Weronika pracowała na poczcie od czasów, gdy znaczki przyklejało się językiem, a listy pachniały perfumami. Ludzie się zmieniali, technologia szła do przodu, ale ona wierna pozostała swoim szufladkom i przyzwyczajeniom. Wiedziała, jak wygląda list z wiadomością o śmierci, a jak zaproszenie na chrzciny. Ale ten list, który wpadł jej w ręce w szary listopadowy dzień, powalił ją na kolana.
Szara koperta. Bez adresu zwrotnego. Pismo — boleśnie znajome, jakby wycięte z pamięci. To samo, którego Weronika nie widziała… dwadzieścia lat.
Usiadła na brzegu stołu i drżącymi palcami rozdarła papier. W środku — jedna kartka. I tylko jedno zdanie:
“Mamo, jeżeli jeszcze pamiętasz — wychodzę za mąż. Jutro. Przyjdź, jeżeli możesz. Natalia.”
Nogi się pod nią ugięły. Serce zabiło jak za młodych lat. Natalia… Jej córka. Ta, która wyszła z domu, zatrzaskując drzwi, dwadzieścia lat temu.
Wtedy, wiele lat temu, wszystko było proste i jednocześnie straszne. Natalia powiedziała, iż wychodzi za Krzysztofa. A Weronika nie mogła go zaakceptować. Nie taki. Bez zawodu, bez perspektyw. Marzyciel. Artysta. Nie żonaty typ.
— jeżeli zrobisz ten krok, możesz zapomnieć drogę do mojego domu — powiedziała córce.
— Więc żegnaj, mamo — cicho odparła Natalia.
Od tamtej pory nie rozmawiały. Nie pisały. Weronika wiedziała, iż Natalia urodziła syna. Wiedziała, iż wyprowadzili się do innego miasta. Ale nigdy nie pojechała. Nie pogratulowała. Nie wybaczyła. I nie przeprosiła.
A teraz — list. Bez wyrzutów. Bez oskarżeń. Po prostu zaproszenie. Jak szansa.
Całą noc Weronika nie spała. Siedziała na brzegu łóżka i kłóciła się sama ze sobą w myślach. Co jej powiem? Jak spojrzę w oczy? A może mnie odrzuci? W końcu to ona odeszła…
Ale świt przyniósł inne uczucie — zmęczenie własną dumą. I straszną tęsknotę. Weronika wstała, wyciągnęła najlepszy płaszcz, zawiązała chustę jak za młodu, i poszła.
Kiedy podeszła do Domu Kultury, przed wejściem stała dziewczyna w białej sukni. Patrzyła w dal, jakby czekała na cud. A gdy zobaczyła Weronikę — jej twarz rozbłysła.
— Mamo?
Weronika nie mogła wydobyć z siebie słowa. Tylko skinęła głową. I w następnej chwili została objęta — mocno, szczerze, ciepło. Tak, jak obejmuje się tylko tych, za którymi tęskniło się całe życie.
— Wybacz mi, Natalko — szepnęła. — Czekałam na to za długo.
— Ja też, mamo — odparła córka. — Ale ważne, iż przyszłaś.
Czasem, by zacząć od nowa, nie potrzeba wielkich słów. Wystarczy jeden krok. Jeden list. I miłość, która cały ten czas czekała w ciszy.