BUDAPESZT – co warto zobaczyć

tuitam.org.pl 1 rok temu

BUDAPESZT – co warto zobaczyć; wyprawa: listopad 2022r

FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy

BUDAPESZT – co warto zobaczyć; CO TO ZA MIEJSCE

Każdy chyba wie, iż Budapeszt to stolica Węgier. Jest to zarazem największe miasto tego kraju położone w jego północnej części, nad Dunajem. Formalnie Budapeszt założono w latach 1872–1873 łącząc ze sobą trzy mniejsze miasteczka: Budę i Óbudę na prawym brzegu Dunaju oraz Peszt – na lewym. Budapeszt zachwyca sporą ilością urokliwych placów, uliczek i pomników. Malowniczo położony nad Dunajem słynie z pięknego, neogotyckiego gmachu Parlamentu oraz Góry Gellerta z XIX-wieczną cytadelą. Wyróżniającym się elementem krajobrazu tego miasta jest także arteria miejska Andrássy wybudowana w stylu eklektycznym. Do najwspanialszych zabytków Budapesztu należy zaliczyć Zamek Królewski, gotycki Kościół Macieja oraz romańską Basztę Rybacką. To wszystko podstawowe punkty programu, które opisujemy w oparciu o własne odczucia z ich zwiedzania, podając jednocześnie szczegóły, na które trzeba zwrócić uwagę podczas organizacji indywidualnej wycieczki.

BUDAPESZT – co warto zobaczyć; WRAŻENIA

Jadąc do Budapesztu w listopadzie choćby nie zdawaliśmy sobie sprawy jak to miasto jest pięknie oświetlone. Chyba właśnie wieczorami robi największe wrażenie. Wspaniale oświetlony budynek parlamentu, Zamek Królewski, czy Baszta Rybacka powalają z nóg. Za dnia zwiedzanie tych miejsc rodzi w nas zupełnie inne wrażenie niż wieczorem, dlatego chyba warto przyjechać tu w miesiącach kiedy dni są już krótsze. Wtedy można na zamek wejść o godzinie 18:00 i zachwycić się wspaniałą iluminacją. Lokalizacja stolicy Węgier – bezpośrednio nad Dunajem również stanowi atrakcję w postaci chociażby pięknych mostów w tym tego najważniejszego Mostu Łańcuchowego

BUDAPESZT – co warto zobaczyć; ZWIEDZANIE

Jak zwiedzać Budapeszt? Indywidualnie, czy z wycieczką? Dla nas odpowiedź jest prosta, oczywiście indywidualnie. Tutaj nie musimy mieć specjalnego przewodnika, ponieważ wszystkie najważniejsze i te mniej ważne miejsca warte zobaczenia są praktycznie wszędzie w necie opisane. Pozostaje kwestia odpowiedniej organizacji oraz orientacji jak się najlepiej poruszać, gdzie zostawić auto, gdzie się zakwaterować no i jak się przygotować finansowo. To jest szczególnie ważne, ponieważ Węgry borykają się aktualnie z nieco większą inflacją niż my, co powoduje iż jest tam odczuwalnie drożej niż w Polsce. W stolicy wyższe ceny są szczególnie widoczne. No dobrze. Zacznijmy od parkingów, ponieważ większość z nas pewnie przybywa do Budapesztu samochodem. Od razu zaznaczymy, iż parkowanie w mieście jest bardzo drogie. Chyba choćby droższe niż w Wiedniu. Są tu jednak parkingi oznaczone jako P+R Parkoló. Są to bezpłatne miejsca postojowe, często zapełnione na max. Polecano nam tego typu parkingi na pozostawienie auta przez kilka dni.

Niestety najbliższy taki parking był oddalony od naszej kwatery o dobre 2 km, więc poszukaliśmy czegoś innego. Wszystkie miejsca parkingowe przy ulicy są płatne w parkomatach, w których trzeba płacić tylko gotówką tj. bilonem. Powiedzmy sobie szczerze, kiedy przyjeżdżamy pierwszy raz do obcego Państwa to generalnie nie posiadamy bilonu, więc jak tu zapłacić. Poza tym gdybyśmy zdecydowali się pozostawić auto w miejscu z parkomatem to zapłacilibyśmy około 8000 HUF za cały dzień, a to prawie stówka PLZ. Ta opcja więc również odpada. Kwaterowaliśmy można powiedzieć prawie w centrum, około 1…1,2 km od dworca głównego, przy którym jest jeden taki parking -West End – Parkolo es F, zaznaczamy go na naszej mapce gdzie cena za dobę parkowania wynosi 1500 HUF. To choćby jak na polskie warunki tanio. Za 4,5 doby parkowania zapłaciliśmy 7.500 HUF, czyli około 90 zł. Ten parking to chyba jeden z niewielu, jeżeli nie jedyny w Budapeszcie w takiej cenie. Parking jest chyba choćby monitorowany i dozorowany. Można być spokojnym o auto.

