Zacisnęłam dziennik mocniej w dłoniach, czując, jak kartki lekko drżą. To muszę zapisać – każdy szczegół, każde słowo, które padło dzisiaj wieczorem.
Krzysztof wszedł cicho do naszego mieszkania w starej kamienicy na warszawskiej Pradze. Słyszałam, jak ostrożnie stąpa, choć i tak od razu poznałam jego kroki.
– W końcu jesteś. Czekałam – powiedziałam, nie podnosząc głosu, ale w moich słowach czaił się niepokój. – Nie można tak zostawać w pracy. Zjesz kolację?
Skinął tylko głową, osuwając się na krzesło w kuchni. gwałtownie podgrzałam kotlety schabowe z ziemniakami i surówką, a zapach rozlał się po całym pomieszczeniu.
– Kochanie, wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zgubił klucze do własnych myśli – zapytałam, wpatrując się w niego uważnie.
– Wszystko gra – odparł wymijająco, bawiąc się końcem serwetki. – Tylko… Musimy porozmawiać.
– Mów – usiadłam naprzeciwko, gotowa wysłuchać.
– Poznałem inną kobietę – wyrzucił z siebie i zamknął oczy, jakby oczekiwał ciosu.
***
Wcześniej tego wieczoru, gdy się żegnaliśmy, Kinga przytuliła się do niego mocno, jakby nie chciała puścić. Jej głos był miękkJej oczy w półmroku błyszczały jak dwie gwiazdy, a w sercu Krzysztofa zaczął rodzić się niepokój, czy podjął adekwatną decyzję.