Były inne czasy

newskey24.com 2 miesięcy temu

To były zupełnie inne czasy. Dawno, dawno temu życie toczyło się inaczej, zwłaszcza na wsi. Tam panowały własne zasady, obyczaje i przesądy. Rodzice decydowali o losie dzieci kogo wybrali lub swatali, z tym ich córka czy syn musieli spędzić życie. Miłość między młodymi nikogo nie obchodziła. Tak żyli ich rodzice, dziadkowie i pradziadkowie.

Zosia dorastała w rodzinie, gdzie było czworo dzieci ona była najmłodsza. W domu potrafiła już wszystko. Mijał jej siedemnasty rok, gdy pokochała Janka. Mieszkał na drugim końcu wsi, ale często kręcił się niedaleko jej domu. Wymieniali spojrzenia, a te mówiły więcej niż słowa.

Pewnego dnia ojciec, Stanisław, surowo zapytał:

– Zocha, a po co ten Janek kręci się koło naszego domu? Co on tu robi, skoro mieszka na tamtym końcu wsi?

Choć starała się ukryć uczucia, ojciec wszystko widział.

– Skąd mam wiedzieć, tato? szepnęła, spuszczając oczy, a serce tłukło jej jak oszalałe.

– Skąd-skąd? Za mąż ci się zachciało? Znajdę ci męża, ale nie tego Janka, półsierotę. Mieszkają z matką w walącej się chacie. Nie taki ci mąż potrzebny.

Stanisław postanowił, iż Zosię trzeba gwałtownie wydać za mąż, bo inaczej ucieknie z Jankiem, a on na to nie pozwoli.

– Małgo, jest coś na wyprawę dla Zochy? spytał żonę.

Ta spojrzała na niego z przerażeniem.

– Stachu, o co ci chodzi? Coś tam jest, ale dziewczyna jeszcze młoda. Czyżbyś chciał ją wydać? Za wcześnie, to nasza najmłodsza.

Małgosia też została wydana za Stanisława bez pytania. Nie kochała męża, bała się go był twardy i surowy. Nigdy nie śmiała się przeciwstawić.

– Nie za wcześnie. Siedemnasty rok, czas na zamążpójście, zanim się rozpuści. A ten Janek kręci się tu nie będzie moim zięciem.

Małgosia przeraziła się jeszcze bardziej. Zosia w tajemnicy wyznała, iż podoba jej się jasnowłosy Janek i iż on też ją lubi.

– Mamo, nie mogę na to nic poradzić. Jak tylko go widzę, serce mi wali. Chcę z nim rozmawiać, ale boję się, żeby tata nie zobaczył.

– Ojej, córeczko, choćby nie próbuj. Znasz naszego ojca. Janek mu się nie podoba.

**Za mąż za nielubianego**

Gdy Zosia skończyła siedemnaście lat, do domu przybyli swaci od Wojtka. Jego rodzice mieszkali dwa domy dalej. Uchodzili za zamożnych mieli krowę i konia. Trzech synów, a Wojtek, najmłodszy, był jeszcze nieżonaty.

Zosi nigdy się nie podobał. Rudy, piegowaty, zawsze niechlujny, ale ilekroć przechodził obok jej domu, przystawał i wypatrywał, czy jej nie zobaczy. Ona zaś chowała się przed nim. Był od niej trzy lata starszy. choćby jako dzieci, gdy biegali po wsi i nad rzekę, omijała go szerokim łukiem. Mówiła wszystkim, iż nie znosi rudych. Pewnego razu, gdy miała siedem lat, Wojtek uratował ją wyciągnął z rwącego nurtu, który porwał ją na środku rzeki.

– Tylko nie mów tacie i mamie, iż mnie uratowałeś. Ojciec mnie już nigdzie nie puści prosiła, szczękając zębami z zimna.

– Nie powiem, idź już do domu mruknął i lekko popchnął ją w stronę wsi.

Nigdy nikomu nie powiedział. Rodzice Zosi do dziś nie wiedzieli, iż ich córka omal nie utonęła.

W przeddzień swatów Stanisław spotkał Janka.

– Nie kręć się tu więcej. Jutro przyjdą swaci, Zosia idzie za mąż. I żebym cię tu więcej nie widział.

Janek spojrzał na niego przerażony. Nie wiedział, czy mówi prawdę, ale widział determinację w jego oczach. Bez słowa zawrócił i poszedł w stronę swojego domu. Był zrozpaczony jeżeli ojciec Zosi tak zdecydował, nic nie można było zrobić. Takie były wtedy czasy mało kto żenił się z miłości.

Wieczorem Stanisław spojrzał na córkę surowo. Od tego wzroku przeczuła, iż nic dobrego jej nie czeka.

– Słuchajcie, Małgo i Zocha, jutro przyjdą swaci. Dość już siedzenia w domu, czas iść za mąż. Nową sukienkę masz, wstążki do warkoczy wszystko gotowe. Rozumiesz?

– Rozumiem, tato odparła ledwie słyszalnie. A kto ten narzeczony?

– Wojtek. Pracowity chłop, mają porządny dom, krowę, konia. Głodu nie zaznasz. Rodzice spokojni, z teściową się dogadasz. A iż rudy? Ale pracowity, a taki mąż właśnie ci trzeba. Przygotujcie się.

– Tato, on mi się nie podoba próbowała zaprotestować, ale ojciec spojrzał na nią spod nawisłych brwi, iż natychmiast zamilkła.

– Cicho bądź! Kto cię będzie pytać?

**Matka pociesza i tłumaczy**

Prawie całą noc Zosia płakała. Nie chciała iść za Wojtka, ale przeciw ojcu nie było buntu. Matka też ją pocieszała.

– Córko, na wszystko wola Boża. Jak ojciec powie, tak będzie. Pogódź się.

– Mamo, ja nie znoszę Wojtka. Jak mam żyć z niekochanym mężem?

– Tak, jak ja żyję. Ja też nie kochałam twojego ojca, a jednak

**Taki jej los**

Następnego dnia przyszli swaci. Wojtek lśnił jak wypucowany samowar nowe portki, koszula, włosy przycięte. choćby wyglądał całkiem nieźle. Zosia wyszła w nowej sukience, jej jasne włosy splecione w dwa warkocze z czerwonymi wstążkami. Głowę miała pochyloną, ale gdy Wojtek zobaczył ją z bliska, zaczerwienił się i wzruszył.

– Mamy kupca, macie towar oznajmiła swatka.

Stanisław widział wzruszenie Wojtka i z zadowoleniem chrząknął.

– Oto nasz towar.

Zosia jeszcze bardziej się zaczerwieniła.

Została wyswatana, potem była skromna weselna uczta i przeprowadzka do domu Wojtka. Teściowie przyjęli ją życzliwie od dawna widzieli w niej żonę dla syna. choćby z jej rodzicami już wcześniej się umówili, tylko Wojtek i Zosia o niczym nie wiedzieli.

Nikt nie pytał, co czuła. W jej sercu była ciemność. Kochała innego, a musiała wyjść za Wojtka. Modliła się:

– Boże, pomóż mi się pogodzić. Boże, spraw, bym zaakceptowała Wojtka jako męża. Boże, przebacz, iż kocham innego. Obiecuję, iż zapomnę

Idź do oryginalnego materiału