Cami, han, hamam cz. 2

adamaswtrasie.blogspot.com 1 rok temu
Tak więc siedziałem w Kapan An, jednym z trzech karawanserajów na czarsziji, skopskiej (albo skopijskiej) starówce. Zbliżało się południe, więc z pobliskich minaretów popłynął zaśpiew wzywający wierzących muzułmanów do jednej z pięciu codziennych modlitw. Przez chwilę można było pomyśleć, że znajdowało się gdzieś w Azji – ale nie: była to jak najbardziej Europa, choć po pięćsetletniej tureckiej okupacji.
Kapan An
Jako, że Kapan An jako jedyny z miejscowych hanów spełniał jeszcze funkcje zajazdu niedługo dostałem zamówiony obiad – na pierwsze danie tarator, bułgarski chłodnik z kefiru z ogórkiem, oliwą i orzechami, daleki krewny naszego chłodnika litewskiego.
Mroczne wnętrza karawanseraju
Specjalnie napisałem bułgarski – Macedończycy i Bułgarzy stanowili onegdaj ludność Carstwa Bułgarii ze stolicą w Ochrydzie (chciałem napisać, iż stanowili jeden naród, ale w Średniowieczu narodów raczej nie było) i do dziś niektórzy (głównie Bułgarzy) uważają język macedoński za bułgarski dialekt. Swoją drogą w Macedonii jest najlepszy tarator w całej byłej Jugosławii.
Tarator, acz produkcji Autora
Na drugie danie były tradycyjne kebabcze (gdzie indziej zwane czevapczicze na przykład) wspólne bałkańskie tureckie dziedzictwo kulinarne – mielone grillowane mięso, z sałatką szopską. A może tavce gravce, miejscowa fasola? Nie pamiętam, ale to chyba nie jest istotne dla fabuły. Ważne, iż było tłusto i smacznie (często są to synonimy).
Macedońska kuchnia
Tłuste danie popić należy – w celach leczniczych – jakimś medykamentem: albo lampką vraneca, endemicznej odmiany wina, albo gorzkim jakimś dekotem, możliwe, iż z dodatkiem pelinu, czyli po naszemu piołunu. Rakiji nie lubię, ot co.
Najedzonym można iść na czarsziję – jak wspominałem, trzecią największą turecką starówkę w Europie, dawną dzielnicę handlową. Kiedyś były tu tylko zakłady rzemieślnicze oferujące konsumentom swe wyroby, dziś głównie sklepy, na przykład złotników, i niewielkie knajpki. Oraz najstarszy fryzjer na Bałkanach.
Najstarszy fryzjer na Bałkanach
Zanim jednak wyruszymy, jeszcze słowo o reszcie skopskich karawanserajach: z pozostałych jeden, Suli An, odbudowany po tragicznym trzęsieniu ziemi z 1962 przez polskich architektów mieści Akademię Sztuk Pięknych, drugi, Kurshumli An, stoi nieużywany.
Suli An
Kurszumli An
W każdym razie czarszija to chyba największa atrakcja Skopje – jak powiedziałby pan Makłowicz, nagrywający tu odcinek jednej ze swoich kulinarnych podróży, najbardziej emblematyczna.
Emblematyczne miejsce makłowiczowego gotowania
Lubię się tamtędy przechadzać. Zjeść także, choć niekoniecznie wypić. Niektóre knajpki przez cały czas prowadzą muzułmanie, i alkoholu tam nie dostaniemy. Skosztować za to możemy tam herbatę – na sposób turecki. Niezwykle słodką i podaną w charakterystycznej szklaneczce w kształcie wazonu. Zresztą dostaniemy ją w całym dawnym świecie osmańskim, czasem jako darmowy dodatek do transakcji, czasem jako zwykły poczęstunek – podobny zwyczaj spotkałem też i w innych zakamarkach islamskiej ekumeny. Jako ciekawostkę warto dodać, iż w Turcji herbatę napojem narodowym uczynił Ataturk. Twórca państwa (i Ojciec Narodu) ewidentnie nie był zwolennikiem tak kochanej przez Osmanów kawy (owszem, niektórzy mułłowie protestowali przeciwko jej piciu, bo to używka, a tych Koran zabrania, ale mistycy sufich nie wyobrażali sobie bez niej medytacji) – zarządził więc, może zapatrzony w Brytyjczyków, modę na herbatę, na całe szczęście bez mleka, bo tak pito ją i przed Ataturkiem.
Herbata po turecku
Jako ciekawostkę ciekawostki dodam, iż kawa, będąca tak emblematyczna dla wiedeńskich lokali trafiła na habsburskie stoły dzięki Polakom – pierwsze kawiarnie założyli nasi rodacy: raczono w nich Wiedeńczyków palonym ziarnem zdobytym na Turkach w czasie kampanii Jana III.
Ale oczywiście to herbata rządzi. Do tego można przekąsić burka – czyli popularny na całych Bałkanach fast-food, albo ohydnie słodką baklawę. choćby ja, który lubi słodycze jak mało kto, wymięka góra po drugim kawałku. Ciastko jest tak słodkie, iż aż mdłe, niczym legumina z piosenki Homo Homini o Karolinie.
Herbata, buza i bakława
Z kulinarnych ciekawostek – wszędzie w Macedonii (znaczy, w Macedonii Północnej) napić się można buzy (albo bozy) – to napój z lekko fermentowanych ziaren zbóż, coś jak południowoamerykańska chicha albo zacier na bimber. To ostatnie porównanie może tłumaczyć, dlaczego najlepszą buzę – buzę makedonikę – piłem na rynku w Białymstoku. Ot, w Dwudziestoleciu na Podlasie przywiało za pracą grupę Macedończyków, i przywieźli do tego multikulturalnego rejonu kilka swoich tradycji.
Rynek w Białymstoku, gdzie serwują najlepszą buzę makedonikę
Z tą sielską starówką graniczy – przez osmański most na Wardarze, przetrwały tragiczne trzęsienie – nowe Skopje. Wybudowane na początku XXI wieku straszy swoją gigantomanią – o tym zresztą zdaje się wspominałem – i kiczem ocierającym się o znany na Bałkanach mafijny barok. Doskonale rozumiem tą próbę zbudowania przez Macedończyków nowej tożsamości, są nowym narodem, który ze wszystkich stron ma pod górkę, ale czemu nie mogą, jak Bułgarzy z Nesebyrem, nawiązać do tej swojej skopijskiej czarsziji albo z piękna Ochrydy, tylko wymyślają potworki o których będzie w następnym wpisie? Czyżby aż tak nie chcieli nawiązywać do osmańskiej, muzułmańskiej, przeszłości tych ziem? Możliwe, zwłaszcza, iż i na samej starówce zdarzają się niezbyt macedońskie symbole narodowe.
Pit-bazar
Idź do oryginalnego materiału