Rozmowa z Anitą Stanisławą Rybą, regionalistką, działaczką społeczną, twórcą ludowym, mistrzem haftu i koronkarstwa, założycielką Spółdzielni Socjalnej Łęgowianka.
– Kultura ludowa to nie był pani pierwszy wybór zawodowy.
– Ja, mieszkanka Stalowej Woli, chciałam być artystką industrialną. Po średniej szkole, którą było technikum odzieżowe w Stalowej Woli, trafiłam do Małopolskiego Uniwersytetu Ludowego we Wzdowie, gdzie spędziłam dwa lata. Uczyłam się tam przedmiotów artystycznych, między innymi technik haftu, koronki, tkanin. Uzyskałam tytuł instruktora rękodzieła artystycznego, i nie miałam jeszcze pojęcia jak uniwersytet wpłynął na mnie i na moją twórczość. Chciałam studiować na politechnice łódzkiej wzornictwo przemysłowe, ale z różnych powodów musiałam z tego zrezygnować. Wybrałam politologię. Pomyślałam sobie, iż wszystko jedno co będę studiować i tak mam zapisany jakiś los, który mi Pan Bóg zgotował. Dzięki tym studiom nauczyłam się rozumieć świat, dowiedziałam się jak zarządzać zespołem, jak rozumieć relacje, wiele innych rzeczy. Ukończyłam też zarządzanie kulturą na Wyższej Szkole Ekonomicznej w Stalowej Woli. Pracowałam przez kilka lat w Gminnym Ośrodku Kultury w Bojanowie, gdzie byłam dyrektorem. Wiele się tam nauczyłam.
– Przedstawiając się nazwała pani siebie regionalistką, czyli czym się pani adekwatnie zajmuje?
– (śmiech) Jestem… zwykłą krawcową, ponieważ kroję, szyję i haftuję stroje lasowiackie. Prowadzę też warsztaty rękodzielnicze z różnych technik, głównie haft, koronka, tkanina, ale też te nowoczesne techniki jak scrapbooking czy decoupage.
Szyciem strojów lasowiackich zajmuję się od sześciu lat, w zasadzie robiłam to już wcześniej, ale nie na skalę zawodową. Pozwoliło mi to odkryć i pogłębić pasję do rękodzieła artystycznego, ale też zobaczyć jak ważna jest promocja kultury lasowiackiej. Dużo się mówi o muzyce, o tańcu, a mało o stroju, może dlatego, iż przeważnie strój lasowiacki postrzegany jest jako skromny.
– A nie był taki? Lasowiacy nie byli bogaci.
– Postrzeganie ich jako biedaków powodowały uwarunkowania gospodarcze, w których się wychowywali i żyli, czyli otaczający ich las, mały dostęp do nowinek. Natomiast jeżeli chodzi o sam haft i zdobnictwo, to było ono wyjątkowo bogate, tylko to trzeba poznać.
Mam przygotowanych sześć strojów pokazowych, z którymi jeżdżę na różne spotkania. Opowiadam o wzorach, o kolorach, o elementach haftów. Mnogość tych wzorów, bogactwo, możliwość ich komponowania w różny sposób, powoduje, iż nie ma dwóch takich samych strojów. Gdy patrzymy na przykład na strój łowicki to wszystkie wyglądają tak samo, strój góralski, podobnie. Ładne, kolorowe, święcą się cekiny, ale nie ma w nich takiego bogactwa wzorów jak w lasowiackich.
– Co wyróżnia haft lasowiacki?
– Nasze wzory mają swoje znaczenie. Są pewne elementy, które się powtarzają na strojach, ale są komponowane w różny sposób. Myślę, iż kobiety z czasem haftowały na swoich strojach to co im się podobało, ale to też miało swoje znaczenie.

– w tej chwili najbardziej znany element to lasowiackie serce.
– Serce lasowiackie na początku tego wieku wypromowała Babcia Hanka. Maria Kozłowa też miała swoje ulubione elementy. Każda z nich miała ulubiony kształt tego serca. W muzeach widziałam chyba cztery serca oryginalne. Dziś tych serc takich skarykaturowanych umieszczanych na serkach, śmietanach itp., jest mnóstwo.
