Wielkie plany na przyszłość
- Jolę znam od podstawówki, to zawsze była bardzo samodzielna i ambitna dziewczyna – opowiada Joanna. – Przyznam, iż przez wiele lat mi imponowała swoją przebojowością i z góry ustalonymi celami, które chciała osiągnąć. Jeszcze w szkole podstawowej zdradziła mi swoje plany na życie. Zamierzała skończyć studia, wyjść za mąż za mężczyznę z „pozycją” zawodową, urodzić dwoje dzieci i wybudować dom nad jeziorem. Przyznam, iż mnie to przytłaczało. W tamtym czasie ja nie miałam pojęcia jaką szkołę średnią wybrać, o studiach myślałam mgliście, a co dopiero o mężu z pozycją, dzieciach i willi na dokładkę!
Tak jak Jola planowała, poszła na dobre studia, skończyła uczelnię z wyróżnieniem.
- Na studiach nasze drogi się rozeszły, ja poszłam na chemię – mówi Joanna. – Spotykałyśmy się czasami na ulicy, albo na jakiś imprezach z ludźmi z czasów szkoły średniej. Zawsze rozmawiałyśmy, co u nas słychać. Jola szła jak czołg, realizowała punkt po punkcie na tabeli swoich celów. Zaczęła robić karierę. Byłam dumna, iż mam taką przyjaciółkę. Po studiach wyjechałam na jakiś czas za granicę i wtedy nasze kontakty ustały. Od znajomych dowiadywałam się, iż Jola ma narzeczonego, lekarza. Potem, iż wzięła z nim ślub. W duchu jej zazdrościłam tej determinacji i konsekwencji. Wydawało się, iż nic jej nie powstrzyma i będzie żyła tak, jak obmyśliła.
Minęło ponad 20 lat, Joanna w tym czasie poznała za granicą swojego męża Polaka, wzięli ślub, urodziła im się córka Emilia, wrócili do Polski.
- Zgromadziliśmy pewien kapitał za granicą – wspomina. – Tutaj sytuacja zmieniła się na korzyść i mogliśmy otworzyć w moim rodzinnym mieście firmę. Za granicą zdobyliśmy doświadczenie i kontakty. Poza tym byli tu moi rodzice, zamieszkaliśmy u nich w domu, pomagali nam w wychowaniu dziecka i w pierwszych krokach w biznesie. Szło nam dobrze, niedługo kupiliśmy mieszkanie.
Biznes się rozkręcał, ich córka zdrowo rosła i byli szczęśliwi. Niestety mąż Joanny zachorował na raka trzustki i zmarł. Odszedł gdy Emilia była już studentką.
- Bardzo przeżyłam odejście męża, bo był wspaniałym człowiekiem – mówi Joanna. – Swoim smutkiem podzieliłam się na mediach społecznościowych. Wtedy nieoczekiwanie odezwała się do mnie Jola. Złożyła mi wzruszające kondolencje, zaproponowała spotkanie przy kawie. Z przyjemnością odnowiłam starą znajomość. Potrzebowałam otuchy i wsparcia.
Kobiety spotkały się na kawie aby porozmawiać. To był miły wieczór w klimatycznej kawiarni. Obie miały sobie wiele do opowiadania. Nie widziały się szmat czasu.
Przewrotne koło fortuny
- Byłam bardzo zaskoczona po tej rozmowie po latach – przyznaje Joanna. – Jola już nie była w znanej firmie, brała dorywcze prace, bo rynek w jej specjalności się zmienił. Teraz łapała się „mydła i powidła”, byle tylko zarobić na rachunki i chleb. W jej życiu prywatnym także nastąpiły wielkie zmiany. Nie była już żoną pana doktora. Okazało się, iż ambitny lekarz wdał się w romans z młodszą kobietą z branży medycznej i zostawił ją wiele lat temu z małym synkiem. A ona, jeszcze wtedy na szczycie, ujęła się honorem i nie przyjęła od niego alimentów, utrudniała mu jak mogła kontakt z synem – za karę.
