Bp Athanasius Schneider: Znaczenie dawania świadectwa wiary katolickiej przez wiernych świeckich

pch24.pl 1 miesiąc temu

Prezentujemy wystąpienie bp. Athanasiusa Schneidera – tegorocznego Laureata Nagrody im. Księdza Piotra Skargi – wygłoszone podczas odbywającego się w Krakowie XXI Kongresu Konserwatywnego.

***

“Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia!” (Ap. 2:10). Słowa te wypowiedział nasz Pan Jezus Chrystus przez swojego Anioła do pierwszego pokolenia chrześcijan w Księdze Apokalipsy. Bądź wierny, zachowaj wiarę, prawdziwą wiarę, jedyną, katolicką i apostolską wiarę! Sobór Watykański I oficjalnie nauczał: „Nauka wiary, którą Bóg objawił, nie została zaproponowana, niczym filozoficzny wymysł, który ma zostać udoskonalony przez ludzką pomysłowość. Została ona raczej przekazana jako Boski depozyt Oblubienicy Chrystusa, aby była wiernie zachowywana i głoszona jako nieomylna. Stąd też i to znaczenie świętych dogmatów, raz ogłoszone przez naszą Świętą Matkę Kościół, ma być na zawsze zachowane. Nie należy też nigdy odchodzić od tego znaczenia pod pozorem lub pretekstem głębszego ich zrozumienia. Niech zatem inteligencja, nauka i mądrość każdego i wszystkich, jednostek i całego Kościoła, we wszystkich wiekach i czasach, wzrasta i kwitnie w obfitości i sile; ale w swoim tylko rodzaju, to znaczy w jednej i tej samej doktrynie, jednym i tym samym znaczeniu, jednym i tym samym zdaniu (Wincenty z Lerynu, Commonitorium, 28).” (Dei Filius, rozdz. 4)

Utrata wiary lub wypaczenie wiary jest największym złem i niebezpieczeństwem dla wiecznego zbawienia, ponieważ bez wiary i bez prawidłowej wiary nie można podobać się Bogu (por. Hebr. 11:6). Św. Tomasz z Akwinu powiedział: „Ten, kto opiera się wierze po jej przyjęciu, grzeszy ciężej przeciwko wierze, niż ten, kto opiera się jej bez jej przyjęcia, tak jak ten, kto nie wypełnia tego, co obiecał, grzeszy ciężej, niż gdyby nigdy tego nie obiecał”. (S. th., II-II, 10, 6, c). Tomasz z Akwinu mówi również, iż niewiara lub herezja, o ile jest grzechem, wynika z pychy, przez którą człowiek nie chce poddać swojego intelektu regule wiary i zdrowej tradycji Kościoła (por. S. th., II-II, 10, 1, ad 3). Już św. Augustyn powiedział: „Pycha nie prowadzi do poznania prawdy. Gdyby nie było pychy, nie byłoby heretyków ani schizmatyków”. (De vera religione, 25, 47)

Utrata wiary i jej wypaczenie jest największym nieszczęściem dla człowieka, ponieważ wpływa na całą relację z Bogiem w samym jej fundamencie, jak wyjaśnił św. Augustyn: „Gdy zaś wiara się zachwieje, to i sama miłość osłabnie. Kto bowiem odstąpi od wiary, siłą rzeczy upadnie w miłości, bo nie może miłować tego, w kogo nie wierzy. Natomiast jeżeli wierzy i miłuje dobrze czyniąc, to zachowanie przykazań i dobrych obyczajów wzbudzi nadzieję osiągnięcia tego, co miłuje. A więc wszelka wiedza i proroctwo posługują się tymi trzema: wiarą, nadzieją i miłością”. (De doctrina christiana, I, 37).

