– I od czego dzisiaj będę cię ratował? – zapytał Krzysztof, zalewając wrzątkiem kolejną paczkę chińskiego makaronu.
– Ziemniaki i klopsiki! – radośnie odparł Jakub.
– O, znowu? – z wymuszoną miną spytał kolega.
– Znowu!
– W zeszłym tygodniu już były te twoje klopsiki! Jak długo to może trwać?
– Właśnie to samo pytam żonę, ale ona choćby nie chce słuchać! No dobra, bierz się!
***
Mariusz, ich nowy współpracownik, patrzył ze zdziwieniem na nowych znajomych, nie rozumiejąc, dlaczego Jakubowi nie smakuje domowe jedzenie. Krzysztof postanowił wyjaśnić.
– Sprawa jest prosta – Jakub tęskni za byle jakim jedzeniem, takim jak chiński makaron, pizza, kebaby i tym podobne, a żona pakuje mu codziennie obiady, żeby jadł zdrowo. Ja go ratuję. Przecież nie wyrzucimy jedzenia! On je mój makaron, a ja pochłaniam to, co przygotowała mu żona.
– A ona tak źle gotuje? – spytał Mariusz, wyjmując kanapkę z mikrofalówki.
– Nie, w zasadzie gotuje całkiem dobrze. Po prostu nie zawsze ma się ochotę na te klopsiki, zupę z pulpetami czy schabowego! – odparł Krzysztof, otwierając pojemnik kolegi. – Dlatego pomagam mu w braterskim geście.
– A może po prostu powiedzieć żonie, żeby się nie wysilała? Na pewno by się ucieszyła! – zauważył Mariusz.
– Jakub próbował, ale ona choćby słuchać nie chce!
– A tobie to chyba na rękę!
– Szkoda by było marnować dobre jedzenie.
– Gdybym miał żonę, która pakuje mi obiady do pracy, to nikomu bym tego nie oddał! – westchnął Mariusz, odgryzając kanapkę.
– Więc o co chodzi? Ożeń się! Kto ci stoi na przeszkodzie?
– Po prostu jeszcze nie spotkałem tej jedynej.
– No to się jeszcze spotka! – klepnął go po ramieniu Krzysztof. – Niedawno jesteś w naszym mieście? Mamy tu mnóstwo sympatycznych dziewczyn!
Chłopaki skończyli jeść i wrócili do pracy. Wszyscy pracowali w tej samej firmie meblowej, choć na różnych stanowiskach. Jakub był szefem działu sprzedaży, Krzysztof pracował na montażu, a Mariusz niedawno zatrudnił się na magazynie.
Nowy znajomy miał nosa. Tego samego wieczoru Mariusz spotkał urocza kobietę koło trzydziestki. Może trochę młodszą.
Stała w supermarkecie i próbowała sięgnąć po paczkę jakichś dziwnych makaronów z najwyższej półki. Niska, może metr pięćdziesiąt, ale bardzo ładna.
– Mogę pomóc? – grzecznie zaproponował Mariusz.
Sam był wyższy niż przeciętny i bez problemu mógł sięgnąć po to, czego ona nie dosięgała.
– Byłabym bardzo wdzięczna! – Uśmiechnęła się nieznajoma.
Ten uśmiech! Mariusz poczuł, jakby płynął. Wszystko się pomieszało. Chciał zatrzymać tę chwilę, ale gdy tylko podała jej makaron, poszła dalej szukać innych produktów.
Otrząsnął się i podążył za nią.
– Co będziesz gotować? – spytał, udając obojętność.
– Oooo, właśnie wymyśliłam, iż zrobię mężowi lazanię! Bo już ma dość moich klopsików! – roześmiała się.
– A przy okazji, ja jestem Mariusz! – nie stracił rezonu. – A ty?
– Ania, i mówimy na „ty”!
Mariusz zupełnie zapomniał o rozmowie z kolegami w pracy, ale teraz nagle wszystko mu wróciło.
– A nie za bardzo się starasz, skoro sama musisz biegać po sklepach? – zażartował.
– Dlaczego? Przecież dobrze jest rozpieszczać ukochanego męża!
– No właśnie, dziś usłyszałem ciekawą historię i teraz nie wiem, czy to dobrze, czy źle!
– Jaką historię? – zainteresowała się.
– Jeden znajomy oddaje swoje obiady, które gotuje mu żona, najlepszemu kumplowi, a sam zamiast tego je chiński makaron. Jak tu zrozumieć facetów?!
– Rzeczywiście, dziwny typ. Gdybym się o czymś takim dowiedziała, to bym pokazała swojemu, gdzie raki zimują! – oburzyła się w imieniu innej kobiety.
– jeżeli żona Jakuba się dowie, też będzie miał przechlapane! – przytaknął Mariusz.
– Jakuba? – zdziwiła się. – A możesz powiedzieć, gdzie pracujesz?
– Dopiero niedawno przyjechałem do waszego miasta. Jeszcze nikogo dobrze nie znam. Zatrudnili mnie jako magazyniera w fabryce mebli na lewym brzegu.
Usłyszawszy to, Ania stanęła jak wryta i patrzyła na nowego znajomego. Wyglądała na mocno obrażoną.
W głowie gwałtownie policzyła dwa plus dwa. Mąż ostatnio przybierał na wadze, też miał na imię Jakub i pracował w tej samej firmie. To nie mógł być przypadek.
– A niegodziwiec! Więc to Krzysztof cały czas wyjada mu obiady, a mój żywi się byle czym! – warknęła.
Dopiero teraz Mariusz zrozumiał, iż wpadł w tarapaty, ale skąd miał wiedzieć, iż ta urocza nieznajoma okaże się żoną jego kolegi.
– Ups! – powiedział winowajczo, nie wiedząc, jak się wybronić.
Ania rzuciła wózek i ruszyła w stronę wyjścia, mrucząc pod nosem:
– Jak on śmiał! Będzie ci lazania! I klopsiki, i kotlety, i makaron. A ja się tak staram, a on…!
Mariusz zostawił swoje zakupy i pobiegł za nią. Dogonił ją dopiero przy samochodzie, gdy już otwierała drzwi.
– Nie mogę pozwolić, żebyś prowadziła w takim stanie! – powiedział stanowczo. – Chodź, postawię ci kawę, a jak się uspokoisz, pojedziesz, gdzie tam chciałaś.
– Nie! – odmówiła, ale Mariusz się uparł.
W końcu Ania się zgodziła. Postanowiła przyjąć zaproszenie na kawę.
Weszli do kawiarni w tym samym markecie, Mariusz zamówił kawę i parę ciastek. Czym jeszcze można uspokoić kobietę? Na nic lepszego nie wpadł. Ku jego zdziwieniu, to podziałało.
Ania jadła ciastko i powoli się uspokajała, choć uraza jeszcze nie minęła.
– To trzeba sobie wyobrazić! Ten Krzysztof to dopiero ma tupet. Okazuje się, iż ja dla niego tyle czasu się starałam! Nie wiesz, od jak dawna to trwa?
– Szczerze, nie wiem. Przepraszam, iż zdradziłem czyjąś tajemnicę. Proszę, nie mów mu, iż to ode mnie. On jest twoim przełożonym, na pewno by mnie zwAnia uśmiechnęła się, biorąc kolejny kęs ciastka, i nagle zapytała: „A może jednak nauczysz się gotować prawdziwe polskie pierogi, żebyś nie musiał kraść cudzych obiadów?” i w jej oczach błysnęła iskra triumfu.