Chcę wrócić

twojacena.pl 14 godzin temu

Wacława zawsze budziła się przed dzwonkiem budzika, jakby miała w sobie wbudowany wewnętrzny zegar. Wstawała, myła się i przygotowywała śniadanie. Gdy mąż wchodził do kuchni, ogolony, pachnący wodą toaletową, na stole czekała na niego jajecznica lub jajka na miękko, kromki świeżego chleba, wędlina i ser, filiżanka mocnej kawy. Sama Wacława zadowalała się tylko kawą i kawałkami sera bez chleba.

Żyli razem trzydzieści lat. Nauczyli się tak dobrze rozumieć bez słów, iż prawie nie rozmawiali, zwłaszcza rano. „Do wieczora”, „Dzisiaj się spóźnię”, „Dziękuję…” Po spojrzeniach, krokach, choćby po milczeniu czytali swoje nastroje. Po co zbędne słowa?

– Dziękuję – powiedział Marek, dopił kawę i wstał od stołu.

Kiedy zaczynali razem mieszkać, zawsze całował ją w policzek przed wyjściem do pracy. Teraz to robił tylko w wyjątkowych okazjach, zwykle dziękował i wychodził. Marek pracował jako inżynier w fabryce wagonów, wyjeżdżał wcześnie, bo droga na drugi koniec Warszawy w korkach zabierała sporo czasu.

Wacława sprzątnęła ze stołu, umyła naczynia i poszła się ubierać. Pracowała jako wykładowca na uniwersytecie, który znajdował się dwie przystanki od ich domu. Zawsze chodziła na piechotę, bez względu na pogodę, choćby gdy wiał silny wiatr lub lało jak z cebra. Wysoka, szczupła, raczej sportowa. Sukienki zakładała tylko latem. Na uczelnię zawsze ubierała się w spodniowe garnitury, zwykle szare, w drobnym prążku. Pod żakiet nosiła bluzki w pastelowych kolorach.

Ciemne włosy dawno zrobiły się siwe. Nie farbowała ich, zapinała w cienki warkocz i zwijała w ulotkę na karku. Żadnego makijażu, żadnej biżuterii poza obrączką.

Jako wykładowczyni musiała dużo mówić przez cały dzień. W domu wolała milczeć. Mąż nie miał nic przeciwko. Lubił ciszę. Dla wielu wydawali się idealną parą. Nie kłócili się, nie gadali o niczym.

Marek był starszy o dwa lata, ale wciąż wyglądał dobrze. Wacława przywykła, iż kobiety zwracają na niego uwagę. Kiedyś była zazdrosna, z wiekiem zaczęła patrzeć na to filozoficznie. „Gdzie on pójdzie? Nikt go nie nakarmi tak jak ja” – mówiła sobie. Gotowała rzeczywiście wyśmienicie.

Mieli córkę, która po skończeniu studiów wyszła za wojskowego i wyjechała z nim.

Studenci trochę się Wacławy bali. Rzadko się uśmiechała, zawsze była powściągliwa. Ale nie była złośliwa. choćby na egzaminie można się było z nią dogadać. jeżeli student szczerze przyznawał, iż nie zna odpowiedzi, ale się uczył, pomagała mu, często wyciągając na czwórkę. Za ściąganie bez litości wyrzucała z sali, a za oszustwo stawiała pałę. Byli i tacy, którzy nie uczyli się do sesji, licząc, iż błagalnym wzrokiem i jękami wyproszą tróję. Ale ściema nie przechodziła. Kłamstwo wyczuwała i nie wybaczała.

Z żadnym z wykładowców nie utrzymywała bliższych relacji, w plotkach nie brała udziału.

Pewnego dnia Wacława usłyszała w stołówce rozmowę dwóch pierwszorocznic. Siedziała do nich plecami, więc jej nie zauważyły.

– Co myślisz o tej chemiczce? Taka sztywniak. Gdyby nie obrączka, pomyślałabym, iż to stara panna – powiedziała jedna.

– Ma męża, całkiem przystojnego, i córkę, już zamężną – odparła druga.

– To co on w niej widzi, skoro taki przystojny? A skąd w ogóle wiesz?

– Mieszkamy w jednej kamienicy. Moim zdaniem jest w porządku.

– Jak to w porządku? Ubiera się jak facet. Wątpię, żeby w ogóle miała biust.

Wacława dokończyła obiad, wstała i spojrzała na studentki.

– Przepraszam – zapi”- Dziękuję za dzisiejszą lekcję – odparła spokojnie, patrząc im prosto w oczy, po czym wyszła, zostawiając za sobą ciszę pełną głębokiego wstydu.

Idź do oryginalnego materiału