Cienie przeszłości: podróż do ciepła rodzinnego

newsempire24.com 1 dzień temu

Cienie przeszłości: podróż ku rodzinnemu ciepłu

Krzysztof z Kingą szykowali się do wyjazdu do jej rodziców do małego miasteczka nad Wisłą. Krzysztof był pochmurny, jego twarz przysłaniała melancholia, a w ruchach widać było napięcie. Ich sześcioletni syn Tomek biegał po mieszkaniu, pełen euforii na myśl o podróży pociągiem. W końcu, po męczącej drodze, wysiedli na peronie małego dworca, gdzie powietrze pachniało rzeką i sosnami. Rodzice Kingi już na nich czekali. „Musieliście się zmęczyć w podróży, pewnie jesteście głodni” – powiedziała matka Kingi, ściskając córkę mocno. „Zaraz coś zjecie, a potem idźcie na spacer po miasteczku!” – „Halina Piotrowna, obawiam się, iż to się nie uda” – odparł ostro Krzysztof, rzucając szybkie spojrzenie na żonę. „Tomek zaraz będzie spał.” Halina Piotrowna uniosła zdziwione brwi. „To my posiedzimy z wnukiem! Co w tym złego?” – zaprotestowała, nie rozumiejąc, dlaczego zięć jest taki spięty. Krzysztof zmarszczył brwi, a Kinga delikatnie ścisnęła jego dłoń, próbując rozładować atmosferę.

Tydzień wcześniej Kinga dostała telefon od matki. „Przyjedźcie do nas w przyszłym tygodniu” – błagała. „Tak za wami i Tomkiem tęsknimy!” Krzysztof, usłyszawszy to, natychmiast się zachmurzył. „Nie chcę nigdzie jechać!” – oświadczył stanowczo, odwracając wzrok. Kinga, zaskoczona jego reakcją, usiadła obok i spojrzała mu w oczy. „Krzysiu, co się dzieje? Mamy urlop, naprawdę nie możemy odwiedzić moich rodziców? Widzieli Tomka tylko raz, na naszej weselu! Czy to w porządku?” Krzysztof ciężko westchnął. Wiedział, iż żona ma rację, ale wyjazd do jej rodziców budził w nim cichy bunt. Jego własni rodzice, mieszkający niedaleko, już dawno wyczerpali go swoimi pouczeniami. „Kinga, czy to konieczne? Może w przyszłym roku?” – mruknął. Kinga zdecydowanie pokręciła głową. „Tak, konieczne! Pociąg w środę, bilety już kupione. Sam mówiłeś, iż nie masz nic przeciwko wyjazdowi. Co się stało?” – „Nic” – burknął Krzysztof, odwracając się do okna. „Tylko na tydzień” – dodała Kinga, próbując złagodzić jego nastrój. „A potem jedziemy nad morze. Już zaczęłam pakować rzeczy, droga daleka.” Krzysztof tylko westchnął, zatapiając się w myślach.

Rodzice Krzysztofa byli surowi. Matka nieustannie go kontrolowała, choćby teraz, gdy był dorosły i wychowywał syna. Wtrącała się w jego życie, mówiąc, jak ma żyć i wychowywać Tomka. Ojciec, Marek Stanisławowicz, był nie lepszy – jego motto brzmiało: „Zawsze bądź pierwszy!” Jeszcze w szkole, gdy Krzysztof przynosił ocenę niższą niż piątka, w domu czekała go godzina przemów o tym, iż „takim tempem niczego nie osiągnie”. Kara w postaci zakazu wychodzenia lub zabrania komputera była na porządku dziennym. Te niekończące się nauki zniszczyły jakąkolwiek bliskość z rodzicami. choćby teraz Krzysztof niechętnie ich odwiedzał i nigdy nie dzwonił pierwszy.

Myślał, iż u wszystkich tak jest: rodziców trzeba po prostu znosić. Ale u Kingi dostrzegał coś innego. Potrafiła godzinami rozmawiać z matką, dzielić się radościami i troskami, opowiadać o Tomku. Krzysztof uważał to tylko za nawyk, który w końcu minie. Nigdy nie wypytywał o jej rodziców, ograniczając się do suchego „pozdrów”. „Krzysiu, tak się cieszę, iż jedziemy do nich!” – powiedziała Kinga tego wieczoru, promieniejąc radością. „Tak bardzo za nimi tęskniłam!” Krzysztof tylko wzruszył ramionami. Sam byłby szczęśliwy, gdyby mógł uciec jak najdalej od swoich rodziców. „Dziwna jesteś” – rzucił. „Ja bym swoich nie widział dziesięć lat!”

Kinga spojrzała na męża ze współczuciem. Znała jego rodziców i nie mogła powiedzieć, iż ją zachwycali. Czuła się u nich nieswojo, gdy teść znowu pouczał Krzysztofa lub Tomka, a teściowa wszystkim rozkazywała. Rozumiała uczucia męża, ale jej rodzice byli zupełnie inni. „Krzysiu, nie gniewaj się, ale moi rodzice nie są tacy jak twoi” – powiedziała łagodnie. „Oni mnie kochają.” Krzysztof się skrzywił. „No tak, moi też tak mówili, jak byłem mały” – mruknął, powtarzając słowa ojca: „Robimy to dla twojego dobra, kochamy cię.” Tyle iż miłości tam nie było ani odrobiny.” Kinga przytuliła męża, uspokajająco głaszcząc go po ramieniu, ale milczała, wiedząc, iż teraz nie jest gotów jej usłyszeć.

Dni minęły szybko. Kinga pakowała rzeczy, wyczekując spotkania z rodziną. Krzysztof chodził ponury, a Tomek, zarażony entuzjazmem mamy, biegał po domu, marząc o pociągu. W końcu wysiedli z wagonu na dworcu. „Trzeba wziąć taksówkę” – powiedział zmartwiony Krzysztof, trzymając torby. „Po co? Tato na nas czeka!” – zdziwiła się Kinga. Krzysztof zacisnął usta. Jego ojciec nigdy nie pomyślałby, żeby go odebrać z pociągu.

„Tato! Tam jest, chodźmy!” – Kinga radośnie pomachała ręką mężczyźnie, przedzierającemu się przez tłum. niedługo wymienili uściski, a potem Jan Nowak mocno uścisnął dłoń Krzysztofowi i przykucnął przy Tomku. „Cześć, Tomek, jestem twoim dziadkiem. Jak leci?” Chłopiec się zawstydził i schował za mamę. Kinga roześmiała się, pocieszając ojca: „Przyzwyczai się!” – „Chodźmy do samochodu, Krzysztofie, pomogę z bagażami” – Jan Nowak chwycił torby i ruszył przodem. Krzysztof, nieprzywykły do takiej pomocy i prostoty, w milczeniu poszedł za teściem.

Halina Piotrowna powitała ich uśmiechem i uściskami. Tomek gwałtownie się rozjeTomek gwałtownie się rozkręcił, a Krzysztof, patrząc na radosnego syna, po raz pierwszy poczuł, iż może tu znaleźć coś, czego brakowało mu przez całe życie.

Idź do oryginalnego materiału