Chaos po przyjęciu urodzinowym z teściami w roli głównej.

polregion.pl 3 dni temu

Stoję w kuchni, przyglądając się temu bałaganowi i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Wczoraj miałam urodziny i postanowiłam zaprosić rodziców mojego świeżo upieczonego męża.

Z Antonim pobraliśmy się zaledwie dwa miesiące temu – cicho, bez fanfar, tylko podpisaliśmy papiery w urzędzie. choćby naszych rodziców tam nie było, tylko my we dwoje. Teraz mieszkamy razem w moim mieszkaniu, które wynajmowałam jeszcze przed ślubem. Ale wczorajszy wieczór… to było coś niesamowitego.

Szczerze mówiąc, trochę się denerwowałam przed przyjściem teściów. To prości ludzie, ale z charakterem. Teściowa, Jadwiga Stanisławówna, uwielbia wszystko kontrolować, a teść, Władysław Janowicz, przeciwnie – mało mówi, ale jeżeli już coś powie, to trafnie. Starałam się, przygotowywałam: nakryłam stół, kupiłam produkty, choćby sama upiekłam tort, choć zwykle moje wypieki są średnie. Antoni mówił, żebym się tak nie przejmowała, iż jego rodzice są niewymagający, ale przecież chciałam zrobić dobre wrażenie. Pierwsza oficjalna wizyta, jak nic!

Goście przyszli punktualnie, z prezentami. Jadwiga Stanisławówna przyniosła ogromny buław róż i jakąś paczkę owiniętą błyszczącym papierem. Władysław Janowicz wręczył butelkę domowej nalewki – powiedział, iż sam robił. Usiedliśmy do stołu i na początku wszystko szło całkiem nieźle. Przygotowałam sałatki, upiekłam kurczaka, zrobiłam ziemniaki z grzybami. Antoni chwalił, teściowie przytakiwali, choćby rzucali komplementy. Ale potem zaczęło się najciekawsze.

Jak się okazało, Jadwiga Stanisławówna ma talent do poruszania tematów, które sprawiają mi dyskomfort. Nagle zaczęła wypytywać, kiedy planujemy dzieci. Omal nie zakrztusiłam się nalewką. Antoni próbował zmienić temat, ale teściowa nie ustępowała: „Za naszych czasów, Krysia, ja i Władysław od razu po ślubie zaczęliśmy myśleć o rodzinie. A wy młodzi, po co zwlekać?” Tylko się uśmiechałam i kiwałam głową, choć w myślach kręciło mi się: „Dopiero co się pobraliśmy, dajcie nam chociaż się oswoić!” Zresztą, Antoni też wyglądał na zakłopotanego, ale on zawsze taki jest – nie lubi kłócić się z mamą.

Potem teściowa przeszła do oceny mojej kuchni. Wstała i zaczęła wszystko oglądać, jakby była inspektorem. „Krysia, dlaczego masz tak mało naczyń? Trzeba dokupić, jeżeli będziecie przyjmować gości. I te zasłony ciemne, ja bym powiesiła coś jaśniejszego.” Starałam się nad sobą panować, ale policzki płonęły. Antoni szepnął mi: „Nie przejmuj się, ona zawsze tak ma.” Ale to przecież moja kuchnia! Wszystko tu urządziłam po swojemu, a teraz słyszę, iż zasłony nie takie.

Na szczęście Władysław Janowicz rozładował atmosferę. Zaczął opowiadać o swojej działce, o tym, jak tego lata urodziło im się tyle ogórków, iż nie wiedzieli, co z nimi zrobić. Słuchałam, kiwałam głową, ale w duchu myślałam: „Żeby tylko ten obiad szybciej się skończył.” Wtedy Jadwiga Stanisławówna wyciągnęła swój prezent. Rozwinęłam paczkę i… serwis. Taki, wiecie, w kwiatuszki, jak u babci na wsi. Oczywiście podziękowałam, ale w głowie miałam tylko jedno: gdzie ja to postawię? I tak mamy pełne szafki, a ten serwis zajmuje miejsce jak na całą ucztę.

Antoni, widząc moje zakłopotanie, próbował żartować: „Mamo, przecież wiesz, iż Krysia woli miskę z sushi.” Ale Jadwiga Stanisławówna tylko na niego spojrzała ostro: „To niepoważne, Antoni. W domu musi być porządna zastawa.” Ledwo powstrzymałam śmiech. W tej chwili zrozumiałam, iż życie z tymi ludźmi to będzie niezła przygoda.

Kiedy goście w końcu wyszli, odetchnęłam z ulgą. Antoni mnie przytulił i powiedział: „Świetnie sobie poradziłaś, poszło lepiej, niż się spodziewałem.” Ale ja, szczerze mówiąc, wciąż jestem w szoku. Stoję teraz w kuchni, patrzę na ten serwis, na niedojedzonego kurczaka, na butelkę nalewki, której choćby nie dokończyliśmy. I myślę: jak to jest – stać się częścią nowej rodziny? Z jednej strony kocham Antoniego i dla niego zniosę wszystkie takie chwile. Z drugiej – jak nauczyć się nie przejmować takimi uwagami? Może z czasem się przyzwyczaję i z Jadwigą Stanisławówną znajdziemy wspólny język. A może po prostu nauczę się trzymać dystans.

Dziś obudziłam się z myślą, iż muszę porozmawiać z Antonim. Może umówimy się, iż następnym razem będziemy świętować tylko we dwoje. Albo zaprosimy moich rodziców – oni przynajmniej nie krytykują moich zasłon. Ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, iż teściowie to teraz część mojego życia. I jakkolwiek bym się starała, będę musiała się nauczyć z nimi żyć. Może następnym razem po prostu postawię ten serwis na stole, naleję im ich własnej nalewki i powiem: „To za te zasłony.” Żartuję, oczywiście. Albo i nie?

Idź do oryginalnego materiału