Będąc małą dziewczynką marzyłam o tym by być Kopciuszkiem, bądź inną księżniczką rodem z bajek Disneya. Marzenia są piękne, ale ulotne. Nie pamiętam kiedy to nastąpiło i jak się stało, ale w końcu z nich wyrosłam i zdałam sobie sprawę z tego, iż bycie księżniczką wcale nie byłoby różowe i z pewnością by mnie nie uszczęśliwiło... Ba, byłoby nie lada zmorą. Pewnie bardziej pasowałabym do roli złej siostry, niż księżniczki, a gdybym spotkała Kopciuszka na ulicy, bądź w pracy pewnie by mnie strasznie wkurzała... No ale czasy się zmieniają, podobnie jak ideały. Chcę być niezależna na tyle, na ile to tylko możliwe, a pomaga mi w tym asertywność, której nie wyssałam z mlekiem matki, i której przez cały czas muszę się jej uczyć ;)
W każdym razie miło było na chwilę zapomnieć o 30stce na karku, oglądając najnowszą wersję Kopciuszka. W przeciwieństwie do Frozen i Czarownicy, tym razem Disney postawił na dosłowną adaptację bajki i... mimo prostoty fabuły (w końcu to film dla dzieci) było ślicznie! Naprawdę kilka razy się zachwyciłam i kilka wzruszyłam, a z tego wszystkiego prawie pogubiłam buty wracając do domu ^^ Mimo, iż pewnie wszyscy znacie historię Kopciuszka nie chcę spoilerować, więc napiszę tylko tyle :) W każdym razie każdemu, kto chciałby jeszcze raz przeżyć dziecięcą, beztroską radość, gorąco polecam!
Jak już ustaliłam na początku bardzo daleko mi do bycia Kopciuszkiem, ale czasami lubię "księżniczkowe" ubrania :) W tej spódnicy właśnie tak trochę się czuję - kupiłam ją już jakiś czas temu i przez cały czas jest skarbem w mojej szafie. Lubię zestawiać ją w różny sposób, tym razem z delikatnym swetrem oraz lekko rockowymi butami i torebką, na zasadzie kontrastu :)
/ Spódnica, sweterek - Sisley; płaszcz - Soaked in Luxury; chusta - Jack & Jones (chłopaka ;) ); bransoletka - Mango (wszystko dość stare) /
Zdjęcia: Łukasz Nowakowski