Chcesz, żebym PODAROWAŁA twojemu tatusiowi samochód?! Czy oszalałeś? A może w twojej rodzinie tak leczy się kobiecą niezależność?!

polregion.pl 12 godzin temu

— Naprawdę? — głos Damiana zadrżał, ale nie ze zdumienia, a z wysiłku, by nie powiedzieć czegoś, czego pożałuje. Siedział na skraju kanapy, wpatrzony w opakowanie sushi, którego on i Kinga choćby nie zaczęli jeść. — Serio kupiłaś sobie Porsche?

— Nie Porsche, tylko Taycan. Elektryczne. Nauczyłbyś się nazwy, skoro już mnie tym przepytujesz — odparła Kinga, choćby nie odrywając wzroku od telefonu. W feedzie „Instagrama” jej koleżanka wrzuciła zdjęcie z konferencji w Zurychu. Wszyscy w garniturach, ale piją szampana. Jak zawsze.

W mieszkaniu unosił się zapach wasabi, irytacji i świeżo umytej łazienki — Kinga odruchowo przetarła płytki przed przyjazdem Damiana. Choć wiedziała, iż to i tak nic nie da.

— Po prostu nie rozumiem, po co ci taki wóz? — Damian zerwał się i zaczął przemierzać kuchnię. — Nie jesteś kierowcą rajdowym. Nie jesteś milionerką. Myślisz, iż ludzie zaczną cię więcej szanować, jak będziesz jeździć tym… kosmicznym statkiem?

— Tak. Dokładnie. A jeszcze będę mogła parkować nie u licha na zadupiu, tylko na normalnych miejscach, gdzie są ładowarki. I wyobraź sobie, nie będę stała w korkach, bo Taycan ma adaptacyjny tempomat. To nie są fochy, Damianie. To kwestia komfortu, bezpieczeństwa i — oho! — moich pieniędzy.

— Słyszałaś, co powiedział ojciec? — wyrzucił z siebie Damian, jakby powtarzał formułkę, którą kuł całą noc.

— Tak, niestety słuch mam wciąż sprawny — Kinga w końcu odłożyła telefon. — Powiedział, iż kobiecie nie wypada mieć takiego auta, bo to „wywołuje niezdrowe podniecenie w męskim towarzystwie”. Cytuję, między innymi.

— Po prostu się martwi. Jest starej daty.

— Jest zasuszonej daty, Damian. I ty w tym samym kierunku, jeżeli teraz nie powiesz czegoś, co choć trochę przypomina wsparcie.

Damian otworzył usta, jakby chciał coś rzec, ale zamknął je z powrotem. Jakby w środku miał telewizor z PRL — dźwięk jest, obrazu brak.

— Dlaczego nie mogłaś ze mną tego przedyskutować? Jesteśmy przecież rodziną. Mógłbym…

— Co? Poradzić Kię Ceed, jak u twojej mamy? Albo w ogóle odradzić i kupić sobie „dziadkową” kombiakę?

Zaśmiał się, ale bez radości:

— No, dzięki za zaufanie.

Kinga westchnęła i spojrzała na niego jak na stołek z pękniętą nogą — niby jeszcze stoi, ale siadać już ryzykownie.

— Damian, miałeś kiedyś wrażenie, iż możesz robić, co chcesz? Bez oglądania się na czyjeś opinie, oczekiwania, kaprysy?

— Nie zarabiam tyle co ty, jeżeli o to ci chodzi.

— Nie o pieniądze. O wewnętrzną wolność.

Wzruszył ramionami, jakby te słowa wywoływały u niego alergię.

— Przecież wiedziałaś, iż moi rodzice tacy nie są. Wiedziałaś, na co się piszesz.

— Miałam nadzieję, iż przynajmniej zaczną mnie szanować. Albo ty.

Cisza w pokoju stała się gęstsza niż wczorajszy żurek z budki pod metrem. Damian znów usiadł, spuścił wzrok.

