Jeszcze przed ślubem słyszałam od zamężnych znajomych, iż gdy mężczyzna się żeni, od razu uważa żonę za swoją własność i zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze.
Ale, jak każda naiwna dziewczyna, wierzyłam, iż mój Leon nie jest taki. Przed ślubem zawsze tak pięknie się mną opiekował, nigdy nie chciał powiedzieć złego słowa, bojąc się, iż mnie zrani. Robił wszystko, żebym tylko była przy nim. Jednak myliłam się, jak wiele kobiet. To prawda, iż gdy mężczyzna zdobędzie serce swojej ukochanej, nie czuje już obowiązku starać się tak, jak wcześniej.
Leon zaczął krytykować moją mamę kilka miesięcy po naszym ślubie. „Dlaczego tak często do ciebie dzwoni? Dlaczego przyjeżdża raz w tygodniu?” Naturalnie zgodziłam się z nim, bo martwiłam się o nasz związek. Prosiłam mamę, żeby nie kontaktowała się ze mną tak często. Dzwoniłam do niej, kiedy byłam sama. Ale to był dopiero początek.
Kiedy zaszłam w ciążę, zostałam w domu i rzuciłam pracę, bo ciąża była trudna. Wtedy mąż zaczął mnie krytykować, mówiąc:
„Cały dzień siedzisz w domu i nic nie robisz.”
Znowu milczałam – byłam w ciąży, a co, jeżeli by mnie zostawił? Po półtora roku od narodzin naszej córki Leon zaczął wymagać, żebym traktowała go jak króla. Kiedy wracał z pracy, miałam stać przy drzwiach, podawać mu kapcie, a na stole w kuchni wszystko miało być gotowe – ciepłe, smaczne jedzenie.
Nie interesował się dzieckiem, bo „to przecież obowiązek kobiety”. Byłam wyczerpana. W końcu spakowałam swoje rzeczy i wyprowadziłam się z córką do mamy. Przez dwa miesiące nie rozmawialiśmy. W tym czasie wróciłam do pracy i zadbałam o siebie – stałam się pewna siebie i znów czułam się atrakcyjna.
Pewnego dnia Leon przyszedł do nas – wychudzony, w podartych ubraniach – i na kolanach błagał o wybaczenie. Powiedziałam mu, iż jeżeli chce, żebym wróciła, musi pójść na kursy kulinarne. Od tej pory to on miał gotować i sprzątać.
Mój mąż zgodził się, ale zobaczymy, jak będzie się zachowywał.