Brat z wyboru

polregion.pl 23 godzin temu

**Nazwany brat**

– Oddaj! Nie rób mu krzywdy! – Zosia, zalana łzami, biła chłopca, który odebrał jej kociaka. Uderzała ze wszystkich sił, ale nie było z tego żadnego pożytku. Chłopak tylko się śmiał, coraz mocniej ściskając delikatne ciałko w dłoniach. Zosia, nie wiedząc, co jeszcze zrobić, ugryzła go w rękę i momentalnie odleciała na bok. W ustach poczuła metaliczny posmak, zrobiło się boleśnie, a po brodzie spływało coś ciepłego. Zosia dotknęła twarzy dłonią i, widząc, iż jest czerwona, zamknęła oczy i krzyknęła z całych sił:

– Pomocy!…

Jej wołanie, o dziwo, zostało usłyszane. Słysząc, jak chłopak jęknął, Zosia otworzyła oczy. Z miejsca, gdzie leżała, kilka było widać, ale zdążyła zauważyć, jak nogi jej oprawcy w brudnych adidasach uniosły się w górę. Chłopak runął na ziemię i wrzasnął oburzony:

– Co ty?! Oszalałeś?! – jego głos nie był już taki pewny siebie jak przed chwilą.

– Ja ci zaraz rozum wybiję! Spadaj stąd! I żebym cię tu więcej nie widział! Jeszcze raz ją dotkniesz – będziesz miał ze mną do czynienia, kapujesz?

Głos tego, którego Zosia jeszcze nie widziała, brzmiał spokojnie, niemal leniwie.

Zosia odwróciła głowę. Co za pech! Kolejny! Choć zdawał się stanąć w jej obronie, nie było pewne, co będzie dalej. Gorączkowo rozglądała się. Gdzie on… O, tam! Mały, puchaty kłębuszek leżał nieruchomo na ziemi. Zosia, nie wstając, podczołgała się do niego i dotknęła go ręką. Oddycha! Ostrożnie uniosła malutkie stworzenie i przycisnęła do siebie. Trzeba uciekać! Do babci. Babcia pomoże. Tylko nogi jakoś nie słuchały…

– Mała, jak się czujesz? O rany! Ależ cię urządzili!

Chłopak, który podszedł do Zosi, był starszy od jej oprawcy. Niezgrabny, chudy nastolatek próbował nawiązać z nią kontakt wzrokowy.

– Pokażno! Ugryzłaś się w wargę czy w język?

– Nie wiem…

– No dobra, jakoś to ogarniemy. Dasz radę wstać?

Zosia pokręciła głową. Spóźniona reakcja ją ogarnęła i znów wybuchnęła płaczem.

– Hej! Nie płacz! On już poszedł. I więcej cię nie tknie. Niech tylko spróbuje! Jak coś – mówisz mi, jasne? A to co masz?

Niezbyt czysta dłoń, z krótkimi, obgryzionymi paznokciami, wyciągnęła się w stronę kotka, ale Zosia skuliła się, próbując zasłonić malca, i zalała się jeszcze głośniejszym płaczem…

– No już, już, nie dotykam! Nie bój się!

Zosia próbowała się uspokoić, ale jakoś nie wychodziło.

Na co jej się zebrało dziś wyjść na podwórko bez babci? I jeszcze błagała prawie. Przecież już duża, za rok do szkoły. Wszyscy chodzą sami, tylko ona z babcią wychodzi.

– Zosieńka, a mnie też trzeba wyprowadzać. – Katarzyna Stefanowna żartowała z wnuczki. – Ty się bawisz, a ja z koleżankami na ławce gadam. Co w tym złego?

– Ale babciu, wszyscy wiedzą, iż ty mnie pilnujesz!

– I co z tego?

– Już jestem duża!

– Kto się sprzecza? Ty pilnujesz mnie, a ja ciebie.

– Chcę sama! – Zosia zrobiła groźną minę, a Katarzyna Stefanowna się uśmiechnęła. Ojcowski charakter. Jej syn też taki był. Samodzielny. Zawsze chciał wszystko robić po swojemu. Tyle iż to chłopak, a tu dziewczynka.

– Może zapytamy mamę, co ona na to?

– No właśnie! Ona na pewno nie pozwoli!

– A pytałaś?

Zosia pokręciła głową. Mama była surowa. Pracowała w szpitalu, jako chirurg. Tam bez dyscypliny ani rusz. Inaczej pacjenci przestaliby słuchać. Jak im wtedy pomagać? Tylko iż Zosia, choć nie była pacjentem, też zawsze musiała słuchać mamy. Jak powiedziała „nie”, to nie było co prosić, i tak się nie zgodzi. Ale babcia miała rację – Zosia nie pytała, czy może sama wychodzić. Trzeba spróbować. Jak nie wyjdzie, no to trudno, tylko z babcią.

Mama zgodziła się, żeby Zosia poszła sama na podwórko.

– Masz rację, jesteś już duża. Tylko umówmy się tak. Masz mi udowodnić, iż można ci zaufać. Wtedy uznam, iż jesteś wystarczająco dorosła, dobrze?

– Tak. A co mam zrobić?

– Słuchaj. Pozwolę ci wyjść bez babci, ale obiecasz mi, iż nie wyjdziesz z podwórka. I będziesz się bawić tak, żeby babcia widziała cię z okna, gdyby co.

– choćby na huśtawkach obok?

– Zosiu, gdzie są te huśtawki?

– W sąsiednim podwórku…

– A co ci teraz powiedziałam? Można? Pomyśl.

– Nie.

– No to po co pytasz?

Zosia skinęła głową, bardzo zadowolona, iż mama w końcu się zgodziła.

Tylko iż swojego obietnicy nie dotrzymała. I to od razu. Najpierw przybiegła Alinka z trzydziestego piątego mieszkania. Trochę poskakały na skakance, a potem Ala powiedziała, iż idzie na huśtawki.

– A ja nie mogę. – Zosia zmarszczyła brwi, zerkała na swoje okna. Babci nie było widać, ale to wcale nie znaczyło, iż nie patrzy.

– No to jak chcesz! – Alinka zawahała się. – Zosia, a może tylko na chwilkę? Szybko, babcia nie zauważy!

Zosia pokręciła głową. Nie wolno! Mama potem w ogóle jej nigdzie nie puści.

Ala machnęła ręką i pobiegła w stronę wyjścia z podwórka, a Zosia usiadła na ławce. Nuda! Na placu zabaw oprócz niej nikogo. Może jednak gwałtownie zbiegać z Alinką i wrócić? To przecież całkiem blisko i nie trzeba przechodzić przez ulicę. gwałtownie spojrzała na okna i pognała za koleżanką.

Bujając się do utraty tchu, po dwudziestu minutach wracały do swojego podwórka, kiedy przy pierwszym klatce sąsiedniego bloku, na ścieżce, zobaczyły leżącego kociaka. Skąd się tam wziął – nie wiadomo. Kotki nigdzie nie było. Dziewczynki przeszukały wszystkie krzaki, wołały, ale matka się nie pojawiła.

– Taki malutKot miał na imię Mruczek, i choć początkowo był słaby, wyzdrowiał dzięki troskliwej opiece Zosi, a Max zrozumiał, iż prawdziwa rodzina to nie tylko więzy krwi, ale przede wszystkim ci, którzy są z nami w najciemniejszych chwilach.

Idź do oryginalnego materiału