Pan doktor za bardzo nie walczył z problemami jakie stwarzała mu stara żona, gwałtownie zrobił sobie dwóch kolejnych synów z młodszą.
- Jola był rozgoryczona, całą swoją miłość i odrzucenie przez męża przelała na syna Adasia – opowiada Joanna. – Dosłownie usuwała przed tym chłopakiem wszystkie najdrobniejsze przeszkody, dbała aby synek miał dosłownie wszystko czego zapragnął, była matką i ojcem w jednym. Szczyciła się, iż tak daje sobie radę bez tego okropnego byłego męża. No, ale jakimś cudem wiecznie o nim wspominała. Była przy tym doskonale zorientowana, co się u niego dzieje. Nie ułożyła sobie życia z innym mężczyzną. Zbyt była skupiona na szczęściu swojego syna i wspominaniu niewiernego męża.
Od czasów tego spotkania w kawiarni obie kobiety utrzymywały kontakt. Chodziły wspólnie do kina, na jakieś wernisaże, czasami wybierały się na basen popływać lub na jakiś zajęcia rekreacyjne.
- Łączył nas brak partnerów i dawne czasy szkolne – mówi Joanna. – Zawsze miałyśmy o czym pogadać, Jola jest oczytana i zna mnóstwo różnych plotek z miasta. To bardzo towarzyska osoba, więc człowiek się przy niej nie nudzi. Lubiłam te nasze babskie wieczorki, bo ja potrzebowałam takiej odskoczni po harówce w firmie.
Lata płynęły, rodzice Joanny zmarli. Tak samo Jola pochowała swoich. Obie udzielały sobie wtedy pomocy i rad, w tych ciężkich momentach. Aby odreagować razem pojechały na urlop do ciepłych krajów.
- Byłoby super, ale Jola ciągle martwiła się o syna, jakby chłopak miał 10 lat, a nie 30 – opowiada Joanna. – Ona trzy razy dziennie do niego dzwoniła i pytała, czy zrobił sobie śniadanie, czy potrafił podgrzać sobie przygotowany i zamrożony przez nią obiad, a potem kolację. Tłumaczyła mu, gdzie co leży na półce w szafce w kuchni i gdzie ma schowaną nowo upraną bieliznę. On zachowywał się, jakby wylądował w tym domu z obcej planety, a nie w nim mieszkał. Nic nie wiedział, stary chłop! Zapytałam ją to, gdy instruowała do telefonicznie, jak się robi jajecznicę, to mi żartobliwie odpowiedziała „no wiesz jacy są chłopcy”.
Mały książę
Joanna próbowała delikatnie wybadać, o co chodzi z tym kompletnie nieporadnym Adasiem. Czy jest całkiem zdrowy. Jola przyznała, iż trochę go rozpuściła, bo to jej „mały książę” i nie potrafiła być wobec niego surowa. Jest przecież takim „słodziakiem”, nie potrafi mu odmówić gdy prosi swoją „mamunie” o kanapki, czy ulubiony serniczek. Pozwalała, by syn całymi dniami grał w swoje ulubione gry komputerowe, albo oglądał filmy, zwłaszcza w stylu Tarantino i Rodrigueza.
- Jola przyznała, iż Adaś marzy by zostać reżyserem, startował do szkoły filmowej, ale się na nim nie poznali – relacjonuje kobieta. – Potem znowu zdawał i też nic nie z tego nie wyszło. Była zbyt duża konkurencja i jak twierdziła matka, dostali się ci, co mieli się dostać. Potem chłopak próbował sił jako scenarzysta i tu też się nie powiodło, ale on się nie poddaje. Zaczął studia w prywatnej szkole, coś związanego z produkcją filmową. W tym zawodzie miał podobno czas, wielu wybitnych reżyserów swoje dzieła robiło na starość. Podobno załapał się do jakiś produkcji reklam, czy mniejszych form, ale to były chwilowe angaże. Jola wierzyła w syna, też miałam nadzieję, iż w końcu mu się uda. Na razie siedział na garnuszku matki.
