Cienie prawdy: zakończenie pewnej miłości

polregion.pl 3 dni temu

Dziś wróciłam do domu z pracy i nieoczekiwanie wszystko się zmieniło.

Wiktor Kowalski przekroczył próg naszego mieszkania na warszawskiej Woli po długim dniu w biurze.

– Cześć, już jestem! – zawołał, wchodząc do kuchni, gdzie unosił się zapach jedzenia.

– Jaka okazja? – zdziwił się, widząc starannie zastawiony stół.

– Żadna – odparłam, ale w moim głosie wyczuwał się dziwny ton. – Po prostu nie mogłam się zmobilizować do gotowania, zamówiłam sushi.

– Sushi? To świetnie! – ucieszył się, ściągając marynarkę.

– No to siadaj, zjemy – powiedziałam, ale zaraz wyszłam z kuchni.

Wróciłam po chwili z kartką w dłoni i w milczeniu podałam ją mężowi.

– Co to jest? – spytał, ale gdy tylko na nią spojrzał, zastygł jak rażony gromem.

***

– Dzień dobry, kurier – odezwał się głos z domofonu, a na ekranie pojawił się młody chłopak w jaskrawej kamizelce. – Wczoraj płatność za zamówienie nie przeszła.

– Pomyłka – odpowiedziałam spokojnie. – Nic nie zamawiałam.

– Przepraszam, proszę spojrzeć – podsunął pod kamerę pognieciony paragon, wskazując adres. – Wczoraj sam przywiozłem zamówienie. Adres: Księżycowa 12. Mężczyzna płacił kartą, ale transakcja została odrzucona. Mam kopię paragonu, niech pani spojrzy.

Wyglądał na zdezorientowanego, przepraszał niemal po każdym słowie. Widać było, iż jest nowy – nie tylko w dostawach, ale chyba w ogóle w pracy. Z ironicznym spojrzeniem otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego. Na jego wątłych ramionach wisiała ogromna torba termiczna, przez co przypominał wróbla z nieproporcjonalnym ciężarem. Ledwie powstrzymałam uśmiech, ale uwagę przykuł paragon.

Na kartce widniało: *Kod błędu: 55. Nieprawidłowy PIN.*

– Mówiłam, iż to pomyłka – powtórzyłam. – Wczoraj nikogo nie było w domu.

– Przepraszam – kurier się zaczerwienił. – Płaciła… inna pani.

– Tym bardziej – zaśmiałam się. – To na pewno nie ja.

Dostałam drugi paragon z adresem i szczegółami zamówienia: kuchnia japońska, sztućce dla dwojga, płatność kartą. Nic nadzwyczajnego, poza jednym – Wiktor nigdy nie znosił sushi. Na dole widniało imię zamawiającego: *Wiktor*.

Poczułam, jak krew napływa mi do skroni. W tym mieszkaniu był tylko jeden mężczyzna – mój mąż. Ale „pani”? W wieku 43 lat już dawno nie pasowałam do tego określenia. Może kurier z grzeczności tak wszystkich nazywa? Ale coś tu nie grało.

– Zapłacę – powiedziałam nagle. – Gdzie terminal?

Spojrzał na mnie zdziwiony. Spodziewał się łez albo krzyków – tak zachowywała się jego matka, gdy dowiedziała się o zdradzie ojca. Ale ja byłam spokojna, jakby wykuta z lodu. Gdy wychodził, wybuchnęłam nerwowym śmiechem, który gwałtownie zamienił się w łzy. Otrzy– *Dobrze, iż w końcu przestałam udawać* – pomyślałam, patrząc na Wiktora, który wolno odkładał widelec, jakby dopiero teraz zrozumiał, iż to naprawdę koniec.

Idź do oryginalnego materiału