Oczywiście przed parkowaniem na parkingu, trzeba zaparkować przynajmniej na godzinę przed kwaterą, apartamentem. Tu trzeba rozmienić gotówkę i zapłacić za godzinkę, aby spokojnie przenieść bagaże do mieszkania. Kiedy już odstawimy auto musimy zorganizować sobie komunikację. jeżeli mamy w planie odwiedzać muzea i zabytki to można rozważyć zakup Turystycznej Karty – BUDAPESZT CARD. O szczegółach kart można przeczytać TUTAJ. Karty nie są tanie, więc trzeba dokładnie przekalkulować czy się opłaca. Zaznaczamy, iż karta upoważnia również do przejazdu środkami komunikacji nieodpłatnie. Sami nie zdecydowaliśmy się na kartę turystyczną. Wybraliśmy ot po prostu trzydniowy bilet na komunikację, który można kupić w każdym automacie biletowym na przystankach. Kupując ten bilet należy zaznaczyć datę i godzinę „startu” podczas dokonywania transakcji. Od tego momentu bilet jest istotny 72 godziny lub krócej, jeżeli wybierzemy bilet na krótszy okres. Polecana jest również aplikacja komunikacji miejskiej na telefona BUDAPESZT GO. Szczegóły opisane są na stronie BKK dokładnie TUTAJ.

Pozwala ona nie tylko zakupić odpowiedni bilet komunikacyjny, ale również płacić za parkingi. jeżeli zarejestrujemy się tam w pełni podając nr konta to wjeżdżając na jakiś parking płatny aplikacja zlokalizuje nas w czasie wjazdu na parking i sama pobierze opłatę po opuszczeniu parkingu. No, ale nam ta opcja nie była potrzebna, ponieważ poruszaliśmy się tylko tramwajami i metrem korzystając z najprostszej formy jaką był zakup biletu trzydniowego w automacie. Sugerujemy zakupić bilety, ponieważ są kontrole w tramwajach, widzieliśmy. Po wyborze i uruchomieniu opcji transportu pozostało nam się już tylko cieszyć zwiedzaniem i klimatem miasta. Od czego zaczynamy? Po przyjeździe w pierwszym dniu, czyli w czwartek pozostało nam całe popołudnie i wieczór do zagospodarowania. Wcześniej już zaplanowaliśmy sobie na pierwszy wieczór rejs statkiem po Dunaju.

Jak zaplanowaliśmy tak zrobiliśmy, wcześniej, jeszcze w domu przed wyjazdem wykupując bilety na rejs wieczorny o godzinie 19:00. Jest tu oczywiście kilka linii oferujących wycieczki statkiem. My wybraliśmy firmę LEGAND zakupując bilety przez STRONĘ na rejs DANUBE LEGEND, jeszcze w domu tj. dwa dni przed wyjazdem. Rejs wieczorny trwa godzinkę, podczas którego mamy audio-guida opowiadającego w 30 różnych językach o historii miasta i miejscach, które są widoczne z pokładu statku. Mamy również mały poczęstunek winem, piwkiem lub jakimś innym lekkim drinkiem. Wieczorny rejs łodzią był naszą główną atrakcją pierwszego wieczoru w Budapeszcie. Po powrocie na kwaterę przy lampce węgierskiego wina przygotowywaliśmy plan na następny dzień.

Tak jest, mamy piątek. Na początek dnia zaplanowaliśmy obejrzenie Zamku Vajdahunyad zlokalizowanego tuż obok charakterystycznego Placu Bohaterów. Zamek zbudowany jest na wyspie w Parku Miejskim, na którą prowadzą cztery mosty. Wewnątrz znajduje się Muzeum Rolnictwa. Muzeum nie leżało w zakresie naszych zainteresować. Postanowiliśmy zobaczyć to miejsce z uwagi na jego walory wizualne. Na terenie zamku i wzdłuż pobliskich promenad znajdują się liczne posągi słynnych węgierskich naukowców i pisarzy zajmujących się sprawami ekonomii.