Za to córka Joanny skończyła swoje studia, zaczęła pracę, dostała etat. Potem zaczęła robić dodatkowe studia podyplomowe, żeby poszerzyć kompetencje. Skończyła 30 lat, ale nie zamierzała wchodzić w stały związek. Lubiła wspinaczkę górską, wyprawy podróżnicze do odległych miejsc na świecie. Głównie na to wydawała zarobione pieniądze. Na razie nie myślała o zakładaniu rodziny ani rodzeniu dzieci. Poważnie traktowała swoją pracę. Marzyła o kierowniczym stanowisku.
- Nie mam zamiaru układać jej życia – mówi Joanna. – Praca i spełnianie marzeń jest ważne. Mnie też dobrze szło w firmie, udało mi się stworzyć dobry zespół. Nie mogłam na nic narzekać. Za to Jola popadła na zdrowiu, jej ciężka harówka i stres z nią związany przyniosły żniwo. Zachorowała na serce. Zasłabła, był szpital, potem koronografia i zalecenie, by diametralnie zmieniła tryb życia. No ale jak mogła to zrobić, skoro nie miała stałej pracy, do emerytury sporo jeszcze jej brakuje. No a w domu siedzi „mały, bezrobotny książę”. Bardzo jej współczułam, choćby zaproponowałam jej Adasiowi pracę w mojej firmie przy produkcji i w transporcie, bo on nie ma kwalifikacji na nic innego u mnie. Niestety chłopak od razu podziękował. Zrozumiałam, nie ubrudzi sobie rączek.
Jola wracała do zdrowia, Joanna miała z nią stały kontakt. Jak mogła, to ją odwiedzała, zleciła jej choćby trochę naciąganą ofertę, na zrobienie folderu dla jej firmy oraz napisanie kilku promocyjnych artykułów do gazet branżowych. Koleżanka była jej bardzo wdzięczna. Zrobiła to bardzo dobrze. Joanna czuła, iż zachowała się jak należy, w trudnej chwili wsparła koleżankę w elegancki sposób. Przy okazji poleciła jej usługi innym znajomym w branży.
Matczyna intryga
- Nagle Jola pojawiła się u mnie ze swoim serniczkiem z pewną propozycją – opowiada Joanna. – Mówiła, iż że względu na przez cały czas zły stan zdrowia potrzebuje wypoczynku na słonecznej plaży, była akurat zimna, wczesna wiosna, więc wpadła na pomysł, abyśmy zabrały swoje dzieci i poleciały na tydzień razem. Chciałam wymówić z tej eskapady Emilię, miała swoje plany, ale Jola zarezerwowała już okazyjny wypad w dobrym hotelu dla czterech osób. Bardzo chciała zabrać Adasia, miało być rodzinnie, no i nasze dzieci mogły się poznać. Już sobie wyobraziłam „radość” córki, ale przyrzekłam jej przekonać Emilię.
Dziewczyna na prośbę matki załatwiła sobie urlop i zgodziła się jechać. To miał być kurort w Egipcie, Emilię skusiła możliwość nurkowania na rafie. Pojechali i zgodnie z planem Joli wylądowały w pokojach ze swoimi dziećmi.
- No i tu się zaczął cyrk – wspomina Joanna. – Moja Emilia jest bardzo zorganizowana i samodzielna, obie wstawałyśmy rano, szłyśmy na salę ćwiczeń na treningi siłowe. Potem śniadanie, gdy my kończyłyśmy, zjawiała się Jola z Adasiem. Każda z nas sama się obsługiwała i po szybkim posiłku ruszałyśmy na zaplanowane wycieczki. Korzystałyśmy z różnych aktywności. A Jola z Adasiem z godzinę tracili na wybieraniu potraw, a potem na jedzeniu. Co ciekawe, to chora Jola przynosiła dania synkowi. Chłopak na początku nie wiedział gdzie co jest, albo wolał żeby mama mu wybrała. Potem udawali się na plażę. Spotykaliśmy się na lunchu. Tutaj powtórka, oni zastanawiali się nad wyborem potraw, celebrowali posiłek. Zwykle Adaś był już po kilku drinkach. Znowu siedzieli w restauracji godzinami.
