A iż wprowadziły mnie one w twórczy nastrój, to i zacząłem pisać od razu.
Roje i stroje
Tak, muszę powiedzieć, iż dobrze to zostało wymyślone. Auta w stylu retro upakowano co prawda na czterech halach dość gęsto, ale zwłaszcza na pierwszej wkomponowano je bardzo zmyślnie w architekturę. Nie chodzi mi tu jednak o architekturę tego konkretnego pomieszczenia, ale wielkoformatowe zdjęcia różnych miejsc Poznania, które zostały zawieszone na hali wzdłuż jej ścian bocznych.
fot. Dawid Tatarkiewicz
Na tych zdjęciach zaprezentowano między innymi podwórze w ciągu kamienic oraz hotel Bazar. Na każdym z tych teł, auta wyglądały dość zjawiskowo: jak na dawnym miejskim parkingu. A pośród nich, mimo nieskłaniającej do wyjścia z domu aury – mnogość ludzi.
Obok rojów składających się z przedstawicieli widowni, pojawiali się w tłumie pasjonaci czterech kółek przebrani w stroje z epoki. To adekwatnie nic nowego – zawsze tak się dzieje, kiedy tylko występują ze swoimi pojazdami. Tu jednak, mimo taśm oddzielających widownię od wystawców, często wchodzili w tłum, przemieszczając się w nim, między – jeżeli można to tak nazwać – stoiskami. Za każdym razem wzbudzali pozytywny ferment. Bardzo eleganckie damy, dżentelmeni w skrojonych na miarę strojach. Przy dzisiejszej modzie, tamta potrafi się pozytywnie wyróżnić.
Zresztą, już kiedy wchodziłem do budynku targowego od strony ulicy Bukowskiej, zastałem w nim osobę przebraną w strój, ale z nieco innej epoki: z mieczem przy boku. Sam miecz to atrybut czasów przeszłych. W tym przypadku był jednak raczej elementem współczesnej fantastyki. Co prawda, w czasach rycerzy z przeszłości znano już koło. Co do tych z przyszłości, nie wypowiadam się – nie moja bajka.
fot. Dawid Tatarkiewicz
Niemniej, gość ów (użycie tego rzeczownika znaczeniowo bardzo tu pasuje), a więc gość ów wyraźnie pomylił wydarzenia. Po prostu, nie wszedł adekwatnym wejściem. Równolegle, w innych pawilonach, odbywały się bowiem targi Poznań Game Arena.
W każdym razie, wyglądało to nieco zabawnie. Nie potrafię natomiast odnieść się do dżentelmena w stroju Rumburaka, z przewieszoną przez ramię kurtką z motywem kosmicznym. Czy był to, iż tak powiem, auto-chton, czy „uciekinier” z sąsiednich targów? – pozostanie tajemnicą.
Maska, ale nie Zorro
Maski pojazdów lśniły, lakiery połyskiwały, świeżo wypolerowane auta przekrzykiwały się i prosiły o względy widowni: – Spójrz na mnie, to przy mnie się sfotografuj! – zdawały się wołać. Ale były i takie, które, przeciwnie, pokazywały swoje oblicze naturalne, niemłode, sprzed remontu, czym również zachęcały do zwrócenia na siebie uwagi.
Taka pordzewiała maska robiła spore wrażenie, wyróżniała się – jak widać – i wcale nie mniej oddziaływała na zmysły. Co do oddziaływań, to należy również wspomnieć o paniach hostessach, które, tworząc przy masce samochodu kompozycję ze spódnic, pozowały cierpliwie do zdjęcia.
Natomiast za tylną szybą innego pojazdu, prezentowała się modelowo czerwona warszawa. Podobny kolor, w połączeniu z żółtym, stanowił zestawienie przyciągające uwagę widowni. Dwa potężna auta, sfotografowane przeze mnie z góry, przypominały resorki, którymi chłopcy bawią się w dzieciństwie. Tylko sylwetki ludzi widocznych z boku kadru zdradzają dość imponującą wielkość tych maszyn.
Wydarzenie to pretekst
Jako fotograf nie zamierzam ukrywać (widać to przecież na fotografiach), iż wydarzenia takie, jak to, są dla mnie tylko pretekstem. Pretekstem do fotografowania. A ściślej: pre-tekstem. Nie chodzi mi więc o to, by rzetelnie relacjonować wydarzenie od strony wizualnej czy tekstowej, jak prawdopodobnie winien to czynić dziennikarz.
Jako twórca dbam raczej o to, by podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Być może będę to czynił częściej na łamach „Kultury u Podstaw”? Zobaczymy! – i tu przychodzi mi w sukurs kolejna wykonana fotografia: pana, który rozkłada ręce, w znaczącym geście.
W innym miejscu poczekałem na inną ciekawą, wartą utrwalenia, scenę. Oto chłopiec, bawiący się pod czujnym okiem ojca, wyczyniał akrobatyczne figury korzystając z tego, co oferowała hala. Niekoniecznie polecam uprawianie gimnastyki artystycznej w takim miejscu. Znaczący w tym kontekście wydaje się być anglojęzyczny napis na nogawce spodni chłopca: „rules” – po polsku „zasady”…
Wreszcie, inny chłopiec, który przyglądał się refleksyjnie, powiedzielibyśmy: holistycznie, jednej z hal, wypełnionej ludźmi i ich retro-pojazdami. Powstała fotografia nastrojowa, w jakimś sensie metaforyczna: chłopiec, który patrzy na zabawki dorosłych.
Na koniec zostawiłem fotografię o charakterze humorystycznym. Nie unikam takich prac, co widać i powyżej. Zakładam przy tym, iż choćby my, Polacy, mamy poczucie humoru. Oto cztery kółka i kierowca. Całość na tle plakatu Automobilklubu Wielkopolski. Proszę przy tym zwrócić uwagę na rok powstania tej nobliwej organizacji (1923 rok). Niezręcznością byłoby życzyć jej „Sto lat!”. Powiem więc tak: wszystkiego najlepszego dla Szacownego Jubilata!