Kiedyś sądziłam, iż serce lasowiackie jest super promocyjne, nazwa jest bardzo marketingowa, ale ono w pewnym momencie zaczęło wypierać ślimacznice, wilcze zęby, grzebyczki i inne wzory, które musimy zachować, dlatego haft lasowiacki powinien zostać wpisany na Krajową Listę Dziedzictwa Niematerialnego. W poprzednim roku zawiązała się grupa nieformalna o nazwie „Lasowiackie Hafciarki”, która złożyła deklaracje, iż przygotuje wniosek o wpis, w tej chwili nad tym pracujemy. Dzięki temu będzie można sięgnąć do podstaw. Wszystkie artystki, jak babcia Hanka, Maria Kozłowa, tworzyły, przetwarzały, a nie odtwarzały kultury lasowiackiej i dlatego ich prace nie mogą być traktowane jako wzorce. Musimy mieć taki dystans, iż to były artystki. W zasadzie rzeczy w muzeach to też nie wzorce.
– Lasowiacy nie są rozpoznawalni w Polsce, mało kto o nich słyszał. Czy to strój najbardziej ich odróżniał?
– Nie chodzi tylko o strój, choć on pierwszy rzuca się w oczy, bardziej chodzi o zwyczaje, modlitwę, o kulturę kulinarną.
Ich strój był przede wszystkim cały uszyty z białego lnu.
– I męski, i damski?
– Tak. Jak mówimy o stroju, to mamy na myśli ubiór odświętny, zakładany od „wielkiego dzwonu”. choćby w zwykłą niedzielę panie nie chodziły w tych strojach do kościoła, tylko w Boże Narodzenie, Wielkanoc, czy z okazji ślubu.
Strój był uszyty z białego lnu, czyli tkaniny wyrabianej przez Lasowiaków samodzielnie. Oczywiście dzielą się te stroje na zimowe i letnie. Haftowane są czterema różnymi kolorami, które nie są zestawiane ze sobą. Czerwony jest wszędzie dla panienki. Czarny dla mężatki z północnej części kultury lasowiackiej, czyli grębowsko-tarnobrzeskiej, w części kolbuszowsko-raniżowskiej mężatka ma biały haft. Dochodzi jeszcze kolor brązowy i długo nie mogłam się dowiedzieć dlaczego go używano. Jeden z naukowców tłumaczył, iż do farbowania używano szyszek i kolor się wypłukał, ale dla mnie to słaby argument. Usłyszałam od jednej pani z zespołu „Cyganianki”, która słyszała to od swojej babci, iż brązowy kolor nosiły młode wdowy, które jeszcze chciały wyjść za mąż.
– Strój był dla nich niczym współczesna wizytówka, a choćby rodzaj anonsu.
– Tak. Były jeszcze nakrycia głowy, a w miesiącach zimowych noszono płaszcze. Z nimi są interesujące historie. Mężczyźni brali ślub w niebieskim płaszczu, który sobie przywozili wracając z piechoty wybranieckiej, i ten płaszcz oddawali kobietom, a one nosiły go, ale dopiero po ślubie.
Mężczyźni chodzili w brązowych sukmanach, nosili też płótnianki letnie.
W latach 50. ubiegłego wieku ktoś oddzielił strój biłgorajski od stroju lasowiackiego, co jest z mojej perspektywy po prostu niepotrzebnym zamieszaniem, bo tamten teren też jest lasowiacki. Ten argument słyszę też od naukowców-etnografów.

– Nie kusi panią żeby opisać to, zebrać w jednej publikacji?
– Na pewno jest taka potrzeba, kiedyś myślałam, iż sama się tego podejmę, i dam radę, ale to są lata pracy. Jestem badaczem, regionalistką, tak się czuję. Chcę dobrze szyć te stroje, a czytając różne opracowania w atlasach polskich strojów ludowych, czytamy opisy etnografów, którzy nie mieli nożyczek i igły w ręce. Oni opisywali to co widzieli, a ja czytając te opisy mam setki dodatkowych technicznych pytań dotyczących wykonania stroju.
– Co na przykład budzi pani wątpliwości?
– Na przykład czy osoba, która to pisała widziała 20 takich samych gorsetów i wszystkie miały identyczne cięcia, czy widziała tylko jeden i ten narysowała.
Te opisy w dostępnych opracowaniach z punktu widzenia krawcowej często nie mają sensu, więc jak dostaję kolejny jakiś element do wykrojenia i uszycia, to się zastanawiam: jak to zrobić? Bo Lasowiacy byli grupą bardzo oszczędną. Jak się dobrze skroi strój lasowiacki to zostanie może z 10 centymetrów kwadratowych płótna.
– Faktycznie, bardzo oszczędnie.
