„A skąd mam cię dziś ratować?” – zapytał Marek, zalewając wrzątkiem kolejnego chińskiego zupermenia.
„Zupka i klopsiki!” – odparł z uśmiechem Tomek.
„O, znowu?” – mruknął przyjaciel, udając zainteresowanie.
„Znowu!”
„W zeszłym tygodniu też były te twoje ohydne klopsiki! Ile można?”
„Właśnie to samo pytam żony, ale ona choćby słuchać nie chce! Dobra, dobieraj się!”
***
Paweł, ich nowy kolega z pracy, patrzył ze zdziwieniem na nowych znajomych, nie rozumiejąc, dlaczego Tomek narzeka na domowe jedzenie. Marek postanowił wyjaśnić.
„Chodzi o to, iż Tomek stęsknił się za byle jakim jedzeniem – za zupermeniami, pizzą, kebabem i innymi świństwami. A żona pakuje mu codziennie obiady, żeby jadł zdrowo. Więc ja go ratuję. Jedzenia nie wyrzucimy, prawda? On zajada mojego zupermenia, a ja pałaszuję to, co jego żona ugotowała.”
„A tak źle gotuje?” – zapytał Paweł, wyjmując kanapkę z mikrofalówki.
„Nie, w sumie gotuje całkiem nieźle. Ale czasem nie ma się ochoty na klopsiki, rosół z makaronem czy schabowego!” – odparł Marek, otwierając pojemnik Tomka. – „No i trzeba pomóc koledze po przyjacielsku.”
„A może lepiej powiedzieć żonie, żeby się nie wysilała? Pewnie by się ucieszyła!” – zauważył Paweł.
„Próbował, ale ona choćby słuchać nie chce!”
„A ty się cieszysz, iż możesz się starać!”
„No a co, dobre jedzenie ma się zmarnować?”
„Gdybym miał żonę, która by mi obiady pakowała, nigdy bym się nimi nie dzielił!” – westchnął Paweł, odgryzając kawałek kanapki.
„W czym problem? Ożeń się! Kto ci broni?”
„Nie znalazłem jeszcze swojej drugiej połówki!”
„No nic, jeszcze znajdziesz!” – klepnął go po ramieniu Marek. – „Jesteś tu niedługo, prawda? U nas pełno fajnych dziewczyn!”
Chłopaki skończyli jeść i wrócili do pracy. Wszyscy zatrudnieni byli w tej samej fabryce mebli, choć na różnych stanowiskach. Tomek był szefem działu sprzedaży, Marek pracował na produkcji, a Paweł niedawno dołączył do nich jako magazynier.
Jakby przeczuwał ich nowy znajomy. Tego samego wieczoru Paweł spotkał w sklepie urokliwą kobietę koło trzydziestki. Może trochę młodszą.
Stała przed półką i próbowała sięgnąć po paczkę makaronu z najwyższej półki. Niska, może metr pięćdziesiąt z hakiem, ale śliczna.
„Pomoć?” – zaproponował galantnie Paweł.
Sam był wysoki i bez problemu mógł dosięgnąć do górnych półek.
„Byłabym bardzo wdzięczna!” – uśmiechnęła się nieznajoma.
Ten uśmiech! Paweł poczuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg. Wszystko się pomieszało – dziś, wczoraj, jutro. Chciał zostać w tej chwili i nigdzie się nie ruszać, ale kobieta, złapała makaron i ruszyła dalej między regały.
Otrząsnąwszy się, Paweł podążył za nią.
„Co pani planuje ugotować?” – zapytał, udając przypadkową rozmowę.
„A no, chciałam mężowi lasagne zrobić! Bo już mu się znudziły moje klopsiki!” – zaśmiała się.
„A ja jestem Paweł!” – przedstawił się szybko. – „A pani?”
„Jagoda. Możemy na ty.”
Paweł zupełnie zapomniał o dzisiejszej rozmowie w pracy, ale nagle wszystko mu się przypomniało.
„A nie szkoda ci zachodu, skoro sama musisz po sklepach biegać?” – zapytał żartobliwie.
„Dlaczego? Przecież miło jest czymś męża zaskoczyć.”
„No właśnie słyszałem dziś taką historię… i teraz sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle.”
„Jaką historię?” – zainteresowała się.
„Znajomy opowiadał, iż oddaje swoje obiady od żony koledze, a sam je tylko zupermeny. I jak tu zrozumieć mężczyzn?”
„Naprawdę dziwny człowiek. Gdybym się o czymś takim dowiedziała, dałabym memu taki wycisk!” – oburzyła się w imieniu wszystkich kobiet.
„No jak żona Tomka się dowie, też mu nie odpuści!” – przytaknął Paweł.
„Tomka?” – zdziwiła się. – „A możesz powiedzieć, gdzie pracujesz?”
„Dopiero co przyjechałem do miasta. Jeszcze nikogo nie znam. Zatrudnili mnie w fabryce mebli, na lewym brzegu.”
Jagoda zatrzymała się i spojrzała na niego z obrażoną miną.
W głowie układało się dwa plus dwa. Mąż ostatnio przybierał na wadze, też miał na imię Tomek, też pracował w tej samej firmie. To nie mógł być przypadek.
„A niech mnie! Więc to Marek cały czas wyjada jego obiady, a mój żywi się tym chińskim badziewiem!” – warknęła.
Dopiero teraz Paweł zrozumiał, w co się wpakował. Skąd miał wiedzieć, iż piękna nieznajoma to żona jego kolegi?
„Ups…” – mruknął, nie wiedząc, jak się wykręcić.
Jagoda rzuciła wózek i ruszyła w stronę wyjścia, mamrocząc pod nosem:
„Żeby on śmiał! Będzie miał teraz lasagne! I klopsiki, i kotlety, i makaron ze szpinakiem. Ja się tak starałam, a on!”
Paweł zostawił swoje zakupy i pobiegł za nią. Dogonił ją dopiero przy samochodzie, gdy już otwierała drzwi.
„Nie mogę pozwolić, żebyś prowadziła w takim stanie!” – powiedział stanowczo. – „Chodź, postawię ci kawę, a jak się uspokoisz, pojedziesz, gdzie tam chciałaś.”
„Nie!” – odparła, ale Paweł nalegał.
W końcu się zgodziła. Weszli do kawiarni w supermarkecie, on zamówił kawę i ciastka. To chyba najlepszy sposób na uspokojenie kobiety – przynajmniej nic lepszego nie wymyślił. Ku jego zdziwieniu, zadziałało.
Jagoda powoli zjadała ciastko i opanowywała złość, choć uraza wciąż była widoczna.
„Wyobraź sobie! Ten Marek to dopiero cham. Wychodzi na to, iż ja mu tyle czasu gotowałam. Wiesz, od kiedy to trwa?”
„Prawdę mówiąc, nie wiem. Przepraszam, iż wygadałem cudzą tajemnicę. Proszę, nie wydawaj mnie. Twój mąż to szef, na pewno by mnie zwolnił!”
„Nie zwolni. Nic mu nie powiem! Ale ja mu jeszcze pokażę!”
„Dzięki, bo niełatwo znPaweł i Jagoda wyszli z kawiarni, nieświadomi, iż Tomek właśnie stał za rogiem, trzymając w ręku paczkę zupermenów i nagle zrozumiał, co się stało z jego niedzielnym rosółkiem.