Znajduje się tu jedna z najsłynniejszych atrakcji turystycznych całego Parku Miejskiego, prawie dwumetrowy pomnik Gala Anonima, przedstawiający prawdopodobnie anonimowego notariusza króla Béli III. Sam park otaczający zamek wspaniale odpręża ctj. spacerek wokół niego. A jeżeli otwarte są tu jeszcze knajpeczki to stanowi wspaniałe miejsce na dobrą kawkę. W naszym przypadku niestety wszystko było zamknięte. Kawiarenki żyją wiosną i latem kiedy na zewnątrz wystawione są ogródki. Samo miejsce bardzo przyjemne, warte zobaczenia. Stąd ruszyliśmy pieszo przez Aleję Andrássyego uważaną za reprezentacyjną aleję w Budapeszcie, wzdłuż której wznoszą się neorenesanswe budynki z Operą Węgierską na czele. Pytanie – czy spacer aleją zrobił na nas wrażenie?

Hm, nie koniecznie, Być może dlatego, iż ciągle szukaliśmy kawiarenki z kawą. Na dodatek kiedy weszliśmy do Muzeum Terroru, znajdującego się przy tej alei dowiedzieliśmy się, iż nie mają tam audio-guida w języku polskim. Był to jeden z naszych punktów programu. Niestety wypadł z planu. Ruszyliśmy dalej coraz mocniej spragnieni kawy. Obraliśmy kierunek na charakterystyczny i znany w Budapeszcie z uwagi na wewnętrzną architekturę New York Cafe. Po drodze jednak napotkaliśmy miłą kafejkę, w której bezapelacyjnie postanowiliśmy zatrzymać się na upragnioną kawę. Odpoczynek był potrzebny, ponieważ spacer z Placu Bohaterów to ponad 2 km, więc posiedzieliśmy tu dobre 40 minut mimo, iż paręset metrów dalej jest nasz cel New York Cafe.

Jak się okazało bardzo dobrze, iż zatrzymaliśmy się na kawkę wcześniej, ponieważ w NY Cafe nie było ani jednego wolnego miejsca, a na zewnątrz kolejka liczyła sobie około 20 osób. Oczekiwanie zabrałoby nam pewnie kolejne 40 minut, a czasu nie było, bo plan dalej napięty. I tak kolejny punkt wypadł nam z planu. No trudno, idziemy dalej. Kolejny cel to Szimpla Kert. Co to takiego? Otóż to jeden z najbardziej znanych pubów w zrujnowanych przedwojennych, węgierskich zabudowaniach. Ten mieści się w żydowskiej dzielnicy przy ulicy Kazinczy.

Czytając o tym miejscu byliśmy ciekawi jak to wygląda. Oczywiście byliśmy trochę za wcześnie, żeby pub wewnątrz był otwarty, ale jego zewnętrzna, otwarta część funkcjonowała. Trochę to przypominało nasz polski zjazd food trucków. Plenerowa część pubu wciśnięta jest między ściany dwóch starych kamienic. choćby ma to swój klimat. jeżeli jednak chcecie coś tu zjeść to nie nastawiajcie się na szał smakowy. Może bardziej na szał cenowy, bo z racji popularności miejsca ceny są tu wyższe niż gdziekolwiek indziej. Postanowiliśmy jednak spróbować gulaszu w chlebie.

Nie był zły – smakował, ale jak wspomnieliśmy szał to nie był. Z Szimpla Kert udaliśmy się do zlokalizowanej nieopodal Wielkiej Synagogi. Cóż, znów pech. Wielka Synagoga w piętki ma skrócony czas zwiedzania. Otwarta jest dla turystów od 10:00 do 14:00. W inne dni normalnie do 16:00 oprócz sobót, kiedy świątynia jest całkowicie zamknięta. No dobra, idziemy dalej. Przed nami jeszcze jedna świątynia tym razem Bazylika św. Stefana w Budapeszcie. Tu pecha nie było. Obiekt był otwarty i po zakupie biletów weszliśmy do środka. Wykupiliśmy oczywiście bilety i bezzwłocznie weszliśmy do środka. Wstęp do Bazyliki jest bezpłatny, jednak opłata obowiązuje, jeżeli chcecie wejść na kopułę kościoła.

Otwarta jest dla turystów od poniedziałku do piątku w godzinach 9.00 – 17.00, w soboty od 9.00 – 13.00, a w niedzielę od 13.00 do 17.00. Bazylika jest jednym z podstawowych punktów programu zwiedzania stolicy Węgier. Jest to największa budowla sakralna tego kraju, gdzie w jej wnętrzu mieści się choćby do 8500 osób. Jest to także jeden z najwyższych budynków w Budapeszcie. Na uwagę zasługuje przepiękna mozaika Boga Ojca zdobiąca kopułę od wewnątrz. Wnętrze świątyni kryje najważniejsze relikwie narodowe m.in. zasuszoną dłoń patrona świątyni, króla Węgier.