Dlaczego więc Bóg dopuszcza herezje w swoim Kościele? Augustyn wyjaśnił to w ten sposób: „W Kościele świętym są niezliczeni mężowie uznani przez Boga, ale nie ujawniają się wśród nas tak długo, jak długo jesteśmy zachwyceni mrokiem naszej ignorancji i wolimy raczej spać, niż oglądać światło prawdy. Tak więc wielu jest budzonych ze snu przez heretyków, aby mogli ujrzeć Boże światło i radować się. Posługujmy się więc choćby heretykami, nie po to, by aprobować ich błędy, ale by utwierdzać katolicką dyscyplinę przeciwko ich oszustwom i stawać się bardziej czujnymi i ostrożnymi, choćby jeżeli nie zawsze możemy przywołać ich do zbawienia”. (De vera religione, 8, 15)

Św. Wincenty z Lerynu, kapłan z V wieku, powiedział: „Prawdziwym i rodowitym katolikiem jest ten, który kocha prawdę Bożą, i Kościół, i Ciało Chrystusowe, kto nad świętą religię, nad wiarę katolicką niczego nie przekłada, ani powagi jakiej osoby, ani umysłu, ani wymowy, ani mądrości jej, ale tym wszystkim gardząc i w wierze mocno i stanowczo trwając, tego tylko trzymać się i w to wierzyć stanowi, o czym wie, iż powszechnie, i z dawna Kościół katolicki utrzymywał; o wszystkim zaś, co by widział, iż ktoś jeden, później, pomimo wszystkich, lub wbrew wszystkim świętym a rzecz nową i niesłyszaną podstępnie wprowadza, rozumie, iż to nie do pobożności ale raczej do kuszenia prowadzi, pomny wtedy zwłaszcza słów św. Pawła Apostoła. O tym mianowicie pisze on w pierwszym liście do Koryntczyków: Bo muszą być i kacerstwa, aby i którzy są doświadczeni, stali się jawni między wami. (1 Kor 11,19). Dlatego nie zaraz wytępia Pan Bóg twórców herezji, aby doświadczeni stali się jawni, to jest by się okazało, o ile każdy jest stałym, i wiernym miłośnikiem wiary katolickiej.” (Commonitorium, 20).

Obecny kryzys Kościoła od czasów Soboru Watykańskiego II charakteryzuje się doktrynalną i liturgiczną dwuznacznością, niejasnością i współistnieniem sprzecznych doktryn i praktyk liturgicznych, co jest właśnie podstawową cechą modernizmu, którego ten sam Sobór Watykański II był częściowo katalizatorem. Ojcowie II Soboru Watykańskiego i obecni pasterze Kościoła powinni wziąć sobie do serca przytoczone dalej napomnienie św. Wincentego z Lerynu: „Niezbożnych, nowości słów. Co znaczy niezbożnych? Które nie mają nic świętego, nic religijnego i są zupełnie obce łonu Kościoła, jakim jest Świątynia Boga. Niezbożnych, powiada, nowości słów. Słów, to jest dogmatów, rzeczy, zdań, nowości, które dawności i starożytności są przeciwne; gdyby te były przyjęte, wiara Ojców byłaby pogwałconą całkowicie, a na pewno w znacznej części, i trzeba by koniecznie głosić, iż przez szereg tylu wieków nie byli świadomi, błądzili, bluźnili, nie wiedzieli, w co wierzą: wierni, wszyscy cnotliwi, wszyscy czyści, wstrzemięźliwi, dziewice, duchowni wszyscy, lewici i kapłani, tyle tysięcy wyznawców, tak wielkie zastępy męczenników, wielka sława i mnogość miast i narodów, tyle wysp, prowincji, królów, ludów, państw, narodowości i wreszcie prawie cały okrąg ziemski, z Głową Chrystusem połączony.” (Commonitorium, 24).

