześniej wróci…
— Sam nie możesz go wyciągnąć? Dobra, spotkamy się w parku o siódmej, podjeżdżaj. — Jacek wyciągnął dłoń i chłopcy przybili piątki.
Krzyś pożegnał się również z Darkiem pod następnym blokiem. „Może rzeczywiście poszukać klucza do garażu? Tata parkuje tam samochód tylko zimą. Pewnie nie nosi klucza przy sobie” — pomyślał i pospieszył do domu. Mieszkał najdalej ze wszystkich.
W domu Krzyś przebał się i od razu zaczął szukać klucza. Ale w szufladzie, gdzie rodzice trzymali różne drobiazgi, klucza nie było. Chłopiec jeszcze trochę poszukał, ale gwałtownie się poddał i zabrał się za lekcje. Mama przecież wróci, zapyta ją o klucz. Ale jeżeli nie odrobi zadań, raczej mu go nie da.
Udało mu się skończyć lekcje w półtorej godziny. Sam się zdziwił. Zwykle zajmowało mu to dwie, trzy godziny. Zamek w drzwiach wejściowych zaskoczył. „Mama!” — ucieszył się Krzyś i wybiegł jej na spotkanie.
— Cześ— Cześć — powiedziała zmęczona mama i przeszła z torbami do kuchni, a Krzyś, chociaż na sercu wciąż było mu ciężko, zrozumiał, iż czasem wystarczy odrobina cierpliwości i wiara, iż choćby największe burze w końcu mijają.