Na prawej wieży kościoła zawieszony jest ważący 9 ton dzwon – największy w państwie. Nie ukrywamy, iż obiekt zrobił na nas ogromne wrażenie. Wspaniałe wnętrze przytyka dech w piersi i rodzi pytania jak to wszystko zdołał człowiek zbudować i przede wszystkim ozdobić. Niezdecydowanych przekonujemy, iż warto kupić bilet i wejść na górną część Bazyliki, gdzie musimy się wdrapać schodami na zewnętrzny taras widokowy i zachwycić się krajobrazem. Wejście na wieżę może trochę zmęczyć, bo mamy do pokonania sporą ilość schodów. Na górze jednak czeka nas odpoczynek z pięknymi wrażeniami krajobrazowymi.

Po odwiedzeniu Bazyliki stwierdziliśmy, iż trzeba byłoby coś zjeść. Przed nami znana z Budapeszcie knajpkowo sklepowa ulica Vaci. Idąc spoglądaliśmy na czynne już lokale, próbując wybrać coś fajnego na posiłek i jakieś piwko. Idąc i idąc w końcu doszliśmy do ulicy Szabad Sajto gdzie na rogu znajduje się bardzo fajny pub z dobrym Guinessem – Pointer Pub & Restaurant. Nie mogliśmy nie wejść i nie sprawdzić. W środku fajny klimat, dobre jedzenie i Guiness I gatunku. Musimy powiedzieć, iż wracaliśmy do tego pubu jeszcze dwa razy w kolejne dni. Po około godzinnym odpoczynku ruszyliśmy dalej. Powoli nastawał wieczór i robiło się na ulicach bardzo klimatycznie dzięki bogatemu oświetleniu miasta i zabytków.

Przeszliśmy dalej prosto ulicą Vaci gdzie na końcu doszliśmy do znanej w Budapeszcie zabytkowej hali targowej powstałej pod koniec XIX w. To miejsce warto odwiedzić w celu zakupu identyfikowalnych dla Węgier pamiątek spożywczych. Chyba każdy wie, iż Węgry słyną z bardzo dobrego salami, przetworów z papryki, która występuje tu w różnych rodzajach przypraw, no i oczywiście słynnego węgierskiego wina Bycza Krew. Właśnie te trzy rzeczy zakupiliśmy w tej hali. Salami spróbowaliśmy zaraz po powrocie tego dnia na kwaterę. Bardzo dobre. Jest różnica w smaku w porównaniu z tymi oferowanymi u nas w kraju. Po opuszczeniu hali pozostał nam ostatni punkt programu, który wskoczył nam w czas, który nadrobiliśmy z powodu wypadnięcia tych wcześniejszych zaplanowanych celów. Zamek Królewski, bo o nim mowa jest długo otwarty, a wieczorem wspaniale się prezentuje przy efektownym oświetleniu.

Mamy wrażenie, iż chyba ładniej niż w dzień. Tak więc przeszliśmy mostem Szabadsag i wyszliśmy na przeciw Łaźni Gellerta. Tu wsiedliśmy w tramwaj i podjechaliśmy pod stację kolejki, która wywozi na wzgórze zamku. Aby dostać się na górę nie musimy korzystać z płatnej kolejki torowo-linowej. Można wejść schodami znajdującymi się z lewej strony kompleksu zamkowego. My jednak zapłaciliśmy za bilety i wyjechaliśmy tym nazwijmy to górskim tramwajem. Na tą kolejkę niestety nie działają bilety komunikacji miejskiej. Działają jednak karty turystyczne. Zamek Królewski to kolejny i chyba najważniejszy razem z Parlamentem i Bazyliką punkt programu zwiedzania Budapesztu.

Obiekt wraz z całym Wzgórzem Zamkowym zapisany jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO i jest jednym z najbardziej znaczących obiektów Węgier. Można się tu naprawdę zachwycić monumentalnymi budynkami, pięknymi barokowymi zdobieniami oraz pomnikami i fontannami rozlokowanymi w różnych miejscach budowli. Niektóre miejsca na Zamku Królewskim dostępne są przez całą dobę np. tarasy i plac zamkowy, które turyści wypełniają niemal bez przerwy. Zamek jest również miejscem, gdzie funkcjonuje kilka instytucji publicznych i muzealnych. Znajduje się tutaj Muzeum Historii Budapesztu, które czynne jest od wtorku do niedzieli.