– Tak, i dlatego wszystko jest tak przemyślane, iż prawie nie ma odpadów, czy się szyje sukmanę, płótniankę, zapaskę czy koszulę.
Chciałabym w tej publikacji napisać fragment dotyczący krawiectwa w taki sposób żeby ktoś czytając go za 10 lat wiedział jak ma go skroić.
Jestem w tej chwili chyba jedyną żyjącą osobą, która potrafi zrobić to „z głowy”. Zmierzę człowieka i wiem co i jak. Jak sobie to uświadomiłam, to pomyślałam, iż muszę to gwałtownie spisać.
– Jest pani nośnikiem unikalnych informacji i umiejętności.
– Nie chcę sobie schlebiać, ale tak to wygląda.
– Na jakiej podstawie odtwarzane są te oryginalne stroje? Dużo się ich zachowało?
– Niewiele, dlatego iż Lasowiacy robili je dla siebie i byli w nich chowani.
– To ile takich strojów miała kobieta w swoim życiu?
– Jeden, dwa. Znam takie opowieści osób starszych, iż ich babcie nie sprzedały jakiemuś etnografowi swojej spódnicy czy zapaski, bo chciały być w tym pochowane. Ich wola była wypełniania, więc te stroje znikały.
Niestety był też okres, iż wszystko było palone przy opróżnianiu starych domów.
– Jak to szycie i haftowanie wyglądało w praktyce. To było czasochłonne zajęcie.
– Babcia Hanka opowiadała, iż przeważnie na wsiach były specjalistki od tego. jeżeli chciałam, żeby taka specjalistka uszyła mi strój, to musiałam za nią pójść krowy paść, czy doić.
– Opowiada pani o strojach wyjściowych, a w czym kobiety chodziły na co dzień?
– Krój strojów był ten sam, tylko biedniejszy. jeżeli chustka wyjściowa, haftowana, miała szerokość 95 cm, to już ta chustka codzienna miała tylko 70 cm szerokości.
Ubiory codzienne były wykonywane z szarego płótna, naturalnego, nie bielonego i nie były w żaden sposób zdobione.
Spódnice musiały mieć dużo misternie ułożonych zakładek, im ich więcej tym bogatsza gospodyni. Z założenia spódnicę szyto z czterech szerokości materiału, i takie minimum to trzy metry szerokości. Były gospodynie, których spódnice miały po cztery metry.
– Nie zależało im na szczupłym wyglądzie…
– Wszystkim paniom, które chcą szczupło wyglądać w strojach lasowiackich, tłumaczę, iż im większy tyłek, tym bogatsza gospodyni. Im bogatsza panna, tym większa szansa na dobre zamążpójście.
– To jedno więc się przez lata nie zmieniło, zawsze strój świadczył o człowieku.
– Mówi się, iż to nie ubiór zdobi człowieka, ale myślę, iż dużo o nim mówi.
– Prowadzi pani Spółdzielnię Socjalną Łęgowianka, czym się zajmujecie?
– Spółdzielnię tworzą cztery panie, łącznie ze mną. Wykonujemy stroje ludowe, specjalizujemy się w lasowiackich, ale robimy także rzeszowskie czy krakowskie.
– Gdyby więc ktoś potrzebował, może się do Was zgłosić, i uszyjecie mu strój na wymiar. Ile to kosztuje i jak długo trwa?
– Strój lasowiacki damski, to jest minimum dwa tygodnie pracy. Pracuje przy nim dwie osoby, ja kroję, druga pani haftuje. Haftowanie zajmuje przeważnie dwa tygodnie, samo zszycie nie jest już tak czasochłonne. Taki strój kosztuje około 3 tysiące zł, za kompletny strój, z materiałami i robocizną.
– Można z wyżyć z szycia strojów ludowych?
– Trudno na rękodziele zarabiać. Gdybyśmy chciały za nasze umiejętności i wiedzę dać satysfakcjonującą nas cenę, na przykład 100 zł za godzinę, nikt tego nie kupi.
– Dużo macie zleceń? Kto składa zamówienia?
– w tej chwili czas oczekiwania w kolejce w naszej spółdzielni to 3 miesiące. Stroje zamawiają przeważnie koła gospodyń wiejskich, ale też stowarzyszenia i gminy dla swoich instytucji kultury.
– Prywatne zlecenia też przyjmujecie?
– Tak. choćby kilka dni temu zgłosił się pan, który chce wziąć ślub w stroju lasowiackim.
– Chyba cieszy panią, iż te elementy ludowe nie odchodzą do lamusa, iż sięgają po nie także młodzi ludzie.
