Cienie zdrady

twojacena.pl 3 dni temu

Jesienny wieczór otulał Kraków miękkim blaskiem ulicznych latarni. Liście szeleściły pod nogami, tworząc iluzję spokoju. Krzysztof, w ciemnym płaszczu, ściskał bujet delikatnie białych lilii, stojąc przed klatką swojej ukochanej Kingi. Dziś był wyjątkowy dzień – mieli poznać się z jego rodzicami. Serce waliło mu niespokojnie, wyobrażał sobie, jak przedstawi Kingę mamie i tacie, jak wszyscy razem będą się śmiać przy kolacji. Ale los szykował mu cios, z którego trudno się podnieść.

Drzwi klatki zaskrzypiały i na progu pojawiła się Kinga. Wyglądała zupełnie inaczej, niż się spodziewał: zamiast eleganckiej sukienki – znoszone dresy, włosy niedbale związane, twarz bez makijażu. Wyglądała, jakby wcale nie planowała wychodzić.

– Lilie nie są mi potrzebne – powiedziała chłodno, odsuwając bukiet. – Krzysztofie, nie chcę cię oszukiwać. Mam kogoś innego. Jest starszy, ma sukcesy, może mi dać wszystko, o czym marzę. Jesteś dobrym chłopakiem, ale… nie pasujemy do siebie. Przepraszam.

Jej słowa, ostre jak nóż, przeszyły go na wskroś. Krzysztof nie odpowiedział. Nie kłócił się, nie prosił o wyjaśnienia. Bukiet, który jeszcze przed chwilą symbolizował jego miłość, wylądował w śmietniku. Razem z nim zdawało się rozpaść każde marzenie. Odszedł, czując, jak w piersi narasta tępy ból.

Kawiarnia „Lawenda” powitała go ciepłem i zapachem świeżo parzonej kawy. To było ich miejsce z Kingą, gdzie spędzali wieczory, śmiejąc się i planując przyszłość. Teraz wszystko przypominało o zdradzie. Krzysztof usiadł przy oknie, zamówił espresso i zatonął w myślach. Jak mogła? Dlaczego nie powiedziała wcześniej? Dlaczego wybrała właśnie dziś, gdy miał pokazać jej swoją rodzinę?

W domu czekali rodzice. Mama pewnie już nakryła do stołu, ustawiła ulubione talerze, przygotowywała się na spotkanie z „idealną dziewczyną syna”. Krzysztof czuł wstyd, iż będzie musiał im wyjaśnić prawdę. Nie zasłużyli na takie rozczarowanie. Delikatny jazz płynący z głośników tylko pogłębiał melancholię. Przypomniał sobie, jak Kinga w ostatnich tygodniach się dystansowała, jak pojawiały się drogie kolczyki, które tłumaczyła „premiami”. Jak mógł być tak ślepy?

Nagle wzrok przykuł stolik naprzeciw. Siedziała tam dziewczyna z jasnobrązowymi włosami zebranymi w niedbały kucyk. Jej oczy, pełne łez, wpatrywały się w okno, jakby szukały odpowiedzi w ciemności. Krzysztof pomyślał: „Co za dzień? Wszyscy mają dziś złamane serca?”.

Dopił kawę i ruszył do wyjścia. Mijając jej stolik, zahaczył przypadkiem o torbę.

– Przepraszam, ja nie… – zaczął.

– Nic się nie stało. Chyba dziś jest dzień przeprosin – odparła, wymuszając uśmiech. Jej głos, cichy i lekko drżący, zatrzymał go.

Nie wiedział, dlaczego zaczął z nią rozmawiać. Może dlatego, iż w jej smutnych oczach widział własny ból. Nazywała się Weronika. Opowiedziała, iż chłopak, z którym marzyła o ślubie, rzucił ją słowami: „Jesteś dla mnie zbyt zwyczajna”.

„Myślałam, iż zwyczajność to szczerość” – westchnęła, poprawiając kosmyk włosów. „Ale on chciał lalkę, nie mnie”.

Weronika mówiła, jakby chciała się wygadać, a Krzysztof czuł, iż jej słowa rezonują z jego historią. Podzielił się swoim rozczarowaniem i tak rozpoczęła się rozmowa – lekka, ale pełna zrozumienia. Obcej osobie, o dziwo, łatwiej było się otworzyć.

Nagle zadzwonił telefon. Mama.

– Krzysztofie, gdzie jesteście? Czekamy! Żurek już wystygł! – Jej głos drżał z niecierpliwości.

Wyobraził ją sobie, krzątającą się w kuchni, i zrozumiał, iż nie może jej zawieść.

– Zaraz będę – odpowiedział, a potem spojrzał na Weronikę. W głowie błysnęła mu szalona myśl.

– Zostań moją narzeczoną. Tylko na godzinę. Potem zniknę z twojego życia.

Weronika uniosła brwi, ale nagle się roześmiała:

– O co chodzi, scenarzysta? Skąd ci takie pomysły?

– Rodzice tak czekali… Nie chcę ich martwić – wytłumaczył.

Zamyśliła się, w końcu skinęła głową:

– Dobrze. Twoje oczy… Jest w nich tyle bólu, iż nie mogę odmówić. Poza tym dziś oboje mamy pod górkę. Pomogę. Obiad nie może się zmarnować!

Droga do rodziców minęła w pośpiechu. Krzysztof opowiadał: „Lubimy spacerować nad Wisłą… Poznaliśmy się w księgarni… Tak, Weronika, ale mówię do niej Wera”. Słuchała uważnie, zapamiętując szczegóły jak do roli w teatrze.

– Na pewno chcesz kłamać? – spytał przed drzwiami, widząc, jak nerwowo kręci włosy.

– Dziś mam już dość prawdy – odparła Weronika, biorąc go pod rękę. – I mówmy sobie „ty”, jesteśmy parą, pamiętasz?

Mama w odświętnej sukience rzuciła się przytulić „narzeczoną”. Tata, zwykle powściągliwy, promieniał:

– W końcu Krzysztof przyprowadził taką piękność! Weroniko, opowiadaj, jak się poznaliście?

Przy stole Weronika rozkwitła. Mówiła o pracy w bibliotece, miłości do płyt winylowych i kotów, śmiała się z żartów ojca. Krzysztof patrzył na nią i nie mógł uwierzyć: kilka godzin temu jego świat runął, a teraz się uśmiecha, słuchając tej obcej dziewczyny, która tak naturalnie wtopiła się w jego życie.

Rodzice byli zachwyceni. Krzysztof czuł lekkie wyrzuty sumienia, ale jednocześnie wierzył, iż wszystko będzie dobrze. Weronika urzekła go naturalnością i ciepłem. Z Kingą było inaczej – zawsze stawiała warunki, chciała więcej. Próbował jej dogodzić, kupował prezenty, ale okazało się, iż nie mógł być „jej ideałem”.

Odwożąc Weronikę, poprosił o numer:

– Muszę ci się odwdzięczyć. Może zaproszę cię gdzieś?

– Godzina minęła, Kopciuszku – zażartowała, ale podała numer. – Zobaczymy.

IIch ich pod kolejnymi spotkaniami z „Lawendy” wyrosło coś prawdziwego, czego żadne z nich się nie spodziewało.

Idź do oryginalnego materiału