Brak miejsca pod własnym dachem

newsempire24.com 6 dni temu

Nie zostało już miejsca w domu

Wracając od córki, Wanda wstąpiła po drodze do supermarketu po zakupy. Szła w stronę przejścia dla pieszych, gdy nagle dostrzegła Halinę postarzałą, przygarbioną, jakby przygniecioną życiem. Najpierw pomyślała, iż to pomyłka, ale po chwili rozpoznała ją bez wątpliwości.

Halina! zawołała do kobiety, która szła ciężkim, szurającym krokiem. Przyszło jej do głowy: *Wygląda jak cień siebie sprzed lat*

Halinia podniosła głowę i uśmiechnęła się zmęczonym, wymuszonym uśmiechem.

Wandziu, witaj, moja droga. Od razu cię poznałam, choć tak dawno się nie widziałyśmy.

Kiedyś pracowały razem, przyjaźniły się, choć dzieliło je pięć lat. Gdy Wanda przeszła na emeryturę, Halina już od dawna była na rencie, ale wciąż dorabiała.

O, jak ja czekam na ten dzień! Ani dnia dłużej nie będę harować mówiła Wanda, a koleżanka patrzyła na nią z zazdrością.

Tobie dobrze, a ja nie wiem, ile jeszcze będę musiała. Dzieciom pomagam, kredyty spłacam.

Po odejściu Wandy ich drogi się rozeszły.

Halina, sto lat, sto zim! Dawno cię nie widziałam ucieszyła się Wanda.

Ano, czas lepiej. Ja już siedemdziesiątkę przekroczyłam. Właśnie wracam z apteki. Teraz tu mieszkam, niedaleko.

Jak to niedaleko? zdziwiła się Wanda. Przecież wiedziała, iż Halina mieszkała w swoim domu na przedmieściach. Sprzedałaś dom?

Teraz u siostry w dwupokojowym mieszkaniu, a do tego matkę sprowadziliśmy ze wsi. Dziewięćdziesiąt dwa lata ma, ledwo chodzi. W domu byłoby mi lepiej, ale urwała, nie potrafię się przyzwyczaić do tych betonowych ścian. Duszno tu, brak powietrza. Całe życie w drewnianym domu żyłam.

I dlaczego tam nie wrócisz? usiadły na ławce. Żadnej z nich się nie spieszyło.

Wanda i Halina były bliskie. Odwiedzały się, spędzały razem czas. Halina zawsze uśmiechnięta, serdeczna. Przyciągała ludzi jak magnes. I jaka gospodyni! W domu czysto, na stole pełno domowych przetworów ogórki kiszone, pomidory, zioła z własnego ogródka. Gościnna była, dopóki żył mąż. Ale z nim nie było łatwo pił, awanturował się. Na szczęście nie pożył długo. Została sama z dwojgiem dzieci. Nie rozpaczała. Ciężko było, ale przynajmniej spokój zapanował. Wcześniej żyła jak na wulkanie każdego wieczoru czekała, w jakim stanie wróci.

Mijały lata. Dzieci dorosły. Pierwszy ożenił się syn, wynajmował mieszkanie. Gdy żona zaszła w ciążę, wprowadzili się do Haliny.

Mamo, będziemy u ciebie mieszkać. Pomóżesz nam z dzieckiem oznajmił, nie pytając o zdanie.

Skoro tak zdecydowałeś, synu odparła, chociaż bolało ją, iż choćby nie porozmawiał wcześniej.

Córka też mieszkała z matką. Miejsca starczało dla wszystkich. Gorzej było, gdy urodził się wnuk. Dziecko płaczliwe, noce bezsenne. Halina jechała do pracy z bólem głowy, ale cóż dzieci to dzieci.

Pomagała, jak mogła. W weekendy zabierała wnuka na spacery, by dać synowej odetchnąć. Czasem syn z żoną wyjeżdżali na całe dwa dni, zostawiając chłopca pod jej opieką.

Dlaczego nie biorą go ze sobą? dziwiła się Wanda, gdy Halina opowiadała o domowych sprawach.

No, chcą odpocząć. Do baru pójść, z kolegami na ryby, do znajomych na działkę. Zmęczeni są.

A ty nie jesteś zmęczona? Cały tydzień w pracy, też byś odpoczęła.

Pewnego dnia córka rzuciła otwarcie:

Mamo, wychodzę za mąż. Szykuj się na wesele. Ty je sfinansujesz.

Halina zdębiała. Córka tłumaczyła, iż rodzina narzeczonego nie istnieje kłamała, bo chłopak był z innego miasta, matka alkoholiczka, ojca nigdy nie znał.

Może bez wesela się obejdzie? zaproponowała.

Co ty mówisz?! Brat miał wesele, a ja nie? Ja też chcę białą suknię! obraziła się.

Kredyt brać będę musiała westchnęła Halina. Tych pieniędzy nie mam.

Dobrze, ja wezmę, a ty pomożesz spłacać. No i zostaniemy u ciebie. Nie udźwigniemy kredytu i wynajmu.

Halina wiedziała, iż będzie ciasno. Ale co miała robić? Dzieci to dzieci trzeba pomagać. Synowi z żoną też nie uśmiechała się ta perspektywa, ale z domu się nie wynosili. Z matką wygodnie opieka nad wnukiem, gotowanie.

Wesele urządzili w lokalnej restauracji. Gości niewiele, ale wszystko jak trzeba panna młoda w białej sukni, pan młody w garniturze. Zięć wydawał się spokojny, kulturalny. Zamieszkali razem, każda rodzina w swojej części domu. Halina trochę się martwiła:

A co, jak się nie dogadają? Kłótnie zaczną?

Ale jakoś było cicho.

Pewnego dnia syn oznajmił:

Mamo, robię przybudówkę z osobnym wejściem. Pomóż nam spłacić kredyt. Później dobudujemy piętro. Rozmawiałem z siostrą ona się zgadza. Oni i tak nie zamierzają się wyprowadzać, zwłaszcza iż dziecko w drodze. Co ty na to?

Zaskoczył ją, jak zawsze najpierw decyzja, potem informacja.

No cóż pomogę odpowiedziała, choć myślała: *Ile jeszcze muszę harować?*

Minęły trzy lata, zanim syn skończył budowę. Powstała przestronna kuchnia i salon na parterze, piętro z sypialniami dla dzieci. Wejście od podwórka. Mieli już dwójkę dzieci każdemu własny pokój, choć najmłodszy jeszcze spał z rodzicami.

Synowie z żonami byli zadowoleni, ale matki nigdy nie zapraszali do swojej części. Halina często myślała:

Spłaciłam ich kredyt, a nikt choćby dziękuję nie powiedział.

**Trzeba w domu porządek zrobić**

Halina już dawno na emeryturę powinna przejść, ale wciąż pracowała. Aż córka rzuciła:

Mamo, my z mężem remont robimy. Co to, my gorsi od brata? Ale pieniędzy brak. Kredyt weźmiemy, pomożesz spłacać?

Córko, myślałam, iż w końcu odpocznę odpowiedziała zmęczonym głosem

Idź do oryginalnego materiału