Mogą jednak wystąpić sytuacje ogólnego zamieszania w Kościele, tak iż choćby dobrzy, którzy bronią wiary i świętej tradycji, są prześladowani i marginalizowani w Kościele. Św. Augustyn pozostawił nam następującą refleksję: „Często Boża Opatrzność pozwala, aby choćby dobrzy ludzie byli wypędzani ze zgromadzenia Chrystusowego w wyniku burzliwych wystąpień cielesnych ludzi w Kościele. Gdy ze względu na pokój Kościoła cierpliwie znoszą tę zniewagę lub krzywdę i nie próbują żadnych nowości idąc drogą herezji lub schizmy, będą uczyć ludzi, jak należy służyć Bogu z prawdziwym usposobieniem oraz z wielką i szczerą miłością. Intencją takich ludzi jest powrót, gdy zamieszanie opadnie. Ale jeżeli nie jest to dozwolone, ponieważ burza trwa przez cały czas lub ponieważ ich powrót może wywołać jeszcze większą burzę, trzymają się swojego celu, aby szukać dobra choćby tych, którzy są odpowiedzialni za burze i zamieszki, które ich wypędziły. Nie tworzą odrębnych konwentykli (nie tworzą grup schizmatyckich), ale bronią do śmierci i wspierają swoim świadectwem wiarę, o której wiedzą, iż jest stale głoszona w Kościele katolickim”. (De vera religione, 6, 11)

Bóg pozwolił, aby w czasach, gdy ludzie Kościoła byli słabi w wierze lub skłonni do kompromisu w sprawach wiary, wierni świeccy bronili wiary jednoznacznie i energicznie. Działali wówczas z łaską nadprzyrodzonego daru sensus fidei, sensus fidelium, zmysłu wiary, którego Bóg udziela wiernym wraz z sakramentem chrztu i wzmacnia go sakramentem bierzmowania. Jeden z najbardziej jaskrawych przykładów wierności wiernych świeckich w zachowaniu nienaruszonej wiary katolickiej znajdujemy podczas wielkiego kryzysu ariańskiego w IV wieku, kiedy herezja ariańska, promowana przez duchowieństwo, zadała śmiertelny cios wierze katolickiej, zaprzeczając prawdziwej Boskości Jezusa Chrystusa, a tym samym zaprzeczając wierze w Trójcę Świętą. Święty John Henry Newman tak opisał tę duchowo niepokojącą sytuację w życiu Kościoła w IV wieku: „W tym czasie ogromnego zamieszania boski dogmat o boskości naszego Pana był głoszony, egzekwowany, utrzymywany i (mówiąc po ludzku) zachowywany o wiele bardziej przez „Ecclesia docta” [wiernych świeckich] niż przez „Ecclesia docens” [biskupów]; więc ogół episkopatu nie był wierny swojemu powołaniu, podczas gdy ogół świeckich był wierny swojemu chrztowi; iż raz papież [na przykład papież Liberiusz, który ekskomunikował św. Atanazego], innym razem patriarcha, metropolita lub inna wielka stolica, innym razem sobory powszechne [w Rimini i Seleucji w 359 r.] mówiły to, czego nie powinny były mówić, lub czyniły to, co przesłaniało i narażało na szwank prawdę objawioną; podczas gdy z drugiej strony to lud chrześcijański, który dzięki Opatrzności był kościelną siłą Atanazego, Hilarego, Euzebiusza z Vercellæ i innych wielkich samotnych wyznawców, którzy bez niego by upadli … Z jednej strony mówię więc, iż nastąpiło tymczasowe przerwanie wypełniania funkcji „Ecclesia docens”. Ogół biskupów [ogromna większość] zawiódł w swoim wyznawaniu wiary. Wypowiadali się różnie, jeden przeciwko drugiemu; po [Soborze] Nicejskim nie było żadnego stanowczego, niezmiennego, spójnego świadectwa przez prawie sześćdziesiąt lat. (…) To, co miałem na myśli przez „przerwanie wypełniania funkcji” (celowo nie powiedziałem „zawieszenie”), dotyczyło tylko tego, iż między Soborem Nicejskim 325 r. n.e. a Soborem Konstantynopolitańskim 381 r. nie było autorytatywnej wypowiedzi nieomylnego głosu Kościoła”. (Arianie IV wieku, Dodatek. 5. Ortodoksja wiernych podczas arianizmu, Londyn 1871, s. 465-467)

