Chcę wrócić do byłej żony: nowa okazała się niewypałem

newsempire24.com 4 dni temu

W małym miasteczku nad Wisłą, gdzie życie toczy się swoim spokojnym rytmem, a rodzinne dramaty rozgrywają się za zamknięciymi drzwiami, moja historia z byłą żoną i nową partnerką rozdziera mi serce. Ja, Krzysztof Kowalski, myślałem, iż podjąłem adekwatną decyzję, odchodząc od nieustalnych kłótni, ale teraz tęsknota za przeszłością nie daje mi spokoju.

Moja była żona, Kinga, zawsze znajdowała powód do awantury. Nie jestem święty, mam swoje wady, ale jej ciągłe pretensje doprowadzały mnie do szału. Winiła mnie za wszystko: za zmęczenie po pracy, za to, iż za mało czasu spędzam z naszym dziesięcioletnim synem, Bartkiem. Nie podobało się jej, gdy zabierałem go na mecze piłkarskie czy do wesołego miasteczka – dla mnie to była nie tylko troska o niego, ale też radość. Kinga jednak narzekała, iż ja tylko się z nim bawię, a ona musi być tym surowym rodzicem. Miałem dość jej kontroli i oskarżeń.

Pewnego dnia pękłem. Po kolejnej kłótni spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem. Wynająłem mieszkanie niedaleko, by Bartek mógł do mnie przychodzić, kiedy tylko zechce. Ta decyzja wydawała się jedyna słuszna – Kinga i ja nie potrafiliśmy się zrozumieć, a wspólne życie stało się udręką. Po trzech miesiącach ona wniosła o rozwód. Próbowałem dojść do siebie, ciesząc się ciszą, wolnością od krzyków i wyrzutów. To był jak łyk świeżego powietrza po dusznym pomieszczeniu.

Minęło pół roku. Bartek przypadkiem wspomniał, iż do mamy przychodzi „jakiś pan”. Machnąłem ręką, ale w środku coś się zaniepokoiło. Uznałem, iż pora ruszyć dalej. Spotykałem się z kobietami, ale nic poważnego z tego nie wynikało. Chciałem stabilności, rodziny. Wtedy pojawiła się Agnieszka – młoda, piękna, bez dzieci i bez przeszłości, która ciągnie wstecz. Nie męczyła mnie swoimi rozkazami, nie urządzała scen. Myślałem, iż z nią będzie inaczej, łatwiej.

Wzięliśmy ślub bez wystawnego wesela – człowiek, który już raz był w związku, nie potrzebuje hucznej imprezy. Życie z Agnieszką wydawało się spokojne, choćby zacząłem myśleć o kolejnym dziecku. Czasem, przyznam, chciałem udowodnić Kindze, iż mogę być szczęśliwy bez niej, iż znalazłem kogoś lepszego, kto nie zamienia mojego życia w piekło.

Wszystko się zmieniło, gdy Kinga zadzwoniła: Bartek dostał piłką w nos na treningu. Pognałem do szpitala i pierwszy raz od dawna zobaczyłem ją. Wyglądała niesamowicie – dokładnie tak, jak ją pamiętałem z czasów, gdy się poznawaliśmy. Mówiła spokojnie, bez tych wiecznych pretensji. W samochodzie pozostal zapach jej perfum i nagle coś ścisnęło mnie w piersi.

Okazało się, iż z nosem Bartka nie było tak prosto – potrzebna była operacja przegrody. Zacząłem częściej widywać się z Kingą, dyskutując o zdrowiu syna. Pewnego dnia, ze starego nawyku, wszedłem do ich mieszkania, zdjąłem buty, nastawiłem czajnik. Dopiero gdy nie znalazłem swojego kubka, dotarło do mnie, iż to już nie mój dom. Po prostu ich podwiozłem.

Agnieszka była całkowitym przeciwieństwem Kingi. Spokojna, uporządkowana, gotowała pyszne obiady. Nigdy się nie kłóciliśmy, a w łóżku wszystko było idealne. Ale jej chłód mnie zabijał. Nie śmiała się z moich żartów, nie dzieliła ze mną euforii z ulubionych filmów. Jej emocje były jak za szybą – nie potrafiłem ich zrozumieć. Życie z nią przypominało pięknie urządzony apartament z programu telewizyjnego: wszystko perfekcyjne, ale puste, bez duszy.

Złapałem się na tym, iż non stop piszę do Kingi, tłumacząc to troską o syna. Ale prawda była inna – tęskniłem. Tęskniłem za naszym domem, za jej głośnym śmiechem, za tym, jak chwytała mój sarkazm i kłóciła się ze mną do zaciętości. Zapomniałem o awanturach, pamiętając tylko te dobre chwile.

Pewnego dnia, gdy przyjechałem do Bartka, natknąłem się na jej nowego faceta. Był ode mnie starszy, niski, z delikatną siwizną. Skinąłem mu głową na „dzień dobry”, ale w środku gotowałem się z wściekłości. Ten obcy był w moim domu, spał w moim łóżku! Nie wytrzymałem i urządziłem Kindze scenę, żądając, żeby ten typ nie pokazywał się tam, gdzie mieszka mój syn.

– A co, mam jeździć z Bartkiem do niego? – odparła zimno. – Albo wysyłać syna do ciebie, żeby spał między tobą a Agnieszką? Kup mu łóżko, a potem decyduj, z kim mam być!

Wrzeszczeliśmy na siebie jak za dawnych czasów. Bartek, nie wytrzymując, zamknął się w swoim pokoju. Kinga poszła do kuchni, mrucząc coś pod nosem. Poszedłem za nią i, sam nie wiem czemu, objąłem ją. Moje usta dotknęły jej szyi. Westchnęła, ale natychmiast mnie odepchnęła.

– Co ty wyprawiasz? Idź stąd! Wracaj do swojej żony! – krzyknęła, jej oczy błyszczały gniewem.

Wyszedłem, czując, jak ziemia ucieka spod nóg. W domu czekała Agnieszka – idealna, perfekcyjna, ale obca. Nie zrobiła mi nic złego, ale nie potrafiłem udawać. Tęskniłem za Kingą, za jej temperamentem, który kiedyś doprowadzał mnie do szaleństwa, za porankami, gdy zakładała moją koszulę, za wieczorami, gdy razem czekaliśmy na nowy sezon naszego ulubionego serialu.

Odszedłem od Kingi świadomie, myśląc, iż tak będzie lepiej. Teraz jednak zrozumiałem: mój dom jest tam, gdzie ona i Bartek. Chcę wrócić, ale jak? Mam nową żonę, która nie zasługuje na zdradę, i byłą, której ogień wciąż mnie pali. Pogubiłem się, ale serce ciągnie mnie z powrotem – do prawdziwego, do mojego prawdziwego domu.

I choć łatwiej jest uciec, niż naprawić, czasem ta ucieczka prowadzi donikąd.

Idź do oryginalnego materiału