„Cieszycie się życiem, a my tonziemy w długach: Moja emerytura, moja rodzina, moje cierpienia”

twojacena.pl 6 godzin temu

Słowa Jadzi stoją w mojej głowie jak grzmot w bezchmurny dzień. Siedzę na kanapie w naszej małej kamienicy na Starym Mieście w Poznaniu, słońce przesącza się przez żaluzje i muska ramki z rodzinnymi fotografiami, które wisi na ścianie. Mój mąż Paweł czyta poranek w Gazecie Wyborczej, nie czując nadchodzącej burzy w moim życiu. Trzymam telefon, palce drżą.

Jadziu, co mówisz? szepczę, starając się nie zdradzić strachu ściskającego brzuch.

Po drugiej stronie linii jedynie jego ciężki oddech. Mamo, nie wytrzymujemy już nie dłużej. Rachunki rosną, studia Marka kosztują fortunę, a my dwoje pracujemy jak ukołysani, a to wciąż za mało. Ty ty ciągle gdzieś wędrujesz, spędzasz weekendy w centrum odnowy biologicznej, lunchujesz poza domem

Czuję, jak uciekają mi płuca. Patrzę na Pawła, który odrywa wzrok od gazety i z niepokojem patrzy na mnie. Co się dzieje? pyta cicho.

Nie odpowiadam od razu. Wewnątrz rozgrywa się żarliwa walka: chcę pomóc córce, a jednocześnie w końcu odetchnąć po czterdziestu latach niekończących się zmian i bezsennych nocy, kiedy walczyłam, by związać koniec z końcem. Teraz, gdy emerytura pozwala nam odrobinę przyjemności, czy mogę z nich zrezygnować?

Jadziu, wiesz, iż jeżeli możemy ci pomóc, zrobimy to przerywa mi jej głos, pękając w szloch. Mamo, nie chodzi tylko o pieniądze! Po prostu czuję się samotna. Potrzebuję cię, więcej czasu, twojej obecności a wydaje ci się, iż ciągle pędzisz dalej.

Milczę. Czuję, jak ciężar jej słów przyciska mi klatkę. Paweł chwyta mnie za rękę, szukając mojego spojrzenia. Powiedz jej, iż jutro jedziemy do nich szepcze.

Powoli kiwam głową. Jadziu, przyjedziemy jutro na obiad. Porozmawiamy spokojnie.

Ona wzdycha, jakby już trochę się uspokajała. Dobrze, dziękuję.

Kiedy odkładam słuchawkę, w sercu zostaje pustka. Paweł mocno mnie obejmuje. To niesprawiedliwe mruczy przy moich włosach. Oddaliśmy im wszystko. A teraz nie możemy choćby trochę cieszyć się życiem?

Odsuwam się i patrzę w jego niebiesko-szare oczy, naznaczone zmarszczkami. Może coś nam nie wyszło

On odrzuca głowę. Wypełniliśmy nasz obowiązek.

Tej nocy nie mogłam spać. Przypomniałam sobie dzieciństwo Jadzi: biegaliśmy po parku, odrabialiśmy lekcje przy kuchennym stole, śmialiśmy się na urlopie nad Bałtykiem, mając mało pieniędzy, ale mnóstwo szczęścia. Kiedy przestała czuć, iż jest nam wystarczająco? Kiedy przestałam być jej schronieniem?

Rankiem stanęliśmy przed ich drzwi z domowym ciastkiem i wymuszonym uśmiechem. Jadzia wita nas ze łzami w oczach, a Marek milcząco ściska nasze dłonie. Mateusz podbiega: Babciu! Dziadku!

Podczas obiadu napięcie gęstnieje. Marek mówi niewiele, a Jadzia stara się być uprzejma, choć co jakiś czas rzuca żałosne spojrze.

W pewnym momencie Marek wybucha: Nie potrzebujemy waszych pieniędzy, ale trochę zrozumienia! Czujemy, iż wszystko spada na nasze barki.

Paweł zamiera: Zawsze byliśmy tam! Ale teraz musimy pomyśleć i o sobie.

Jadzia podnosi podniesione pięścią: Dlaczego, kiedy prosimy o pomoc, dla was to ciężar? Czy nie rozumiecie, iż jesteśmy wyczerpani?

Czuję, jak ciągnie mnie to ze wszystkich stron. Chciałabym krzyczeć, iż i ja jestem zmęczona, iż zasługuję na odrobinę spokoju po życiu pełnym poświęceń. Patrzę w oczy córki i serce rozrywa się.

Może sprawiliśmy wrażenie, iż już nas nie obchodzi mówię cicho. Ale nie. Po prostu po prostu potrzebujemy chwilę oddechu.

Obiad kończy się ciszą. Wracamy do domu z uczuciem klęski.

W kolejnych dniach Paweł zamyka się w sobie w sobie. Nie wspomina już o naszych planach na starość, nie proponuje wyjazdów ani kolacji poza domem. Ja spędzam dni, rozmyślając, jak pomóc Jadzi, nie tracąc przy tym samej siebie.

Pewnego wieczoru dzwoni do mnie moja siostra Lucja z Łodzi.

Słyszałam od Jadzi, iż masz kryzys mówi prosto.

Nie wiem, co zrobić wyznaję, łamiąc się na łzy. Czuję się egoistyczna, myśląc o sobie, a gdy odmawiam wszystkiego dla nich, wydaje mi się, iż umieram.

Lucja westchnęła: W Polsce przez cały czas liczy się, iż rodzice mają być zawsze dostępni, choćby gdy są wykończeni. A kto myśli o tobie?

Milczę.

Porozmawiaj o tym z Pawłem kontynuuje. I przede wszystkim rozmawiaj z Jadzią jak matka z córką, nie jak bankomat.

Jej słowa zostają ze mną.

Następnego dnia zapraszam Jadzię na kawę do małej kawiarni przy rynku. Przychodzi zmęczona, oczy przygaszone.

Mamo, przepraszam za wczorajszy dzień mówi od razu.

Łapię ją za rękę: Jadziu, kocham cię bardziej niż życie. Ale ja też jestem człowiekiem. Muszę poczuć, iż żyję, nie tylko iż jestem użyteczna.

Patrzy w dół: Wiem Czasem wszystko wydaje się przytłaczające.

Rozumiem odpowiadam miękko. Musimy znaleźć równowagę. Nie zawsze będę twoim rozwiązaniem, ale mogę być obok ciebie jako matka.

Rozmawiamy długo, przez łzy i nowo odnalezione uśmiechy.

Wracając do domu, czuję lżejszy ciężar w sercu, choć nie ustaje pytanie, które mnie dręczy: gdzie kończy się obowiązek rodzica, a zaczyna prawo do własnego szczęścia?

Czasem zastanawiam się, czy naprawdę jest egoistyczne pragnąć odrobiny wytchnienia po życiu pełnym poświęceń. Czy to nie tylko strach przed utratą nieodzowności?

A wy? Czy emerytura należy wyłącznie do rodziców, czy do całej rodziny?

Idź do oryginalnego materiału