Burzliwy Czas Dorastania

newsempire24.com 2 dni temu

**Wiek Przejściowy**

Kinga wracała do domu wykończona i pusta w środku. W jednej ręce trzymała torebkę, w drugiej – siatkę z zakupami. Nogi plątały się pod nią. Chciało się jej usiąść na chodniku i już nie wstawać. Ale w domu czekał Kacper. Syn. Jedyny sens jej życia. jeżeli nie on, dawno by już zrezygnowała z tej beznadziejnej egzystencji.

Ludzie dzielą się na tych, co rodzą się ze srebrną łyżką w ustach, i na takich jak Kinga, którym życie podsuwa same przeszkody. W drugiej klasie liceum, na urodzinach koleżanki, poznała chłopaka, starszego od niej o dwa lata. Wydawał się taki dorosły, pewny siebie, bez skrupułów. Zakochała się na zabój.

Kinga nie była pięknością, ale przyciągała uwagę – jak każda dziewczyna w jej wieku. Duże, szaro-zielone oczy, proste kasztanowe włosy, wyraziste usta, zgrabna sylwetka z kształtami w odpowiednich miejscach.

W styczniu mamę zabrała karetka z zapaleniem płuc. Mieszkanie na kilka dni stało się królestwem Kingi i jej chłopaka. Wtedy właśnie przydarzyło się to, co przydarza się naiwnym siedemnastolatkom. Dała się omamić obietnicami i słowami o miłości, które tak łatwo wymawia się w ferworze zauroczenia.

Gdy Kinga zorientowała się, iż jest w ciąży, od razu pobiegła do ukochanego.

— Co ja mam z tym wspólnego? Ojcem? Weź się popatrz na mnie, co za ojciec. Szukaj sobie innego frajera… — rzucił i zniknął z jej życia tak szybko, jak się w nim pojawił.

Co teraz? Z kim się poradzić? Czas mijał, a Kinga nie umiała się przełamać, by powiedzieć mamie.

Nadeszła wiosna, czas lekkich ubrań. Kinga stała przed lustrem, usiłując zapiąć dżinsy na rozrastającej się talii. Bluza też nie chciała się dopiąć na piersiach.

— Trochę się zaokrągliłaś — zabrzmiał za nią głos mamy. Kinga drgnęła. — No pokaż… — Mamka obróciła ją do siebie, westchnęła głośno i przycisnęła dłoń do ust.

— Od kogo? Jaki okres? Dlaczego milczałaś?! — zaczęła lamentować.

Mama krzyczała, obrażała ją i goniła po mieszkaniu z ręcznikiem w dłoni. Potem siedziały na kanapie, przytulone, i płakały razem. Na aborcję było już za późno.

Kinga zdała maturę, ale na studia się nie wybrała. We wrześniu urodziła ślicznego chłopczyka, w którego twarzy odbijały się rysy lekkoducha, który ją porzucił.

Gdy syn podrósł, mama przez znajomą załatwiła Kingi etat w spółdzielni mieszkaniowej. Praca jej nie cieszyła. Lokatorzy wiecznie narzekali, grozili, wymyślali. Od dodatkowej roboty, sprzątania biur i zakurzonych korytarzy, bolała ją głowa. Ale Kacper był do ubrania, do przedszkola trzeba było płacić.

Kacper rósł spokojnie, nie sprawiając problemów ani mamie, ani babci. Kinga odmawiała sobie wszystkiego, tylko syn nie odczuwał braku ani miłości, ani zabawek.

Gdy poszedł do szkoły, mama zachorowała poważnie i po kilku miesiącach zmarła. Kinga wzięła dodatkowe sprzątanie w pobliskim biurze. Domu nie widziała od rana do nocy.

A potem syna dopadł wiek buntu. Stał się opryskliwy, zamykał się w sobie. Odpędzał pytania o szkołę, odpowiadał ostro, jakby gryzł. Kinga wiedziała, iż trzeba go pilnować – licho nie śpi, a w dzisiejszych czasach łatwo wpaść w złe towarzystwo. Ale wracała późno, ledwo mając siłę na szybką kolację i krótkie „Jak było w szkole?”.

Ostatnio zaczęła zauważać u Kacpra siniaki na rękach, zadrapania na twarzy. „Na wf-ie się przewróciłem”, mruczał pod nosem.

Aż pewnego dnia zobaczyła go z dziewczyną. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, iż wyglądała… no, powiedzmy, oryginalnie. Czarne, o trzy numery za duże bluzy, szerokie spodnie, włosy zafarbowane na różowo i kolczyk w nosie. Może to dobra dziewczyna? Tylko dlaczego tak się ubiera…

Kinga próbowała zagadać, ale syn, jak zwykle, odburknął i zamknął się w pokoju. Co robić? Postanowiła przeczekać, jak chorobę. Krzyki i zakazy nic tu nie dadzą. Ale serce bolało. Całe dnie sam w domu… Żeby tylko nie wpadł w jakieś tarapaty.

Szła z pracy, ledwo powłócząc nogami, wpatrzona w ciemne okna swojego mieszkania. Czarne prostokąty, nic więcej. Kacpra nie było w domu.

Wchodziła po schodach, kołysząc głową jak zmęczony koń. Torba wbijała się w palce. O mało nie upadła, gdy obok przeleciał Igor, kolega Kacpra.

— Igor?! — zawołała. — Co ty tak pędzisz?!

Chłopak zatrzymał się dopiero po kilku schodach. Potem podbiegł do niej, przeskakując po dwa stopnie.

— Ciociu Kinga… — złapał oddech. — Myślałem, iż mi się wydaje… Kacpra nie ma w domu. To znaczy, iż jest z nimi…

— Mów wreszcie, co się stało? Gdzie Kacper? Z kim?!

— Przypadkiem podsłuchałem… Ta jego dziewczyna, Ola, namówiła go, żeby skoczył z dachu na dach. Jak przeskoczy, to znaczy, iż ją kocha. A tamci mieli nagrać telefonem i wrzucić do sieci. Nie zdążyłem go uprzedzić… — mówił chaotycznie. — Biegnę, może go jeszcze powstrzymam! — I zniknął w mgnieniu oka.

— Igor! — krzyknęła za nim, ale drzwi na dole już się otworzyły i zatrzasnęły.

Rozwarła dłonie, torba spadła, a zakupy rozsypały się po schodach. Mleko wylało się, spływając po stopniach białą strugą.

Z jednego z mieszkań wyszedł mężczyzna. Spojrzał na Kingę, na bałagan, pochylił się, by zbierać rozrzucone rzeczy.

— Co się stało? Ktoś pana próbował okraść?

— Nie… Kolega syna powiedział, że… — przycisnęła dłoń do policzka. — Jakiś głupi wybryk. Chcą skoczyć z dachu, nagrać to… Nie wiem, co robić…

— Idź pani do domu, ja się tym zajmę — mężczyzna odgarnął jej z powrotem zakupy i ruszył w dół.

Kinga wróciła do mieszkania, potem z wodą i szmatą wytarła rozlane mleko.

— Mycie schodów? Płacą pani? — zagadnęła sąI gdy Kinga stała przy oknie, wpatrzona w ciemność za szybą, nagle rozległo się pukanie do drzwi – to Kacper wrócił cały i zdrowy, a za nim uśmiechnięty sąsiad, który już zdążył stać się kimś więcej niż tylko przypadkowym pomocnikiem.

Idź do oryginalnego materiału