Jest tu również Galeria Narodowa. Tak samo czynna od wtorku do niedzieli. Na Zamku znajduje się również Biblioteka Narodowa im. Szechenyiego, czynna z kolei od wtorku do soboty. Zamek Królewski w Budapeszcie zwiedzić można z zewnątrz bezpłatnie czyli taras zachodni, wschodni oraz dziedziniec. Wstęp do funkcjonujących tu instytucji jest jednak płatny.

Zamek królewski w Budapeszcie powstał najprawdopodobniej ok. XIV w. z inicjatywy Stefana księcia Sławonii. Do dziś zachowały się fundamenty tzw. Wieży Stefana z tamtego okresu. Przez lata budynek rozbudowywano i fortyfikowano. Ostatnim królem Węgier, który w nim rezydował był Maciej Korwin, który to rozpoczął budowę zupełnie nowego renesansowego pałacu mającego przyćmić wszystkie rezydencje ówczesnej Europy. Niestety ambitne plany przekreśliło wkroczenie do Budy wojsk tureckich. Zamek w czasie II wojny światowej uległ praktycznie całkowitemu zniszczeniu. Jego rekonstrukcje zakończono teoretycznie w 1976 r., jednak przez cały czas na terenie wzgórza prowadzone są prace archeologiczne oraz rekonstrukcyjne. Przed zamkiem znajduje się mały pub gdzie można po spacerku spokojnie usiąść i „uzupełnić płyny”.

Wizyta na Zamku Królewskim była ostatnim punktem piątkowego programu zwiedzania. Pozostało nam już tylko zjechać na dół i…, no jeszcze udaliśmy się po drodze na kwaterę do punktu widokowego na Parlament. To właśnie stąd powstają te zdjęcia Parlamentu, które stanowią później wizytówkę miasta w mediach i publikacjach turystycznych. Kiedy już skończyliśmy to w pokoju czekała na nas wspomniana już degustacja pysznego salami, podczas której planowaliśmy kolejny dzień zwiedzania.

Sobota. I znów pobudka o 7:30, toaleta, śniadanko i w drogę. Na pierwszy rzut wzięliśmy Basztę Rybacką z kościołem Macieja. Trasa z kwatery to dwa przystanki jednym tramwajem, potem drugim do miejsca o nazwie Clark Adam Ter skąd autobus linii 105 podwozi pod sam kościół Macieja i Basztę Rybacką. Zwiedzanie murów baszty jest odpłatne. Tzn. te górne tarasy, z których lepiej widać krajobraz miasta. Nie są to duże pieniądze, więc warto kupić i wejść na górną część fortyfikacji Baszty. Razem z biletami na Basztę można zakupić bilety do kościoła Macieja. My zaczęliśmy zwiedzanie od murów Baszty.

Wyszliśmy na górne tarasy, skąd pięknie widać Dunaj wraz z budynkiem Parlamentu. Można by się zastanowić, dlaczego miejsce to nazywa się Basztą Rybacką. Istnieje kilka teorii – jedna z nich mówi, iż pochodzi ona od rybaków, którzy w średniowieczu zamieszkiwali pobliskie Vizivaros (Wodne Miasto). Podobno w czasach wojny służyli jako strażnicy murów miejskich. Inna historia mówi o tym iż miejscu dzisiejszej baszty znajdował się targ rybny. Tak naprawdę nie wiadomo. Baszta Rybacka powstała jako część zabudowy miasta uświetniającej tysiąclecie państwa Węgierskiego.

Siedem wież bastionu symbolizuje 7 mitycznych wodzów Madziarskich, a pomnik w centralnej części placu przedstawia pierwszego króla Węgierskiego – Stefana. Baszta Rybacka stanowi aktualnie taras widokowy, ale wcześniej zabudowa tego miejsca miała znaczenie militarne – stanowiła obronę północnej części Wzgórza Zamkowego. Na placu przy Baszcie znajduje się kościół Macieja nazywany również Budzińską Świątynią Koronacyjną lub kościołem Najświętszej Marii Panny.

Początki świątyni sięgają XIII w., kiedy służyła niemieckim mieszczanom jako kościół parafialny. Aktualnie jest przepięknym zabytkiem architektury gotyckiej. Warto go odwiedzić dla przepięknych fresków i zdobień zarówno fasady, jak i wnętrza świątyni. Do dzisiaj pozostało kilka elementów pierwotnej budowli gotyckiej: główny portal z 1370 r., oratorium w południowej kaplicy oraz wieża południowa. Kościół uległ poważnym zniszczeniom podczas okupacji tureckiej, urządzono też w nim meczet.

