Dziś znowu miałam tę myśl w głowie: Czy naprawdę znam dzisiejsze dzieci?
Cześć, Halino! Widzę, iż pracujesz w ogródku, więc postanowiłam przyjść się przywitać powiedziała Teresa Piotrowska, stojąc niepewnie przy furtce.
Mieszkały z Haliną Nowak na przeciwnych końcach wsi. Teresa z mężem Wiktorem bliżej rzeki, a Halina przy lesie.
Wcześniej prawie się nie widywały, bo i tak było pełno sąsiadów. Ale u nich wnuki już dorosłe, a do Teresy i Wiktora mieli przyjechać na całe wakacje ich wnukowie, Kacper i Mateusz. Syn Marek mówił, iż chłopcy mają dość miasta.
Kiedyś sytuacja finansowa syna była lepsza, więc jeździli na zagraniczne wakacje. Teraz jednak coś się zmieniło i nagle przypomnieli sobie o rodzicach na wsi. Nie na weekend, jak zwykle, ale na cały miesiąc.
Tylko, mamo, nie dogadują się za dobrze uprzedził Marek. Mateusz w swoich trzynastu latach uważa się za dorosłego, a Kacper nie chce się podporządkować. Ciągle się kłócą!
Czy my sobie z własnymi wnukami nie poradzimy? Przywoźcie, jakoś to będzie odpowiedziała rezolutnie Teresa. Ale gdy odłożyła słuchawkę, zaczęła się zastanawiać… Dzieci teraz są inne. Czasem choćby nie wiesz, jak do nich podejść. Ostatnio przywozili ich tylko na krótko. Co będzie teraz? Serce ścisnęło się ze strachu a jeżeli nie da rady?
Wiktor to twardy mężczyzna, nie znosi nieposłuszeństwa. A kłótni nie potrzebują.
Postanowiła więc zabezpieczyć się i pójść do Haliny podobno jej wnuki też w podobnym wieku przyjeżdżają.
Pamiętała z własnego doświadczenia, iż dzieci trzeba czymś zająć. Wtedy i problemów będzie mniej, jeżeli się zaprzyjaźnią.
Wejdź, Tereso! zawołała Halina, widząc sąsiadkę. Co cię do mnie sprowadza?
No właśnie, wnuki do nas na miesiąc przyjeżdżają, a u ciebie podobno chłopcy w tym samym wieku? Może ich poznać? jeżeli się dogadają, będzie wszystkim lżej zaproponowała Teresa.
Chyba nie znasz dzisiejszych dzieci! roześmiała się Halina. Nie boisz się ich zabierać na tak długo? Moje wnuki już mi nerwy wypaliły, a mój stary chciał ich choćby odesłać! No, ale skoro już się zgodziłaś, to przyprowadź. Co nam pozostaje? To przecież nasze wnuki!
W weekend przyjechał Marek z żoną Kingą oraz Kacprem i Mateuszem.
Chłopcy urosli, ale widać było, iż cieszą się z dziadków. I Teresie zrobiło się lżej na sercu.
I czego ją Halina straszyła? To u niej mogą być niewychowane dzieci, a u nich jacy grzeczni i ułożeni! choćby w szkole dobrze się uczą, nie ma się czym martwić.
Mamo, jak coś, dzwoń, ja z nimi pogadam powiedział Marek przed wyjazdem, ale Teresa machnęła ręką. Daj spokój, synu, czy to my dzieci nie wychowaliśmy?
Wieczorem Kacper i Mateusz długo nie mogli zasnąć. Spali w pokoju obok, dawnym pokoju Marka.
Widocznie zmiana otoczenia ich podnieciła, bo wciąż rozmawiali i wiercili się. Hałas przeszkadzał choćby Wiktorowi, który był wyraźnie niezadowolony.
Po co się, Tereso, zgodziłaś? Nie potrzebowali naszej wsi, a teraz przyjechali!
Ale rano wnuków nie dało się dobudzić.
Już prawie obiadowa pora, a oni śpią!
Babciu, daj jeszcze pospać mruczał starszy Mateusz.
Młodszy Kacper spał tak mocno, iż choćby nie słyszał głosu babci.
Ile można spać?! oburzyła się Teresa.
Wtem zauważyła coś na podłodze. Przyjrzała się i aż klasnęła w dłonie.
Leżały tam ich telefony!
To wy do późna graliście? Tak nie wolno, zabiorę wam te telefony, koniec!
Mateusz natychmiast zerwał się na równe nogi.
Oddaj, to nie twoje! Mama pozwala!
A ja zaraz do niej zadzwonię i się dowiem, co pozwala! powiedziała Teresa. Mateusz przestał wyrywać telefon, nadął się, trzasknął drzwiami i mruknął: No to dzwoń!
Przez dwie godziny nie wychodzili z pokoju. Wiktor już chciał iść ich przypilnować co to za bojkot w pierwszym dniu? W końcu wyszli, obaj w kiepskich humorach.
Nie będziemy jeść owsianki, chcemy nuggetsy albo tosty!
Ach tak?! Owsianka wam nie pasuje, to chodźcie głodni warknął Wiktor. A łóżka pościeliliście? Zaraz sprawdzę! Skąd u was puste paczki po chipsach i cukierkach w pościeli? I nic nie posprzątane? choćby na owsiankę nie zasłużyliście, a teraz zbierajcie śmieci i ścielcie łóżka!
Nie wolno nam chodzić głodnymi! Kacper spojrzał spode łba na dziadka. Jesteście wredni!
Wiktor ledwo się powstrzymał, ale Teresa wtrąciła się. No dobrze, pokażę wam, jak się ścieli łóżko, a jutro zrobicie sami, dobrze? A kanapki dopiero po owsiance, zgoda?
Za bardzo ich rozpieszczasz, trzeba twardej ręki mruczał Wiktor. Co z nich wyrośnie? Ani odrobiny odpowiedzialności!
Z wnukami Haliny Kacper i Mateusz gwałtownie się zaprzyjaźnili.
Ale co oni wyprawiali we czwórkę!
Gdy bawili się w ogrodzie Teresy, potem musiała po kryjomu przed Wiktorem zbierać gałęzie i patyki nie wiadomo skąd się wzięły. Kwiaty połamane, biegają po domu, trawę na butach wnoszą, jedzą okruchy wszędzie. Krzesła rozkręcone, drzwi od ciągłego trzaskania ledwo w futrynach trzymają.
Samo utrapienie!
Co to za dzieci?! oburzał się Wiktor. Nigdy więcej, żeby do nas nie przyjeżdżali! No, Mateusz, chodź ze mną, pomożesz mi naprawić rowery dla ciebie i Kacpra. A babcia z Kacprem niech obiad gotują, trzeba sobie na niego zapracować!
I ty też będziesz pracował, dziadku? zdziwił się Mateusz.
A ty myślałeś, iż co? Widziałeś mnie, żebym nic nie robił albo spał do obiadu? W życiu nic nie przychodzi za darmo, wszystko trzeba zapracować! A wy w pierwszym dniu spodnie i koszulki podarliście, dobrze, iż babcia przechowała stare ubrania waszego taty. Biegacie w jego spodniach, a przecież nic z powietrza nie spadnie, dopóki się nie zapracuje!
Tylko nie zrzędź na nich za bardzo, wspomnij siebie! upomniała