– Oczywiście, ale niektóre rzeczy mnie drażnią. Na przykład gdy widzę, iż ktoś biegnie i ma wzór łowicki na dresach na „czterech literach”. Ktoś wpadł na pomysł i to wyprodukował, a to straszna profanacja, ponieważ te wzory były tylko od wielkiego święta, tylko do kościoła, a teraz my je tak trywializujemy. Dlatego zawsze pytam: po co ci to?
– To skutek niewiedzy, nie ma on nic wspólnego z brakiem szacunku do tradycji. choćby myślę, iż wiele osób jest przekonana, iż w ten sposób kultywuje tradycję, pomaga jej przetrwać.
– Tak, ale można zachować to dziedzictwo na poziomie, a często te rzeczy są zwyczajnie brzydkie, niestarannie wykonane. Mnie, ale nie tylko mnie, to bardzo razi.
– Stara się pani popularyzować wzory lasowiackie?
– Oczywiście. Na przykład w tym roku w ramach projektu będziemy w Bojanowie w siedzibie spółdzielni uczyć panie szycia tradycyjnych strojów. W zeszłym roku Spółdzielnia Socjalna Łęgowianka złożyła wniosek do Urzędu Marszałkowskiego, pozyskaliśmy środki na plener hafciarski, przygotowałyśmy pierwszy w historii pokaz mody lasowiackiej w Bojanowie. Panie prezentowały 12 strojów lasowiackich uszytych przez spółdzielnię, ja opowiadałam o nich.
Duża pracujemy z seniorami, w kołach gospodyń, w domach dziennego pobytu. Przyznam się, iż czasem mam wrażenie, iż to ja więcej się wtedy uczę od tych pań, niż im pokazuję. Przychodzę na te spotkania jako instruktor, autorytet w jakieś dziedzinie, i panie mają do mnie dystans, a potem im tłumaczę, iż są rzeczy, które one wiedzą lepiej. Przykładem ciasto na pierogi, robiłam je dwa razy i można było nim okno wybić. A teraz mam mnóstwo przepisów na dobre ciasto, bo każda pani ma swoją metodę. Podobnie z przepisami na przetwory, nalewki, uprawę kwiatów.
– Jest pani rodowitą stalowowolanką, dlaczego dziewczyna z miasta przenosi się na wieś?
– To był świadomy wybór. Wyrosłam w bloku z wielkiej płyty. Mieszkałam w pokoju z dwoma siostrami i marzyłam żeby obudzić się kiedyś i zobaczyć przez okno swojej sypialni kwitnące słoneczniki, albo malwy. Spędzałam wakacje u babci na wsi i tam było inaczej.
– Wybór Bojanowa też był świadomy?
– Spędziłam w Bojanowie 8 lat pracując dla ludzi i zakochałam się w tych ludziach, w historii Bojanowa, w twórczości ludowej. Pewnego letniego wieczoru wychodząc z domu kultury uświadomiłam sobie, iż na wsi pory roku pachną, i pomyślałam wtedy: jejku, ale bym tu chciała żyć.
Na wsi dowiedziałam się też czym jest zima. W mieście jak spadł śnieg, to rano szłam już po posypanym piaskiem chodniku. Tu tak nie ma. Są piękne strony życia na wsi, ale też te niefajne.
– Jest pani szczęściarą, spełniło się pani marzenie o życiu na wsi.
– Nie wiem czy to szczęście, czy odwrotnie, ale jestem osobą, której marzenia się spełniają. A wtedy siadam i myślę, o czym będę teraz marzyć? Powstaje dziura, którą muszę czymś zapełnić. Stąd nowe aktywności. Niedawno zaangażowałam się w prace na rzecz lokalnej społeczności, zostałam radną gminy Bojanów.
– Jakie ma pani plany na najbliższą przyszłość?
– Chcę dalej rozwijać kulturę lasowiacką.
Jestem też twórcą – robię batiki. To rodzaj tkaniny artystycznej malowanej dzięki gorącego wosku i barwienia wieloetapowego, od koloru najjaśniejszego, do najciemniejszego. Robię je na starych prześcieradłach, im bardziej sprane tym lepiej. W 2015 roku miałam pierwszą wystawę moich batików i co roku gdzieś je prezentuję. Żeby tworzyć muszę mieć spokojną duszę, być szczęśliwą, i wtedy mi to wychodzi. To moja ulubiona technika, w tym się realizuję artystycznie.