Podczas odbijania Budy przez wojska chrześcijańskie nastąpiły kolejne straty, a w XVIII w. dzieła zniszczenia dopełnił pożar, powstały od uderzenia pioruna. Kościół może zachwycić misterną pracą rzeźbiarzy, którzy ozdobili fasadę budynku wieloma motywami roślinnymi oraz marmurowymi pomniczkami. Wyjątkowym elementem jest również kolorowy dach z charakterystycznymi rombami. Kościół Macieja posiada również wyjątkowo bogate wnętrze: piękne freski oraz niezwykle zdobione witraże, jak również przepiękne zdobienia na ścianach.

Polecamy również wizytę w krypcie, skarbcu i Oratorium Królewskim, gdzie znajduje się kolekcja zabytkowych ornatów, szat liturgicznych oraz kopia klejnotów koronnych. Baszta Rybacka i Kościół Macieja to podstawowe punkty programu zwiedzania Budapesztu. jeżeli traficie na ładną pogodę można zrobić kilka naprawdę fajnych zdjęć z widokiem na Budapeszt. Jest tu sporo eleganckich foto-miejsc. Gorzej z tym, iż jest tu sporu turystów. Na zwiedzanie Baszty i Kościoła wraz z dobrą kawką należy poświęcić ok 1,5…2 godzin.

Później można odwiedzić już mniej znaną atrakcję, znajdującą się niedaleko Baszty Muzeum i Dom Hudiniego. W zaledwie dwóch pokojach zgromadzone są tu pamiątki po mistrzu iluzji. W czasie około 20 minutowego zwiedzania pani przewodnik opowiada po angielsku historię twórczości Hudinijego. Na koniec zaprasza grupkę zwiedzających do salki, w której iluzjonista pokazuje swoje umiejętności. Wszystko trwa około 40 minut i okraszone jest naprawdę fajnym klimatem. Po przedstawieniu opuściliśmy już włości Hudiniego i ruszyliśmy na Górę Gellerta. Trzeba było przejechać znów 2, może 3 przystanki tramwajem i wysiąść przy termach Rudas.

Stąd mamy podejście na szczyt wzgórza, na którym znajduje się cytadela ze statuą kobiety trzymającą gałązkę palmy. Cytadela to twierdza, która służyła nie tylko obronie miasta, jej celem było również zastraszenie mieszkańców. Znajduje się ona na liście Światowego dziedzictwa UNESCO od 1987 roku. Bardzo chcieliśmy ją zobaczyć, ale niestety obiekt nie jest udostępniony turystom. Wszystko pozamykane. Wdrapaliśmy się tylko na szczyt, by zobaczyć 40 metrową postać wspomnianej kobiety oraz krajobraz na miasto.

Aby poznać historię Cytadeli, należy wrócić w czasy okupacji tureckiej, ponieważ w miejscu kaplicy na szczycie Wzgórza Gellérta Turcy zbudowali zamek drewniany. Od tego się zaczęło. Aż do II Wojny Światowej cytadela pełniła funkcje wojskowe, będąc ciągle rozbudowywana. Aktualnie jak już wspomnieliśmy nie jest ona udostępniona dla turystów, a wzgórze jest miejscem dłuższych spacerów i miejsce kontemplacji krajobrazowych. Przechadzając się alejkami wokół wzgórza dochodzimy do Ogrodu Filozofów, w którym znajdują się rzeźby najsłynniejszych postaci w historii filozofii.

Dalej dochodzimy do miejsca, gdzie znajduje się mały pomnik z figurkami Budy i Pesztu, z połączenia których powstał Budapeszt. Spacer wokół wzgórza zajmuje trochę czasu. Po zejściu na dół wskoczyliśmy na mały posiłek do bufetu w Termach Rudaś. Możemy polecić tutaj gulasz. Bardzo smaczny, jednak obsługa pozostawia wiele do życzenia. Czuliśmy się trochę zignorowani. Ale to może pan kelner miał gorszy dzień. Ciężko powiedzieć. Posiłek w restauracji termalnej zakończył sobotni dzień zwiedzania. Godziny popołudniowe spędziliśmy na błogim spacerku w centralnej części Budapesztu odwiedzając oczywiście wspomniany już wcześniej Pointer Pub & Restaurant.

Nawet nie obejrzeliśmy się, a już nastał wieczór. Światła na ulicach znów rozbłysły budując fantastyczny klimat. Postanowiliśmy wrócić jeszcze na Basztę Rybacką zobaczyć jak wygląda wieczorem oświetlona światłami. Było to bardzo dobry pomysł. Ludzi mniej, klimat fajniejszy.