W tym czasie Joanna z córką pływały w morzu albo w basenach. Grały w gry zespołowe, poznawały innych ludzi. Na wieczorną kolację matka z córką przebierały się w bardziej wieczorowe stroje i dołączały do Joli i jej syna, którzy już czekali na nie w barze.
- No o tej porze Adaś był już zawiany, ciągle na coś narzekał – mówi Joanna. – Emilia próbowała coś zagadać, ale stale mówił o swoich ulubionych scenach filmowych, swoich pomysłach i jakby on nakręcił to, czy tamto. Poza tym oczekiwał obsługi, sam nigdy nie zaproponował, iż przyniesie coś z baru lub ze szwedzkiego stołu. Traktował nas jak służące.
Matka Adasia próbowała ratować sytuację, ale syn był dość monotematyczny i nie dawał sobie przerywać monologów. Joanna z córką gwałtownie uciekały do swojego pokoju, wymawiając się porannymi zajęciami i zmęczeniem.
- Moja córka tylko raz stwierdziła, „co za nudziarz i bufon” – przyznała Joanna. – Na szczęście tydzień gwałtownie minął, wróciliśmy bez problemów. Miałam nadzieję, iż to ostatni wyjazd z Adasiem.
Moja córka też ma matkę
Jola dzwoniła podziękować za wspaniały wypad i twierdziła, iż Adaś się znakomicie bawił. Miała nadzieję, na więcej. Joanna odpowiadała dyplomatycznie aby nie zrazić koleżanki. Po jakimś czasie Jola poprosiła o spotkanie, była po kolejnych badaniach serca.
- Oczywiście, iż się zgodziłam spotkać – przyznaje Joanna. – Miała słabe serce, bała się, iż w każdej chwili coś złego może jej się przytrafić. Jola to bardzo konkretna kobieta, więc nie przebierała w subtelnościach, wywaliła iż moja Emilia ma już ponad 30 lat, nie ma żadnego mężczyzny na horyzoncie, a zegar tyka. Jej syn też nie ma partnerki i byłby idealnym kandydatem. Według niej pasują do siebie, ona praktyczna, pracowita, zorganizowana, a on zdolny, ambitny więc znakomicie się uzupełniają. Przyznam, iż mnie bardzo zaskoczyła. Wpychanie mojej córce takiego nieudacznika, co nie potrafi choćby wybrać i przynieść sobie jedzenia do stołu, to duża bezczelność. Jola szukała dla swojego Adasia zastępczej matki i sponsorki, zgotowałaby mojej córce piekło z takim wałkoniem. Coś tam wymamrotałam, iż to śmiała koncepcja, a Emilia ma adoratorów tylko przebiera i iż ja się w swatkę nie zabawię.
Jola wyszła z tego spotkania wyraźnie zawiedziona i rozczarowana. Joanna była zniesmaczona taką propozycją swojej koleżanki. Jola, jak w przeszłości „po trupach” realizowała kolejny plan, tym razem dotyczący zabezpieczenia przyszłości swojego potomka, wyszukując mu bogatą i zaradną żonę.
- Nie wiem czemu miałam skojarzenie Joli z tą bezwzględną matką potworów z filmu „Obcy” - mówi Joanna. – Jak tamta chciała przeszczepić swojego pasożytującego jedynaka na moją córkę i pośrednio na mnie. jeżeli ona wcześniej umrze, to my miałyśmy mu zapewnić łatwe życie. Aż mną wstrząsnęło z obrzydzenia. Na poziomie racjonalnym ja rozumiem motywy Joli. O jednym zapomniała, ja też jestem matką i również będę chroniła swoje kochane dziecko, aby nie stało się ofiarą nieroba. Zresztą Emilia też nie da się skrzywdzić.
Od tej pory Joanna poluzowała kontakty z Jolą. Nie jest już też tak skora do pomocy.
- I to też jest bardzo przykre – mówi Joanna. - Przysłowiowe, dasz palec, to rękę chwycą. Cóż, życie.