— Po prostu uważają, iż powinnaś być… no, bardziej kobieca.

— Aha. I najlepiej bez prawa jazdy, bez zdania i z wieczną wdzięcznością za obrączkę? — Kinga gorzko się uśmiechnęła. — No cóż, przepraszam, ale nie jestem przystawką do bigosu. Jestem samodzielną osobą, tak przy okazji.

Odwrócił się. I w tej właśnie chwili, jak w teatrze absurdu, ktoś zapukał do drzwi. Zbyt stanowczo jak na kuriera. Zbyt cicho jak na sąsiadkę.

— To mama — wyszeptał Damian, wstając. — Mówiła, iż wpadnie, zobaczy, jak żyjemy.

— „Przypadkiem” się tu znalazła? Czy teraz ma trackera na moje auto? — Kinga uniosła brew i wstała, poprawiając bluzkę.

— Po prostu… bądź łagodniejsza, dobrze?

— Już jestem jak żel pod prysznic. A tobie pora przestać być gąbką.

Drzwi się otworzyły. Anna Stanisławowa weszła z siatką z „Piotra i Pawła”, z miną kogoś, kto przychodzi nie w gości, a na inspekcję.

— No, witajcie, gołąbeczki. Przyniosłam zdrową sałatkę, bez azotanów, przyda wam się trochę uzupełnić witaminki. — Rzuciła okiem na Kingę, prześlizgując się wzrokiem po jej szpilkach. — A ty czemu taka odświętna? Na bal się wybierasz?

— Zawsze taka jestem. Nie stać mnie na wygląd emerytki na urlopie macierzyńskim — spokojnie odparła Kinga.

— O kim ty teraz mówisz? — Anna Stanisławowa zmarszczyła brwi.

— O abstrakcyjnym wzorcu, niech pani nie bierze sobie do serca. Chyba iż pasuje…

— Darku, ty jej pozwalasz tak mówić? — zwróciła się teściowa do syna, ignorując Kingę jak biurowy drukacz w weekend.

— On nie jest moim nadzorcą. Ani tłumaczem z polskiego na rodzinny — Kinga minęła ją, zabierając sushi z kuchni. — Chce pani herbaty? Czy od razu przejdziemy do oceny mojego niegodnego samochodu?

— No widzisz, sama wszystko rozumiesz, brawo. — Uśmiechnęła się Anna Stanisławowa. — Nam z Janem Kazimierzem takie auto byłoby potrzebniejsze. My do rodziny jeździmy, domki odwiedzamy. A tobie po co? Dla szpanu?

— Tak. I dla zemsty. Na was. — Kinga powiedziała to cicho, spokojnie. Jak chirurg informujący, iż wyrostek już przekształcił się w zgorzel.

Zapadła cisza. choćby Damian zdawał się pojąć, iż właśnie wydarzyło się coś poważnego. Kinga odłożyła sushi.

— Przepraszam, nie mam już siły udawać, iż to normalne.

— Co jest „to”? — nie zrozumiała teściowa.

— Wszystko. To, iż państwo przychodzicie jak na dyżur. Że Damian milczy jak pomnik swojego dzieciństwa. Że mówi mi się, jak mam żyć, wyglądać, wydawać własne pieniądze. Kończę.

Zdjęła szpilki, jakby zrzucała zbroję, i poszła do sypialni. Damian stał z otwartymi ustami, a Anna Stanisławowa zwróciła się do niego z wyrazem twarzy, w którym zaczynało się już przebijać rozdrażnienie.

— Ona mnie obraża przy tobie, a ty stoisz i wąchasz skarpety! Tak nie można żyć!

— I już tak nie będzie — rozległ się głos Kingi zza drzwi. SpokojKinga wsiadła do swojego błyszczącego Taycana, włączyła silnik i odjechała, zostawiając za sobą przeszłość, która wreszcie przestała ją ciążyć.

Idź do oryginalnego materiału