Mielone w barze w mlecznym zwykle niczym się nie wyróżnia i często smakuje prawie tak samo, jak w domu. Do tego jest bardzo tanie, więc możemy najeść się za pół darmo. Niestety, nie zawsze tak się zdarza. Pewna kobieta wraz z rodziną udała się do baru, by zjeść obiad. Jednak gwałtownie odwróciła się na pięcie i odeszła.
W tej historii nie chodzi o stare potrawy, brud w lokalu czy niemiłych pracowników. To był zupełnie inny problem. Porcja mielonego była bardzo malutka i kosztowała prawie tyle samo, co w drogiej restauracji. Wyobrażacie to sobie? Na pierwszy i na kolejny rzut oka takie ceny nie pasują do baru mlecznego.
Czytaj też: Chciała kupić rybę na obiad. „Zrobiłam zdjęcie, bo koleżanki by nie uwierzyły”
Poszła na mielone do baru mlecznego. gwałtownie stamtąd uciekła
Pani Paulina napisała do „Faktu” i opowiedziała o wydarzeniu, które miało miejsce w pewnym lokalu w Kujawsko-Pomorskiem.
„To, co miało przyciągnąć klientów, sprawiło, iż odwróciliśmy się na pięcie. Nic tam nie zjedliśmy” – stwierdziła.
Co takiego spotkało ją i jej rodzinę?
Familia postanowiła zamówić kotlety z surówką i ziemniakami. Zanim to zrobiła, spojrzała na cennik. Wszyscy zamarli. Okazało się, iż mielone kosztowały aż 31 złotych. Nie pasowało to zupełnie do baru mlecznego. Tam przecież zawsze jest tanio, a w tym konkretnym lokalu ceny były prawie takie same, jak w wykwintnej restauracji.
„W tym barze kusili jeszcze plackiem po węgiersku. Duży za 35 zł, mały o „piątkę” tańszy. Bitki też wychodziły drogo, bo były po 34 zł” – żaliła się pani Paulina.
Mielone (Wikimedia Commons)
Bar mleczny jest za drogi dla biednych studentów i emerytów
Zazwyczaj tego typu lokale oblegane są przez emerytów i studentów. Nic dziwnego, można się tam najeść za pół darmo. W tym przypadku może być zupełnie inaczej. Samo mielone kosztowało ponad 30 złotych, a co z dodatkami, zupą czy napojami?
Niedoszła klientka porównała ceny z baru mlecznego w województwie kujawsko-pomorskim do tych, które znajdują się w Warszawie. Niebo a ziemia.
„Ceny były nieporównywalnie niższe niż te, które są u mnie. W stolicy można zjeść pieczarkową czy pomidorową za 6,50 zł, w moim mieście za talerz trzeba płacić od 12 zł. Rodzina taka jak moja, na samą zupę wyda 36 zł” – skarżyła się.