Brawo, Irenko! Odnalazłaś swoje szczęście

newskey24.com 3 dni temu

„-Brawo, Irenko. Znalazłaś swoje szczęście

Irena była najmniej zauważalną gościnią na urodzinach Marzeny. Dziewczyny razem uczyły się w technikum.
Marzena szerokim gestem zaprosiła wszystkich, którzy mogli przyjść, ale wiele koleżanek wyjeżdżało na weekend do rodzinnych wiosek. Irena, skromna i cicha, odważyła się skorzystać z zaproszenia.

Przecież nigdzie nie wychodzi, a też niedawno skończyła osiemnaście lat, tak jak Marzena. Tylko iż ona nie świętowała swojego dnia z gośćmi

Nie miała bliskich przyjaciółek, a rodzice namówili ją na skromne, rodzinne spotkanie z babcią i dziadkiem.

-Więc wyszło tak samo jak w pięć lat, tak i w osiemnaście pomyślała z nutą smutku.

Oczywiście, kochała swoją rodzinę, ale nie rozumiała, kiedy wreszcie stanie się dorosła i niezależna.
Kiedy jakiś chłopak zauważy w niej kobiecą delikatność, skromną urodę i czułość?

Irena marzyła o miłości, ale wstydziła się siebie. Nie była tak błyskotliwa jak Marzena czy jej koleżanka Kinga.
Tamte dziewczyny śmiało się malowały, ubierały modnie, czasem choćby wyzywająco, zwłaszcza na zajęciach w szkole, za co dostawały uwagi od nauczycieli.

A Irenie ubrania zawsze wybierała mama, a swetry robiła na drutach babcia.
I obrażała się, iż wnuczka nie nosi jej rzeczy zbyt często.

Ale Irena po prostu nie mogła wyjść w babcinych staromodnych swetrach i zakładała je tylko w domu, oczywiście zimą.

Tego dnia u Marzeny zebrała się paczka z technikum. Było ich dwanaścioro.
Kiedy impreza dobiegła końca i zaczęły się tańce, Irena wyszła z mieszkania i usiadła na ławce pod blokiem.

Nawet nikt nie zauważył, iż wyszła. Dziewczyna wstydziła się nieznajomych chłopaków. Choć i tak nikt na nią nie zwracał uwagi. Może to właśnie najbardziej ją smuciło?

Spojrzała na zegarek.

-Powinnam już iść, mama pewnie się martwi pomyślała. Obiecałam, iż nie wrócę późno

Nagle z klatki wyszedł chłopak. Nie był gościem Marzeny.

Usiadł na ławce z boku i spojrzał smutno na okna Marzeny na drugim piętrze. Zza szyb dobiegała muzyka i śmiech.

-Ty stamtąd? zapytał nagle Irenę.
Skinęła głową w stronę okna.

-I jak tam Marzena? Tańczy? Bawi się? znów zapytał z melancholią w głosie.

Tym razem Irena odważyła się odpowiedzieć:

-A co, nie słychać? Tak, bawią się

-No tak. Urodziny to urodziny westchnął. A ja w swoje choćby nie świętowałem. No, herbatka i tort w gronie rodzinnym. Jak w przedszkolu

Irena uniosła brwi.

-U mnie tak samo. A ty jesteś jej znajomym? wskazała na okno.

-I tak, i nie. Chciałbym być, ale ona choćby na mnie nie patrzy. choćby na urodziny nie zaprosiła. A przecież mieszkamy obok od lat. I widzi, jak się do niej odnoszę

Zamilkł. Irena westchnęła ze zrozumieniem, a potem nagle powiedziała:

-Nie przejmuj się. Ja też ciągle o tym myślę. Ale co z tego? I tak nikt tego nie widzi. Wyszłam stamtąd, i nikt choćby nie zauważył. Jestem niewidzialna.

-No co ty próbował ją pocieszyć. Chociaż masz rację. Są tacy ludzie. Jak my. Pechowcy

-Nie, nie to. Raczej niewidzialni. Nienachalni. Może to choćby zaleta. Jest w tym jakaś niezależność, a choćby wolność.

-Tak myślisz? zdziwił się. A tak w ogóle, jestem Paweł. A ty?

-Irena.

Jeszcze chwilę siedzieli, przysłuchując się muzyce. Może oboje mieli nadzieję, iż Marzena wyjrzy przez okno i ich zaprosi. Ale nikt ich nie wołał

-Miło było cię poznać powiedziała uprzejmie Irena ale muszę już iść. Obiecałam, iż nie będę długo

-Może cię odprowadzę? Choćby do przystanku.

Szli przez park, rozmawiając i mimowolnie uśmiechając się do siebie.
Paweł nagle poczuł, iż jego uwaga sprawia jej radość. Widział to w delikatnym rumieńcu na jej policzkach, w oczach, które odwracała, gdy z zachwytem patrzył na jej długie rzęsy.

Zaczął żartować, opowiadać śmieszne historie ze swojego życia. Mógłby tak mówić godzinami, byle tylko słyszeć jej dźwięczny śmiech.

Gdy doszli do przystanku, Irena podziękowała i zaczęła się żegnać, ale Paweł nie odchodził, dopóki nie wsiadła do autobusu. Irena niby przypadkiem przepuściła pierwszy, wsiadając dopiero do drugiego

Wychylając się przez okno, pomachała mu, jakby znali się od lat.
A on stał jeszcze chwilę, jak zaczarowany.

Rano Paweł obudził się i od razu pobiegł do Marzeny. Zadzwonił do jej drzwi.

-O co znowu chodzi? skrzywiła się. Nie pójdę z tobą, Paweł. Nigdy. Mówiłam ci

-Nie o to chodzi zawstydził się. Potrzebuję numeru twojej koleżanki. Była wczoraj u ciebie. Zostawiła coś na ławce

-Której? zdziwiła się.

-Ma na imię Irena.

-Irena? Jaka Irena? zastanowiła się. A, Irka No proszę! Dobra, zaraz.

Po chwili wręczyła mu karteczkę.

-Romeo się znalazł. Cicha, niepozorna, a tu proszę! zaśmiała się i zamknęła drzwi.

Paweł, szczęśliwy, pobiegł do domu.

Cały dzień układał w głowie rozmowę. Wieczorem zadzwonił.

Zaprosił ją na spacer i lody. Ku jego radości, Irena się zgodziła.

Jej głos przez telefon wydał mu się jeszcze cieplejszy.

Spacerowali, jedli lody i roz

Idź do oryginalnego materiału