Na niedzielę mieliśmy zaplanowane odwiedzenie Parlamentu i zaległą Synagogę jako podstawowe punkty programu. Zaczęliśmy od Parlamentu. Tutaj, aby wejść trzeba wykupić bilet najlepiej parę dni wcześniej, ponieważ tak na ostatnią chwilę mogą być problemy z dostępnością. Przedsprzedaż biletów odbywa się tylko online dokładniej TUTAJ. W kasach przy wejściu głównym nie ma przedsprzedaży. Kupując bilet online wybieramy język audio-quide. Niestety nie ma polskiego. Tzn. nie było kiedy my zwiedzaliśmy Parlament. Należy wybrać jeden z dostępnych języków i godzinę wejścia. Zwracamy uwagę na fakt, iż audio-quidy to nie elektroniczne odtwarzacze, które załączamy podczas zwiedzania wciskając daną cyfrę w momencie dojścia do miejsc oznaczonych tym numerem. Audio-qaid to odbiornik przez który komunikuje się z każdym zwiedzającym przewodnik oprowadzający po obiekcie przedstawiając w wybranym języku Parlament. Piszemy to dlatego, iż na jakiejś stronie, czy blogu ktoś napisał, iż jeżeli porozmawiamy z obsługą wydającą urządzenia to możemy otrzymać audio-gaida w języku polskim. Niestety nie jest to prawda, to po prostu technicznie niemożliwe. Zwiedzanie Parlamentu zajmuje około 50 minut. Przewodnicy przeprowadzają turystów przez kilka dostępnych dla turystów miejsc. Są to

  • Schody numer XVII – po stronie miasta

Korytarz ozdobiony posągami i kolorowymi witrażami, wzbogacony pozłacanymi i dekoracyjnymi obrazami prowadzi na wspaniałe główne piętro budynku.

  • Sala posiedzeń dawnej izby wyższej

W sali posiedzeń dawnej izby wyższej w tej chwili są organizowane konferencje. Sala o świetnej akustyce z kilkupiętrowymi balkonami jest ozdobiona kasetonami z dębu slawońskiego i bogato pozłacaną dekoracją, a na głównej ścianie sali widoczne są malowane herby dynastii królewskich Węgier, w tym dynastii Jagiellonów.

  • Salon konwersacyjny dawnej izby wyższej

W salonie znajduje się największy manualnie tkany dywan w Europie, posągi prezentujące stare węgierskie plemiona i zawody rzemieślnicze ozdabiają salon. Posągi zostały wykonane w fabryce porcelany Zsolnay w Peczu – w fabryce, która odegrała istotną rolę w historii węgierskiego przemysłu i zdobyła liczne nagrody na wystawach światowych.

  • Sala pod Kopułą (tu nie można fotografować)

Od 2000 roku Święta Korona Węgierska i insygnia koronacyjne są pod całodobową ochroną w sali pod kopułą w Parlamencie. Można tu również zobaczyć stojące na złotawym postumencie, pod baldachimami posągi węgierskich władców.

  • Główna klatka schodowa

Ostatni przystanek zwiedzania Parlamentu to pomieszczenie z licznymi wspaniałymi atrakcjami. Malowidła na suficie są dziełem wybitnej postaci węgierskiego malarstwa ściennego i portretowego, Károlya Lotza, a po dwóch stronach przestrzeni można podziwiać oszałamiająco piękne witraże malarza szkła i artysty mozaikowego, Miksy Rótha.

Korytarz wyjściowywyprowadzanasdowyjścia,przedktórymznajdujesięoczywiściesklepikzpamiątkami.

I tak po około 1,5 godzinie opuściliśmy chyba największy w Europie budynek Parlamentu, który budowano przez 17 lat. Drugi punkt programu to Synagoga. Postanowiliśmy przespacerować się do tej okazałej świątyni. Po drodze zatrzymaliśmy się w miejscu będącym pomnikiem zamordowania węgierskich Żydów nad Dunajem. Ów pomnik to kilkadziesiąt ustawionych butów na wysokim betonowym brzegu rzeki, z którego Naziści strącali Żydów do Dunaju, po których pozostawały tylko te buty. Jak człowiek przeczyta tą historię lub usłyszy od kogoś, kto więcej o niej wie, to będąc w tym miejscu odczuwa okrutność tego czynu. Stąd do Synagogi mieliśmy spory kawałek, ale słoneczna pogoda z bardzo klimatyczną mgłą jaka w tym dniu nawiedziła

Budapeszt nakłaniała do dłuższego spaceru. W końcu doszliśmy do Synagogi. Była otwarta, więc kupiliśmy bilety i weszliśmy. W środku czekają w ławkach przewodnicy, którzy w różnych językach opowiadają historię tego miejsca. Niestety nie było żadnego przewodnika, który opowiadałby w języku polskim. To trochę przykre, ponieważ sporo Polaków odwiedzało Synagogę. Każdy przewodnik miał swoją grupę zainteresowanych. Jeden jednak – była to starsza kobieta stała i czekała na turystów z Rosji. Cóż, nie było nikogo, a ona jako jedyna stała sama.

