Całe życie pracowałam na dobrym stanowisku i miałam całkiem przyzwoite dochody. Mój mąż również zajmował kierowniczą posadę, więc mogliśmy sobie pozwolić na trochę więcej niż inni ludzie. W efekcie nasze dzieci miały wszystko, czego tylko zapragnęły. Co roku wyjeżdżaliśmy nad morze i do sanatoriów na wypoczynek

przytulnosc.pl 6 dni temu

Po śmierci męża jeszcze przez jakiś czas pracowałam. Dziś moje dzieci mają już własne rodziny i swoje dzieci. Udało nam się zapewnić każdemu z nich oddzielne mieszkanie, dzięki czemu nikt nikomu nie przeszkadzał ani nie denerwował się nawzajem. Obie moje synowe mają trudne charaktery, ale ponieważ mieszkamy osobno, nie mamy okazji się sobą zmęczyć, dlatego nasze relacje są w miarę dobre.

Nie raz zauważyłam, iż każda ich wizyta była starannie zaplanowana. Nigdy nie przynosiły niczego zbędnego do mojego domu, ale wynosiły z niego znacznie więcej. Nigdy nie robiłam im z tego wyrzutów, bo dla mnie najważniejsze było, aby moje dzieci i wnuki były blisko i szczęśliwe. Dlatego nie żałowałam im ani pieniędzy, ani swojej uwagi.

Jednak po przejściu na emeryturę moje dochody znacząco się zmniejszyły, co nie mogło nie wpłynąć na moje wydatki. W tym również na dodatkowe prezenty dla bliskich. Nigdy nie pomyślałabym, iż odbije się to na moich relacjach z najdroższymi mi osobami.

Początkowo nie było to tak widoczne. Teraz, analizując obecną sytuację, zaczęłam dostrzegać, iż częstotliwość ich wizyt malała z każdym tygodniem. Coraz częściej zamiast odwiedzin były jedynie krótkie rozmowy telefoniczne z suchymi frazami w stylu: „No i jak tam?” i zanim zdążyłam odpowiedzieć – „Aha, no to trzymaj się”. Najpierw zaczęły tak robić dzieci, a potem i wnuki. Na moje stałe zaproszenia odpowiadali tylko obietnicami i tłumaczyli się swoją zajętością.

Dziwne to wszystko… Kiedy byli pewni, iż dostaną ode mnie dodatkowe pieniądze, jakoś nigdy nie słyszałam o żadnych trudnościach czy braku czasu. Czy to wszystko naprawdę sprowadzało się tylko do tych pieniędzy?! Czy naprawdę za wszystkie moje starania i chęć pomocy nie zasłużyłam na odrobinę szacunku i zrozumienia, iż nie jestem już „workiem z pieniędzmi”?

Nieprzyjemnie jest uświadamiać sobie takie rzeczy, ale wszystko wskazuje na to, iż mam coraz mniej wątpliwości. Coraz częściej staram się spędzać czas z przyjaciółkami i sąsiadkami, ale to nie zastąpi mi spotkań z rodziną. Tylko iż oni tego nie rozumieją i choćby nie próbują zrozumieć.

Od czterech miesięcy nikt mnie nie odwiedza. Telefonują rzadko, a wizyty ustały całkowicie. Staram się nie poddawać, ale jak można to przeżyć i nie wziąć do siebie? Wciąż wierzę w przyzwoitość i dobre wychowanie moich dzieci. Ale czy warto?

Idź do oryginalnego materiału