“Jestem ugodową osobą i staram się żyć ze wszystkim w zgodzie. Rodzina mojego męża jest bardzo wierząca, a mnie z wiarą katolicką nie po drodze. Dopóki nikt nikomu niczego nie narzucał, żyliśmy w zgodzie. Niestety ostatnio bratowa przegięła!”
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Nie jestem wierzącą osobą
Nie będę ukrywać, iż nie jestem wierząca, a z wiarą katolicką nigdy nie było mi po drodze. Już jako nastolatka zbuntowałam się przeciwko konwenansom i nie przystąpiłam do bierzmowania. Koleżanki straszyły mnie, iż jak tak można, jak ja wtedy wezmę ślub kościelny?
Ano, nie wezmę
— odpowiadałam im.
No i słowa dotrzymałam! Skoro już wiele lat temu odeszłam od kościoła katolickiego, to nie widziałam powodów, dlaczego niby teraz miałabym brać ślub kościelny?
Całe szczęście moi rodzice mnie rozumieli i zaakceptowali mój wybór. Gdy poznałam mojego przyszłego męża, okazało się, iż dla Grześka wiara również nie ma większego znaczenia. Szczerze mówiąc, gdyby było inaczej, to byśmy się raczej nie dogadali.
Niestety tego samego nie można powiedzieć o jego rodzinie. Ale o tym przekonałam się dopiero później.
Rodzina męża jest religijna
Ja i Grzesiek wzięliśmy więc ślub cywilny i wyprawiliśmy skromne wesele. Co prawda teściowa trochę kręciła nosem, ale mój mąż ją wtedy spacyfikował. I tak latka leciały, a my żyliśmy jako zgodne ateistyczne małżeństwo poza tymi religijnymi ceregielami.
Gdy urodziłam upragnioną córkę, było dla nas oczywiste, iż jej nie ochrzcimy. Razem z mężem podjęliśmy decyzję, iż gdy podrośnie, sama podejmie decyzję, czy chce przystąpić do wspólnoty katolickiej.
Jestem dość ugodową osobą i starałam się utrzymywać dobre relacje z rodziną męża mimo różnic światopoglądowych — z teściową i z bratową. Raz na jakiś czas ich odwiedzaliśmy, spędzaliśmy razem święta, a czasem robiliśmy sobie jakieś drobne przysługi.
Moja bratowa w odróżnieniu ode mnie jest bardzo wierzącą osobą. Dopóki nie ingerowała w moje wybory, nie przeszkadzało mi to. Tym bardziej iż doskonale wiedziała, jakie my mamy podejście. Tym bardziej nie rozumiem tego, co odstawiła ostatnio!
Bratowa zażądała, żebym była matką chrzestną jej córki
Kilka dni temu moja bratowa poprosiła mnie, żebym została matką chrzestną jej córki. Ba! Ona nie poprosiła o to, ona tego zażądała! Nie mogłam uwierzyć w ten pomysł, przecież ona doskonale wiedziała, iż nie jestem wierząca!
Najpierw grzecznie jej odmówiłam. Powiedziałam, iż nie czuję się odpowiednią osobą do tej roli, tym bardziej iż dla bratowej chrzest to duchowe przeżycie, więc na matkę chrzestną powinna wybrać osobę, która wyznaje podobne wartości.
Wykręciłam się też, iż nie mamy z mężem ślubu kościelnego, więc według kościoła żyjemy w grzechu. Myślałam, iż to wystarczy i sprawa rozejdzie się po kościach.
Bratowa jednak ani myślała tego posłuchać! Klaudia stwierdziła, iż jesteśmy rodziną i musimy się trzymać razem! Że ona sobie nie wyobraża, żeby ktoś obcy został matką chrzestną jej córki, i iż ma tylko brata, więc nie ma kogo innego poprosić o bycie chrzestną niż mnie. No, ja bardzo przepraszam, ale to już nie mój problem.
Odparłam, iż to dosyć kiepskie argumenty i, iż naprawdę każdy nadawałby się do roli matki chrzestnej lepiej niż ja.
Klaudia wpadła wtedy w szał! Zaczęła na mnie krzyczeć, iż jestem niewdzięczna i, iż rozbijam rodzinę!
Od początku wiedziałam, iż jesteś jakaś dziwna! Typiara spod ciemnej gwiazdy! To ty sprowadziłaś Grześka na złą drogę i przez ciebie odsuwa się od rodziny i od wiary!
– wygarniała mi.
Nie mogłam w to uwierzyć! Jak ona śmiała? Ucięłam tę rozmowę, bo nie mam w zwyczaju rozmawiać z osobami, które nie szanują mnie ani moich poglądów.
Bardzo kocham swojego męża, ale obawiam się, iż będziemy musieli całkowicie zerwać kontakt z bratową. Z takimi ludźmi nie da się żyć.