Postanowiliśmy się zapytać, czy mówi po polsku. I co…? Pani władała całkiem dobrze naszym językiem, w którym opowiedziała nam całą historię świątyni. Opowiadając po polsku zauważyliśmy, iż coraz więcej ludzi dosiada się do nas. Pani tylko pytała skąd są, ponieważ ona jest tu dla rosyjskich turystów. Wszyscy dochodzący byli Polakami. W ten sposób stworzyła się całkiem spora grupa zainteresowanych historią Synagogi Polaków. Pani przewodnik była bardzo miła i po zakończeniu opowiadania podprowadziła nas jeszcze do innych miejsc, które należy zobaczyć w Synagodze.

Oprócz głównej sali Synagogi koniecznie należy podejść do ogrodu, w którym znajduje się charakterystyczna – metalowa wierzba płacząca będąca pomnikiem Żydowskich Męczenników. Z powodu braku grobów, rodziny decydowałi się na grawerowanie imion przodków na liściach wierzby. Wielka Synagoga w Budapeszcie to największy kościół Żydowski w Europie. Całą historię o Synagodze usłyszeliśmy od naszej pani przewodnik. Wszystkie informacje o niej można bez problemu znaleźć w necie, więc nie będziemy się tu rozpisywać.

Należy tylko pamiętać, żeby nie wybierać się na zwiedzanie świątynie w sobotę, bo to dzień święty dla Żydów, no i w piętek od 14:00 kiedy Synagoga jest już zamknięta. I tak udało nam się odwiedzić dwa ważne do odwiedzenia w Budapeszcie miejsca. Niedziela był ostatnim pełnym dniem naszego pobytu w stolicy Węgier. W poniedziałek wracaliśmy do domu. Po odwiedzeniu Synagogi pozostał nam już tylko błogi spacerek po mieście połączony z dobrą kawką w małej kafejce, którą możemy polecić – My Little Melbourne Coffee x Bon Dia.

Fajne miejsce, które warto jeszcze odwiedzić to Gozsdu Court. To ukryta kamienica z fajnymi małymi restauracjami oraz małym kiermaszem staroci. Jest tu klimatyczna włoska knajpka, w które można smacznie zjeść. Sami z niej skorzystaliśmy i możemy polecić. Popołudnie postanowiliśmy spędzić jeszcze w podziemnym Labiryncie przy Rybackiej Baszcie.

Dokładnie pod wzgórzem zamkowym znajduje się system podziemnych jaskiń połączonych ze sobą korytarzami. Część z nich udostępniona jest dla turystów. W podziemnym labiryncie są korytarze nieoświetlone, w których czuć odrobinę grozy. Trzeba użyć latarek. Oczywiście nie musimy wchodzić do tych korytarzy, no ale jak tu nie wejść… haha. Wejście do labiryntu jest odpłatne i niestety nie można w środku fotografować. Jej lokalizację pokazujemy na naszej mapce. Ostatni dzień naszej budapesztańskiej przygody kończymy na Wyspie Małgorzaty. To już chłodny, jesienny wieczór, który zaskoczył nas jeszcze małą niespodzianką.

To ogród świateł zbudowany właśnie na Wyspie Małgorzaty. Wejście oczywiście płatne, ale warto, bo jest tu bardzo dużo efektownie wyświetlonych figur, postaci i świetlnych ogrodów. Nie wiemy, czy ten ogród działa przez cały rok, chyba nie, dlatego byliśmy bardzo miło zaskoczeni, iż nam się to trafiło. Dzień zakończyliśmy po 21:00 dłuższym spacerem z wyspy do naszej kwatery. Idąc przez Most Małgorzaty zauważyliśmy, iż oświetlenie miasta zgasło.

W poprzednie dni budynek Parlamentu, Zamek Królewski, Baszta Rybacka były pięknie podświetlone, a w niedzielny wieczór, kiedy chyba już większość turystów wyjechała wszystko zgasło. Nad Dunajem panowała jedna wielka ciemność. Widać było tylko latarnie na ulicy i moście, który zanikał w wieczornej mgle.


FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy

Idź do oryginalnego materiału