Chłopak w kaszkiecie na ulicach naszego miasta. Garnitur i zegarek na łańcuszku to jego codzienność, nie przebranie

kk24.pl 4 godzin temu
Franciszek Przerwanek jest wyjątkową osobą, która zmagała się z wieloma własnymi problemami. Styl z lat 20. stał się dla niego sposobem na oswojenie lęków społecznych, nabranie pewności siebie, ale przede wszystkim na to, by nadać kształt swojej oryginalności i wrażliwości. Mimo iż jest świadomy, iż swoim wyglądem naraża się na hejt i krytykę, zdecydował się z nami porozmawiać i opowiedzieć nieco więcej o swojej pasji. To bardzo odważne podejście, które szanujemy i które pokazuje, iż autentyczność i wierność sobie są dla niego ważniejsze niż opinie innych.Skąd wziął się pomysł, żeby ubierać się w stylu lat 20?– Pomysł pojawił się po obejrzeniu serialu "Peaky Blinders". Jako dzieciak zawsze fascynowały mnie garnitury, szczególnie te staromodne. Oglądałem różne filmy gangsterskie – "Ojciec Chrzestny", "Chłopaki z ferajny", "Rodzina Soprano", "Scarface"... Tamte garnitury były świetne, ale brakowało mi takiego punktu zapalnego, żeby samemu zacząć się tak ubierać. To przyszło dopiero po seansie "Peaky Blinders". Już pierwsza scena – Thomas Shelby jedzie konno ulicami Birmingham w angielskim garniturze vintage i z tym charakterystycznym kaszkietem z ośmiu klinów. Ujrzałem to i zakochałem się w tym stylu. Pomyślałem: „to jest to”.Pamiętasz moment, kiedy pierwszy raz założyłeś coś w tym stylu?– Tak! Po obejrzeniu serialu założyłem trzyczęściowy garnitur mojego dziadka z czasów PRL. Miał charakterystyczny staromodny krój, bardzo podobny do tych z serialu. Miałem szczęście, bo dziadek był w mojej posturze, więc leżał idealnie. Poczułem wtedy silną ekscytację i wdzięczność – już dzięki dziadkowi miałem coś, co przypominało styl Shelby’ego. To dało mi ogromną motywację, żeby rozbudować swoją garderobę.Czym się inspirowałeś najbardziej?– Przede wszystkim postacią Thomasa Shelby’ego. Jego garnitury były najlepiej zaprezentowane, wyróżniały się na tle pozostałych – po prostu idealne. Do tego siła i niezależność tej postaci dodawały mocy całej kreacji.Jak reagują ludzie, kiedy cię pierwszy raz widzą?– Reakcje są różne. Najczęściej słyszę: „O, Thomas Shelby!”, ludzie chcą robić sobie ze mną zdjęcia. Zdarza się też, iż robią mi zdjęcia z ukrycia – zauważam to. Dostaję mnóstwo komplementów, szczególnie od starszych osób, którym przypominam młode lata. Z kolei młodsi od razu kojarzą mnie z serialem. Oczywiście trafiają się i tacy, którzy uważają, iż to dziwactwo. Słyszałem teksty typu: „Po co tak się ubierasz? Odstraszysz ludzi. Nie znajdziesz dziewczyny”. Ale szczerze? Nauczyłem się dawno żyć sam i nie robi mi różnicy, czy komuś się to podoba, czy nie.W Kędzierzynie-Koźlu łatwo znaleźć ubrania w tym stylu?– Łatwo nie jest. Chodziłem po second-handach przez dwa lata, zanim uzbierałem kilka kompletnych garniturów. Znalazłem ich w sumie 5–7. To wymagało cierpliwości, bo czasem były niekompletne, czasem rozmiar się nie zgadzał. Sam też przerabiałem ubrania – zwężałem kamizelki, skracałem spodnie, doszywałem guziki. Dorobiłem sobie choćby kołnierz klubowy, który można przypinać do koszuli, jak w dwudziestoleciu międzywojennym. Mam też trzy garnitury szyte na miarę – w systemie MTM, inspirowane serialem.Czy to droga pasja?– Zależy. Garnitury z lumpeksu kosztują 40–70 zł, ale trzeba czasu, żeby coś znaleźć. Natomiast szycie miarowe to już inna historia, niestety to już większy wydatek. Bardzo dokładnie i precyzyjnie dobieram wszystkie detale. A robię screenshoty z serialu i próbuję stworzyć takie ubranie jak miał Tomasz Shelby.Czy styl lat 20. pasuje też do twojego sposobu bycia?– Trochę tak. Staram się być otwarty, mam dystans do siebie, nie lubię hejtu i szufladkowania. Bardziej cenię spotkania z ludźmi na żywo niż kontakt przez telefon. Emocji, głosu, obecności – tego telefon nie da. I w tym sensie faktycznie mam w sobie coś ze „starego ducha”.Czy grasz tę postać, czy jesteś nią naprawdę?– Trochę gram. Chodzi o mowę ciała, sposób patrzenia, poruszania się. To dodaje mi pewności siebie, daje taką skorupkę, która chroni przed światem zewnętrznym. Ale to może być mylące – ludzie odbierają mnie czasem jako kogoś groźnego. choćby zdarzały się opinie, iż wyglądam jak „psychopatyczny morderca, który zabija wzrokiem” (śmieje się Przemek).A kim jesteś na co dzień?– Można powiedzieć – samozwańczym artystą. Robię zdjęcia przyrodzie, kwiatom, figurom, ozdobom i strojom. Piszę amatorsko wiersze, tworzę memy. Od dziewięciu lat gram codziennie w Pokémon GO – zrobiłem w tej grze spory postęp. Lubię gry wideo – Wiedźmin 3, God of War, Dark Souls, Elden Ring, Fallout, Dying Light, Half-Life. Od roku działam w social mediach, wrzucam tam różne posty – czasem nietypowe. Zaczynam też przygodę z modelingiem i próbuję zaistnieć kulturalnie w Kędzierzynie-Koźlu. To dopiero początek, ale szukam swojej drogi na własny, nietypowy sposób.Na koniec pytany, czy ten styl to chwilowa moda. Odpowiada bez wahania: – Nie. To część mnie. Garnitur, kaszkiet, kamizelka – to nie tylko ubrania. To mój sposób na życie.Foto: KK24 i Iwona Jaronska (galeria)
Idź do oryginalnego materiału