Chujowo, ale stabilnie.

drzoanna2.wordpress.com 1 dzień temu

Cóż, wygląda na to, iż moja walka z obrzękiem limfatycznym prawej łapy, a w szczególności dłoni, zasłuży na własną, osobną kategorię tematyczną na moim blogu.
Jak pewnie się domyślacie – nie jest to dla mnie powód do radości, wręcz przeciwnie, wkurza mnie na maksa, a czasem mam ochotę po prostu siąść i płakać, bo wkładam w tę walkę mnóstwo sił, poświęcam kupę czasu i kasy – a efekty są mizerne, prawie żadne.
W piątek kolejny, przedłużony podwójnie zabieg, wykonywała ta sama babeczka, co w środę, na szczęście kurna, bo gdybym zobaczyła tę poniedziałkową (dobra, powstrzymam się od obraźliwych epitetów) to chyba zaczęłabym wrzeszczeć, a bankowo odmówiłabym zgody na zabieg, prosząc o zmianę na inną. I tu mogłoby dojść do jakiejś nieprzyjemnej dyskusji, bo przecież nie jestem fachowcem w tej materii i moje opinie co do sposobu wykonywania zabiegu są opiniami laika, niestety. Poza tym – jaki mam dowód, poza tym co czułam, iż zabieg nie był wykonany jak trzeba? Słowo przeciwko słowu jedynie. A – i wypenetrowałam na instagramie tej kliniki – babeczka, która nie potrafiła/nie chciała poprawnie wykonać zabiegu to chyba kierowniczka/menadżerka/właścicielka czy coś… No i tak, jak pisałam na blogu, to są zabiegi prywatne w prywatnej klinice. Nawet, jeżeli jakaś poradnia na NFZ wykonuje takie zabiegi, zakładając iż jakakolwiek w Krakowie posiada taki czy podobny sprzęt, to niestety terminów brak. Już próbowałam 5 lat temu, zaraz po operacji, dostać się do jakiejkolwiek Poradni Obrzęku Limfatycznego (opisałam to zresztą tu, na blogu) – i jedyna, w jakiej w ogóle chcieli rozmawiać w sprawie terminu miała najbliższy za 8 miesięcy. A dokładnie – za 8 miesięcy wstępna rozmowa, potem za jakiś czas nauka bandażowania (!), i jeszcze później zabiegi manualne terapeutów, manualne, bez żadnego sprzętu, bo takowego nie posiadają. Refundowanych jest dosłownie kilka, potem ewentualnie płatne, dodajmy, iż także na totalnych obrzeżach miasta. Więc znowu – czas i cena dojazdów, a doba ma tylko 24 godziny. Tę akurat klinikę wybrałam w desperacji, obdzwaniając w sobotę przed Sylwestrem wszystkie możliwe wyniki, jakie wyrzuciła wyszukiwarka na hasło „drenaż limfatyczny Kraków„. To było pierwsze miejsce z kilkunastu, gdzie mieli potrzebną maszynę i szybki pierwszy termin, już 30 grudnia. Pierwszy, bo iż będzie potrzebna seria – już wiedziałam.
O tym wszystkim rozmyślałam, czekając, aż mnie zaproszą do gabinetu, a dokładnie na to – KTO mnie zaprosi.
Trochę się zdygałam, gdy z zaplecza wyszła ta poniedziałkowa i grzecznie się ukłoniła.
Na szczęście moje obawy gwałtownie się rozwiały 🙂
Po 50 minutach bliskiego spotkania z Endermologią LPG ( jak ktoś ciekawy, jak to wygląda, – jest sporo fot w necie) moja dłoń wyglądała dokładnie tak samo, jak przed, może nieco zaczerwieniona po tym energicznym „szczypaniu” i tyle. Ok, zostały mi jeszcze 3 zabiegi, na razie planuję dokupić wydłużenie czasu dwóch, trzeciego nie ogarnęłabym ani czasowo ani finansowo.
I zobaczymy, w tej kwestii dalej niż tydzień do przodu moja wyobraźnia nie sięga.
Planuję jeszcze w najbliższych dniach zadzwonić do szpitala na Jakubowskiego, skontaktować się ze swoją panią dr otolaryngolog, co w takiej sytuacji z moją operacją ucha.
Bo jeżeli w ramach przygotowań muszę dostarczyć zaświadczenia od wszystkich lekarzy, u których się leczę, iż wsio git, iż zezwalają na operację z pełną narkozą, m.in od onko, okulisty, gina, alergologa, choćby od dentysty, iż wszystkie zęby wyleczone – to nie wiem, czy taki obrzęk w pełnym rozkwicie nie stanie się przeszkodą.
