Cienie minionych lat: dramat w miasteczku

twojacena.pl 5 dni temu

Cienie minionych lat: dramat w Puszczyku

– Jak gwałtownie przeminęło życie, te wszystkie lata. I jak staliśmy się niepotrzebni własnym dorosłym dzieciom – głos Heleny drżał, a oczy wypełniły się łzami. Nie chciała słuchać dalej, serce ściskał ból.

Helena wychowała troje dzieci, które dawno opuściły rodzinny dom w Puszczyku. Najstarszy syn, Marek, wyjechał za granicę z rodziną jeszcze w młodości. Od tamtej pory ani razu nie odwiedził matki. Tylko fotografie, rzadkie listy i świąteczne życzenia przypominały o jego istnieniu. Helena pieczołowicie przechowywała każdą kartkę, każde zdjęcie. Zimowymi wieczorami przeglądała je, czytając własne słowa: „Synku, tak tęsknimy z ojcem, przyjedź choć raz, poznaj nas z żoną i wnukami…” Ale Marek zawsze nie miał czasu – własne życie, własne sprawy.

Średnia córka, Agnieszka, wyszła za mąż za wojskowego. Często się przeprowadzali, mieli tylko jedno dziecko. Czasem Agnieszka przyjeżdżała do Puszczyka, ale wizyty były krótkie i rzadkie. Mąż Heleny, Jan, bardzo szanował zięcia, Tomasza, i cieszył się, iż córka, po jej promiennych oczach widać, jest szczęśliwa. Helena też była spokojna o Agnieszkę – tej układało się dobrze.

Ale najmłodsza, Kinga, została sama. Po ślubie na wsi urodziła syna, ale małżeństwo się rozpadło. Helena wtedy poradziła: „Jedź do miasta, Kinguś. Co cię czeka na wsi? Jesteś młoda, ładna, ułożysz sobie życie”. Kinga posłuchała, zostawiła małego Krzysia z matką, ukończyła kurs krawiecki i gwałtownie znalazła pracę w mieście. Później zabrała syna do siebie. „W mieście będzie mu lepiej – mówiła. – Szkoła pod nosem, różne zajęcia, nie będzie się nudzić.” Krzyś, chwytając się babcinej spódnicy, płakał, ale kto śmiałby się sprzeciwić matce?

„Tydzień bez mnie przeżyjesz – powiedziała Helena mężowi. – Nie mogę dłużej, serce boli, muszę odwiedzić Kingę.” Jan chciał jechać z nią, ale jesienią źle się poczuł. Helena spakowała torby, naładowała wiejskich smakołyków. Jan odprowadził ją na pociąg przed świtem. Trzy lata minęły od ostatniego spotkania – Krzyś pewnie mocno urósł.

– Mamo, czemu nie powiedziałaś, iż przyjedziesz? – przywitała ją Kinga, ledwie ukrywając irytację. – Mogłaś zadzwonić! Musiałam wziąć wolne w pracy, odebrać Krzysia ze szkoły, biegać po zakupy. Cały dzień na nogach przez twoją wiadomość!
– Przepraszam, córeczko, chciałam zrobić niespodziankę – tłumaczyła się Helena, idąc z dworca. – Wiesz, jak u nas na wsi z zasięgiem…
– Może coś się stało? Chcesz coś powiedzieć? Jak tata?
– Wszystko w porządku, trochę niedomaga, jesień jednak. Ale trzymamy się.

Drzwi mieszkania otworzył Krzyś. Boże, jaki wyrósł! Miał szerokie ramiona jak dziadek i równie silne dłonie.
– Witaj, wnusiu! – uradowana zawołała Helena, obejmując go.
– Cześć, babciu – Krzyś gwałtownie wysunął się z objęć i przyjrzał jej się uważnie.
– Czemu nie przyszliście na dworzec? Ledwie dotarłam z torbami – powiedziała Helena z wyrzutem, patrząc na córkę.
– Przygotowywaliśmy się na twój przyjazd – odparła Kinga. – Ugotowałam obiad, trzeba cię nakarmić po podróży.

Helena westchnęła – niech już będzie. Po chwili krzyczała do telefonu:
– Wszystko dobrze, Janku! Spotkali mnie, pomogli! Nie martw się, siadamy do stołu, Kinga ugotowała, pysznie! Wszyscy cię ściskają!

Przy stole Kinga nalała zupy i spytała:
– Jedną kotletkę czy dwie, mamo?
Helena, głodna po drodze, mogłaby zjeść pięć, ale spojrzała na córkę i odparła:
– Postaw na stole, sama wezmę.

Na półmisku leżało pięć małych kotletów. Każdy wziął po jednej. Helena sięgnęła po drugą, ale trzeciej już nie wzięła – zrobiło się niezręcznie. Przypomniała sobie, jak gotowała dzieciom góry jedzenia, zwłaszcza na święta, by wszyscy najedli się do syta. A tu… Może Kinga ma kłopoty? Trzeba pomóc pieniędzmi, z Janem mają oszczędności, a tegoroczne zbiory były dobre.

Helena obejrzała mieszkanie. Świeży remont, nowe meble, telewizor na ścianie w salonie. Pokój Krzysia nieduży, ale przytulny, wszystko, co trzeba, było na miejscu.
– Jak długo zostaniesz? – spytała Kinga, zmywając naczynia.
– Co, nie cieszysz się? Ledwie przyjechałam, a ty już pytasz, kiedy odjadę?
– Nie, po prostu bilety trzeba wcześniej kupić. Jutro mogę iść na dworzec, załatwić powrotny, żeby nie ciągnąć.

Helena wzruszyła ramionami – trudno, skoro tak. Wieczór spędziła z Krzysiem, oglądając zdjęcia i filmy z szkolnych uroczystości. Cieszyła się, jaki mądry rośnie wnuk. Szkoda tylko, iż Jan tego nie widzi. Trzeba będzie poprosić Krzysia, by podpisał kartki dla dziadka.

Minęło kilka dni. Z każdym wieczorem rozmowy stawały się chłodniejsze. Krzyś coraz częściej zamykał się w swoim pokoju, uczył się lub biegł do kolegów grać w gry. Kinga zostawała w pracy lub spotykała się z przyjaciółkami, wracała późno, zdejmowała buty i od razu szła spać. Helenie brakowało zwykłej ludzkiej bliskości. Nie tak wyobrażała sobie spotkanie z córką.

Zadzwoniła do Jana i zaczęła się pakować. Przechodząc nad ranem obok pokoju wnuka, usłyszała rozmowę Kingi z Krzysiem:
– Mamo, a kiedy przyjdzie wujek Tomek? Obiecał, iż zabierze mnie na mecz.
– Niedługo, synku, jak tylko babcia wyjedzie… – odparła Kinga.
– A kiedy babcia wyjedzie?

Helena zastygła. Łzy popłynęły strumieniem. Trzymając się ściany i ściskając serce, doszła do pokoju, gwałtownie spakowała rzeczy, narzuciła płaszcz i stała już w drzwiach, gdy Kinga wyszła.
– Gdzie się wybierasz w środku nocy? Pociąg dopiero jutro wieczorem!
– Nic, zmienię bilet. Ech, córko, nie tego nauczyliśmy cię z ojcem. Ojcu nic nie powiem, będzie się martwił. Za zdjęcia dziękuję, ciągle pytałHelena zamknęła drzwi za sobą cicho, jakby chciała, by ten ostatni gest był równie niewidoczny dla córki, jak jej łzy.

Idź do oryginalnego materiału