Hela była kochanką. Nie miała szczęścia w małżeństwie. Przesiedziała w panieństwie do trzydziestki, aż w końcu postanowiła znaleźć sobie mężczyznę.
Że Jan był żonaty, początkowo nie wiedziała, ale gdy zorientował się, iż dziewczyna się do niego przywiązała i pokochała, przestał ten fakt ukrywać. Hela jednak nigdy nie wyrzuciła mu tego związku. Wręcz przeciwnie – tylko siebie obwiniała za ten romans i za swoją słabość do niego. Czuła się niepełnowartościowa, skoro nie znalazła w porę kandydata na męża, a czas uciekał. Choć z wyglądu – nie była najgorsza: nie piękność, ale urokliwa, trochę zaokrąglona, co dodawało jej lat. Związek z Janem nie prowadził do niczego. Pozostawanie kochanką nie było tym, czego chciała, ale nie potrafiła go porzucić. Bała się zostać sama.
Pewnego dnia zjawił się u niej kuzyn Zbyszek. Był w mieście przejazdem, w sprawach służbowych. Wpadł na kilka godzin, od dawna się nie widzieli. Obiadowali w kuchni, gadali jak za dzieciaka – o tym, o owym, o życiu. Hela opowiedziała bratu o swoim uczuciowym dramacie. Wylała wszystko jak było, choćby się trochę popłakała.
W tym czasie zajrzała sąsiadka, by pokazać nowe zakupy. Hela wyszła na dwadzieścia minut. Właśnie wtedy zadzwoniono do drzwi. Zbyszek poszedł otworzyć, myślał, iż to ona wraca, przecież drzwi były otwarte… Na progu stał Jan. Od razu kuzyn zrozumiał, iż to ten kochanek. Jan zmieszał się, widząc u Heli rosłego faceta w dresie i podkoszulku, przeżuwającego kanapkę z kiełbasą.
— Hela jest w domu? — nie znalazł lepszego pytania.
— Hela w łazience — odparł bez namysłu Zbyszek.
— A pan… kim jesteś? — Jan nie mógł się otrząsnąć.
— A ja? Mąż. Na razie cywilny. A ty z jakiej racji się pytasz? — Zbyszek przysunął się i chwycił go za koszulę. — To ty jesteś ten żonaty gagatek, o którym mi Hela mówiła? Słuchaj no, chłopie. Jak cię tu jeszcze raz zobaczę, to zlecisz ze schodów, jasne?
Jan, uwolniwszy się z uścisku, czym prędzej pognał na dół.
Gdy Hela wróciła, Zbyszek opowiedział jej o wizycie przyjaciela.
— Co ty narobiłeś? Kto cię o to prosił? — rozpłakała się. — Już więcej nie wróci.
Usiadła na kanapie i zakryła twarz dłońmi.
— I dobrze, iż nie wróci. Dość już tego beczenia. Mam dla ciebie porządnego kandydata. Wdowiec z naszej wsi. Baby po śmierci żony nie dają mu spokoju, ale on wszystkich odgania. Chce jeszcze pobyć sam. Słuchaj. Jak wrócę z delegacji, przyjadę po ciebie. Bądź gotowa. Pojedziemy razem. Was poznam.
— Jak to? — zdziwiła się Hela. — Nie, Zbyszek, tak nie mogę. Nieznajomy człowiek. Żebym tak nagle przyjechała… Wstyd. Nie.
— Wstyd to spać z cudzym mężem, a nie poznać wolnego. Nikt cię nie ciągnie do jego łóżka. Jedziemy, bo u mojej Basi akurat urodziny.
Kilka dni później Hela i Zbyszek byli już na wsi. Żona Zbyszka, Basia, przygotowała poczęstunek w ogrodzie przy chacie. Na rodzinne święto zeszli się sąsiedzi, znajomi oraz kumpel Zbyszka — wdowiec Leszek. Sąsiedzi dobrze znali Helę, ale z Leszkiem widziała się pierwszy raz.
Po serdecznych rozmowach Hela wróciła do miasta. W duchu zauważyła, iż Leszek był bardzo cichy, skromny. — Pewnie wciąż rozpamiętuje żonę. Biedny człowiek. Mało takich wrażliwych — pomyślała.
Tydzień później, w weekend, ktoś zadzwonił. Hela nikogo nie spodziewała się. Otworzyła i oniemiała — w progu stał Leszek z paczką w ręku.
— Przepraszam, Hela, akurat przejazdem. Byłem na targu. Skoro się znamy, pomyślałem, wpadnę — wydukał przygotowane zdanie, czerwieniąc się.
Hela zaprosiła go do środka. Jej zdumienie nie mijało, ale poczęstowała gościa herbatą, domyślając się, iż ta wizyta nie była przypadkowa.
— No i co, wszystkiego się zaopatrzyłeś? — spytała.
— Tak, zakupy już w aucie. A to dla pani. — Leszek wyjął z torby mały bukiet tulipanów i podał go Heli.
Wzięła kwiaty, a jej oczy rozbłysły. Siedzieli w kuchni, popijając herbatę, rozmawiając o pogodzie i cenach na bazarze. W końcu, gdy herbata się skończyła, Leszek podziękował i zaczął się zbierać do wyjścia. W przedpokoju powoli wkładał kurtkę, wiązał buty. Nagle, już na progu, odwrócił się i rzekł:
— jeżeli teraz wyjdę i nie powiem, to sobie tego nie wybaczę. Hela, cały tydzień myślałem tylko o tobie. Słowo honoru. Zapadłaś mi w serce. Ledwo doczekałem się weekendu i od razu przyjechałem. Adres wziąłem od Zbyszka…
Hela zarumieniła się i spuściła wzrok.
— Przecież tak mało o sobie wiemy… — odparła.
— To nic, nic. Ważne, iż nie jestem ci obojętny? Mogę mówić ci per „ty”?… Wiem, iż nie jestem żadną zdobyczą. Do tego mam małą córeczkę, osiem lat. Teraz jest u babci.
Leszek się denerwował, ręce mu drżały.
— Córka to dobrze. To szczęście — powiedziała z zadumą Hela. — Zawsze marzyłam o córce.
Leszek, ośmielony tymi słowami, wziął ją za ręce, przyciągnął i pocałował.
Po pocałunku spojrzał na nią. W jej oczach błyszczały łzy.
— Czyżbym ci się nie podobał? — zapytał z niepewnością.
— Nie, wręcz przeciwnie. choćby się nie spodziewałam… Jest tak słodko i spokojnie. I nie kradnę niczyjego męża…
Od tamtej pory spotykali się co weekend. Dwa miesiące później Hela i Leszek wzięli ślub i zamieszkali na wsi. Hela dostała pracę w przedszkolu. Po roku urodziła córeczkę. I tak rosły w ich domu dwie dziewczynki: obie kochane i równie ważne. Miłości i uwagi starczało dla każdej. A Leszek i Hela z roku na rok młodnieli od szczęścia, ich uczucie z czasem stawało się mocniejsze, jak dojrzałe wino.
Zbyszek przy stole często mrugał do Heli— No cóż, Hela, widzisz, iż brat zawsze wie, co dla ciebie najlepsze — śmiał się, nalewając wszystkim wódkę do kieliszków.