Póki co walczę, choć chce mi się ryczeć.
Bo taki obrzęk to nie tylko problem estetyczny, ale medyczny i to poważny, ale choćby ten pierwszy powód wystarczy, żeby obecność tego gówna w moim życiu wkurwiała mnie na maksa.
Bo kurwa udało mi się jakoś sobie poukładać w głowie, zracjonalizować, pogodzić się z trwałym okaleczeniem, z półroczną łysością (i resztkowymi brwiami i rzęsami, jakie mi odrosły) z godnością znoszę skutki uboczne leków, te wszystkie chujowe uderzenia gorąca i poty – ale to, co dzieje się z moją prawą łapą to już kurwa lekka przesada. (świadczy o tym choćby ilość tych kurew i chujów w poprzednim zdaniu)
Elutka wypożyczyła mi jeszcze taki elektryczny masażer (wygląda jak słuchawka prysznica z taką końcówką wibrująco-młotkującą), ciężki jak chuj, ale daję radę, trzymam w lewej łapie i jadę po prawej od palców po łopatki z tyłu i po lewy obojczyk z przodu, i do brzucha – wsio wg Elutkowej instrukcji.
Zbierzmy więc do kupy: co drugi dzień – wycieczka do Kliniki Medycyny Estetycznej, cotygodniowe działania Elutki, a 2 razy dziennie, samodzielnie: odpowiednie ćwiczenia, masaż manualny i mechaniczny tym elektrycznym ustrojstwem, kanciasta piłka – masaż i ściskanie, zasysający masaż chińską gumową bańką i specyficzne palpacyjne przesuwanie wałeczków limfy podobne do szczypania czy skubania, to ostatnie na wierzchu dłoni, gdzie obrzęk jest największy i najtwardszy.
I jedyny, mizerny efekt to sobotnie, chwilowe usunięcie zastojów limfy z palców i środka dłoni na tyle, iż udało mi się dojrzeć kostkę małego palca. Wieczorem obrzęk powrócił, a dziś mimo usilnych starań nie udało mi się powtórzyć tego przelotnego sukcesu.
Znowu na dłoni bania i słabo zarysowana jedynie kostka palca wskazującego, pozostałe nikną w opuchliźnie.
No i chuj 😦
Zabawnym efektem tych wszystkich działań, a najbardziej chyba tych endermologicznych – to utrata wagi, ponieważ przy okazji usuwają one płyny z organizmu, mogę więc nieco bardziej pocieszać się gorzką czekoladą, a tu wciąż 64, nie więcej.
Powinnam jednak uzupełniać te płyny, żeby się nie odwodnić, co czynię, najchętniej przy pomocy kawy i oczywiście piwa, choć prawdopodobnie nie jest to dokładnie to, o co chodzi 😛
Mimo to często mojemu zejściu z łóżka do masażu towarzyszą zawroty głowy, a osłabienie jak po ciężkiej chorobie utrzymuje się jeszcze jakiś czas, co niestety przekreśliło moje wczorajsze plany imprezowe, chlip.
Ponieważ staram się jednak przyjmować sporo płynów – to często tez latam siusiu, choćby w czasie lekcji czy podczas snu.
No i co do snu – sypiam jak dziecko, bo te zabiegi są tak męczące, tak forsowne i wyczerpujące siły, iż zaczynam przysypiać po kwadransie „Wzgórza Psów” wg prozy Żulczyka, choć serial jest świetny, szczególnie, gdy wspomagam się napisami, iykwim 😉
Natomiast w ogólnym obrachunku korzyści i strat to ten wymarzony brak problemów ze snem i możliwość pożarcia połowy gorzkiej czekolady bez konsekwencji wagowych – to stanowczo za mało, biorąc pod uwagę koszty, czyli 1,8 tysia zabiegi plus każdorazowo ok 3 dyszki za taksę w jedną stronę, razem 2400 zeta, jakby się komuś nie chciało liczyć.
Zapłaciłabym jednak i 5 razy tyle, gdybym miała choć cień nadziei, iż to pomoże, bo jak na razie to nie bardzo.
Coś za słabo trzymacie kciuki, ej 😉

więcej w tej kategorii: https://drzoanna.wordpress.com/category/po-raku/

Idź do oryginalnego materiału