Były mąż obudził mnie swoim telefonem – jak to się stało, iż zapomniałam wyłączyć dźwięk na noc?

polregion.pl 3 godzin temu

To nie może być prawdą.

Obudził ją telefon. Były mąż. Jak mogła zapomnieć wyciszyć dźwięk na noc? Zamiast „Halo” ziewnęła, niech wie, iż ją obudził. Męczył się z przeprosinami, bełkotał coś o pogodzie, pracy, wiadomościach z telewizji. Szykował grunt pod coś, łagodził. Bogna nie przerywała, nie odpowiadała. Czasem tylko skinęła głową, jakby mógł to zobaczyć.

A może naprawdę widział? Piętnaście lat małżeństwa — klucz do nadprzyrodzonych zdolności. Poszła do kuchni w samych majtkach, włączyła głośnik, położyła telefon na stole i otworzyła lodówkę. Puste, białe półki dawno nieumyte, obrażone. Na drzwiczkach stała butelka wina, obok kawałek sklepowego sera w trójkątnym opakowaniu.

— Jak tam u Mieszka?

Imię syna zmusiło ją do reakcji:
— A ty do niego nie dzwoniłeś?
— Dzwoniłem — odparł gwałtownie — w czwartek gadaliśmy. Mówił, iż wszystko gra. „Kwitnie i pachnie” — zaśmiał się — a jeszcze powiedział, iż wybijasz się na tydzień z rzeczywistości, jedziesz odpocząć. Wzbogaciłaś się, matko? Daleko? A twoi uczniowie? Na wakacje ich puściłaś?

Pociągnęła wprost z butelki, przytknęła telefon do ucha, by czuły mikrofon nie wychwycił, jak dzwoniąc szkłem o szklankę, drży jej ręka. Przełknęła, zebrała się i zaśmiała się sztucznie:

— Mam dość. Mam prawo do tygodnia pod palmami i morza. Jeszcze nie teraz. Za miesiąc. Zazdrościsz?
— Oczywiście — przerwa — nie. Włączył się w starą grę.
— Przywiozę ci — przerwa — nic. — Bogna rozluźniła się. — A czego chciałeś?
— Strasznie głupio mi prosić, ale trochę się zaciąłem. Pożyczysz do końca miesiąca pięćset złotych? Niespodziewane wydatki…
— Mmm — odcięła kawałek sera i włożyła do ust jak landrynkę. — Jakie wydatki, jeżeli mogę spytać?

— No, poznałem kobietę. Taka dobra kobieta. Bardzo dobra.

Niewyjaśniona, dziwna, nielogiczna zazdrość ścisnęła gardło Bognie:
— To ją poproś! — przed oczami migawka: przyszły mąż dwadzieścia lat temu, wysoki, chudy, długa, modna wtedy grzywka dzieląca twarz na pół białymi piórami; uśmiech także krzywy, widać ostry kieł, a obok nie ona, tylko jakaś obca baba w mini i z czerwoną szminką.

— Kotku, co się stało? — głos zmienił się na ten znajomy, bliski. Od czułości zaschło w gardle, oczy zabolały, zaraz się rozpłacze.

— Nic. Nie wyspałam się. Przepraszam. Przelewam. Miłego dnia.

Gdy klikała w aplikacji bankowej, przyszła wiadomość od Krystiana:
— Dzień dobry, kochanie! Cudowny dzień. Może urządzimy piknik nad jeziorem? Mogę podjechać po ciebie o 15.00?
— I ty mi tu! Odczepcie się wszyscy! — wściekłość wygnała głupie łzy. Nalała w końcu do szklanki, przełknęła, przeżuła ser. Podeszła do lustra w przedpokoju, przeciągnęła dłonią po granicy czarnej koronkowej bielizny i białej skóry, bojąc się dotknąć dalej, niewielkiej grudki, ledwo większej od pryszcza, w pachwinie, tam, gdzie wszyscy golą się bez patrzenia. Nic się nie zmieniło. Był na miejscu. Potem prysznic, szorowanie do zaczerwienienia, szampon dwa razy, maseczka, płatki pod oczy, suszarka. Włączyła laptopa. Zasypało ją powiadomieniami z mediów. Włożyła koszulkę.

Otworzyła pierwszą lepszą wiadomość:
— Witam! Chciałbym zacząć naukę niemieckiego od podstaw. Czy ma pani jeszcze wolne terminy? Jakie są formy płatności?

Dłonie same wiedziały, co pisać. Rutyna dodawała siły. Wysyłając odpowiedź, przypadkiem kliknęła w awatar i zobaczyła zmęczenie i samotność. Serce skoczyło.
— Ile razy w tygodniu chciałby pan mieć lekcje? I muszę od razu uprzedzić, iż od pierwszego do dziesiątego zajęć nie będzie. Może w ogóle więcej nigdy, bo umrę — napisała i skasowała do „nie będzie”.

Odpowiedział natychmiast:
— Trzy razy w tygodniu. Jestem elastyczny czasowo. Pracuję zdalnie. Mogę się dostosować.

— Dzisiaj o piątej wieczorem, czas berliński?
— Pasuje.

Mieszko zadzwonił, gdy zupa azjatycka była już prawie zjedzona. Kiedyś ten bulion kurczakowy nazywali kacem.
— Mamusiu, jak tam?

— Świetnie. Jem. Rozpraszasz mnie. — burknęła ze strachu.
— A my wybieramy się na plażę. Dzwonił tata. Coś mu się w tobie nie podobało… — słychać było szum obcego miasta, samochody i niepokój.
— Nie podobam mu się od pięciu lat.
— jeżeli żartujesz, to wszystko w porządku. Nie mylę się?

— Dziecko, jak ty? Tęsknię.
— Ja też!

Gadali o niczym. Przez telefon przywitali znajomych, jechali metrem do Barcelonety, szukali miejsca i leżaka. Przedzierało się hiszpańskie słońce, plusk fal. Morze zasłaniało wszystko złe. Rozłączyli się i rozeszli. Ona naprzód, on na skraj. Ale z pamięcią o beztrosce. Bogna spojrzała na zegarek. Prawie piąta. Wciąż tam, złota i dźwięczna, przy synu, automatycznie włączyła laptopa. I jak w mróz, jak w przerębel, wskoczyła w wideokonferencję z nowym uczniem, tym, który nazwał siebie elastycznym.

Oczy! To było pierwsze zanurzenie. Do środka! Na wywrót! Do bólu, do skurczu. Ogluszylo. Bełkotała coś o niemieckiej gramatyce i przepraszała. Nie wiedziała czemu. Bała się podnieść wzrok, opuścić nie mogła. Gdy skończyły się czterdzieści pięć minut lekcji, odchyliła się w fotelu i wreszcie się rozpłakała. Zadzwoniła do przyjaciółki:
— Bez morałów, zakochałam się.

— Ooo… I kto to? A co z Krystianem?
— Kasia! Co Krystian? No… — Zrozumiała, iż choćby imienia nie zna. Może mówił, ale przeleciało. Bo tylko oczy były.

— No to w kim się zakochałaś? — bezlitosne.
— Dopiero co się poznaliśmy. Uczy się uI wtedy świat zawirował, gdy zrozumiała, iż czasem rzeczy niemożliwe stają się prawdą właśnie wtedy, gdy najmniej się ich spodziewamy.

Idź do oryginalnego materiału