Minął wrzesień. Miał być długi i piękny. Miał być ciepłym przedłużeniem lata. Chciałam chodzić na plażę, jeździć na rowerze, wieczorami czytać na balkonie książki, pić kawę w ogrodzie i nadrabiać wszystko, czego nie zdążyłam zrobić przez ostatnie miesiące. Wyszło, jak wyszło. gwałtownie minęło. Koszmarnie szybko, choćby nie wiem kiedy. Jesień mnie zaskoczyła, zaskoczył mnie chłód, ciemność i zimno wieczorów.
Minął wrzesień, a wraz z nim odeszła nadzieja na plażowanie. Zamiast wieczorów na balkonie przyszła pora na wieczory z kocem. Przyszła ochota na filmy, myśli krążą wokół Simsów, a grzane wino nieśmiało puszcza oko.
Jesień. Nie pytała, nie pukała, przyszła i się rozgościła. Można się wściekać i ją przeklinać, iż zimno, iż ciemno, iż sennie, iż w ogóle po co, ale czy ma to sens? Nie wydaje mi się... Chociaż przyznam, iż ja się trochę złościłam. Przez chwilę bolało mnie, iż te wszystkie moje sukienki muszą powędrować na dno szafy, iż muszę spakować materace, kółka i plażowe ręczniki, iż nie zrobię już w tym roku tego czy tamtego, iż za mało, za krótko, iż nikt mnie o zdanie nie pytał. Później zdałam sobie sprawę z tego, iż moment nigdy nie jest dobry, zawsze można jeszcze wiele zrobić, zawsze dużo się jeszcze chce. Nigdy nie jest się tak w stu procentach gotowym, po prostu. Dlatego zamiast płakać nad tym, czego nie zrobię, na co nie mam zupełnie wpływu, postanowiłam cieszyć się tym, co mogę zrobić teraz. Wyciągnęłam swetry, kurtki i płaszcze, przypomniałam sobie o tym, iż mam inne buty niż klapki. Dostrzegłam szansę w tych długich wieczorach, możliwość robienia wielu rzeczy, na które w lecie nie miałam czasu. Czas jakby odrobinę zwolnił, ale tylko troszkę, bo przecież wszyscy wiemy, iż tak ogólnie to pędzi, ma tempo szalone. Uspokoiłam się. Zaczęłam powoli porządkować swoją przestrzeń. W każdym tego słowa znaczeniu. Niezwykle mnie to cieszy i daje szalenie dużo satysfakcji.
Jesień, jak dobrze, iż jesteś. Z wiatrem i spadającymi liśćmi, ze skarpetkami, kubkiem gorącej herbaty, z nieśmiałą myślą o zimie i czasem dla siebie, tym zwalnianiem tempa po lecie na pełnych obrotach. Jak dobrze, iż jesteś, bo gdyby lato trwało cały rok, może miałabym sto plażowych zdjęć więcej, ale pewnie nie miałabym czasu, żeby tu zajrzeć i napisać kilka słów, a bardzo mi tego brakowało.
No a lato, lato przecież i tak będzie już za kilka chwil...