Inny przykład odwagi i wierności wiernych świeckich wobec integralności wiary katolickiej pochodzi z VII wieku podczas herezji monoteizmu. W 654 r. wybrano nowego papieża Eugeniusza I, który następnie wysłał legatów do heretyckiego cesarza w Konstantynopolu. Legaci papiescy wrócili od cesarza z prośbą, aby nowy papież ogłosił, iż jest w komunii z heretyckim patriarchą Konstantynopola i zatwierdził teologicznie wątpliwy list od tego patriarchy. Ten teologicznie wątpliwy list został następnie publicznie omówiony w rzymskiej bazylice Matki Bożej Większej. Zgromadzeni duchowni i ludzie byli tak zgorszeni doktrynalną dwuznacznością tego listu, iż pozwolili papieżowi Eugeniuszowi rozpocząć odprawianie Mszy Świętej dopiero wtedy, gdy papież publicznie obiecał nie uznawać heretyckiego patriarchy Konstantynopola i potępić jego doktrynalnie wątpliwy list. (por. Żywoty świętych Butlera. Wydanie kompletne. Zredagowane, poprawione i uzupełnione przez Herberta J. Thurstona, S.J. i Donalda Attwatera, Londyn 1956, tom 2, s. 458) Co by to było, gdyby duchowni i świeccy na nadchodzącym zgromadzeniu synodalnym w Rzymie poprosili papieża Franciszka o podobną postawę w odniesieniu do najpoważniejszych herezji i niejasności w doktrynie i praktyce w Kościele? Byłaby to prawdziwie katolicka metoda synodalna! Papież nie jest w rzeczywistości panem i autorem wiary, a jedynie jej wiernym i skrupulatnym strażnikiem, obrońcą i miłośnikiem.

W naszych czasach wszyscy jesteśmy świadkami ostatecznej bitwy o wiarę katolicką. Św. John Henry Newman już w swoim czasie, w XIX wieku, dawał niemal prorocze napomnienia, kiedy w 1879 roku w swojej słynnej mowie znanej jako „Biglietto” speech oświadczył: „Nigdy jeszcze Kościół Święty nie potrzebował tak bardzo orędowników przeciwko duchowi liberalizmu w religii, jak teraz, kiedy, o zgrozo błąd ten jak sieć rozprzestrzenia się po całej ziemi; i mając tak szczególną okazję, kiedy jest rzeczą naturalną, iż ktoś, kto znajduje się na moim miejscu, spogląda na świat i na Kościół Święty widząc Go takim, jakim jest, oraz na Jego przyszłość, nie będzie to, mam nadzieję, uznane za niestosowne, jeżeli ponowię protest przeciwko duchowi liberalizmu w religii, który tak często wygłaszałem”. Liberalizm w religii jest doktryną, iż w religii nie istnieje pozytywna prawda, ale iż jedno wyznanie jest tak samo dobre jak inne, i jest to nauczanie, które z każdym dniem nabiera treści i siły. Jest to niezgodne z jakimkolwiek uznaniem jakiejkolwiek religii za prawdziwą. Naucza ona, że… religia objawiona nie jest prawdą, ale kwestią odczuć i upodobań; nie jest obiektywnym faktem, nie jest cudem; a każda jednostka ma prawo wyrażać ją tak, jak jej się podoba. Pobożność zaś niekoniecznie opiera się na wierze. Ludzie mogą chodzić do kościołów protestanckich i katolickich, mogą czerpać dobro z obu i nie należeć do żadnego z nich.”

W czasie nadzwyczajnego kryzysu w Kościele prawdziwy katolik nie powinien się zniechęcać, ale dzielnie trwać w swojej wierności i obronie wiary. Św. John Henry Newman powiedział: „Chrześcijaństwo zbyt często znajdowało się w sytuacji, która wydawała się śmiertelnym niebezpieczeństwem, abyśmy teraz mieli obawiać się, iż stanie przed jakąkolwiek nową próbą. Jak dotąd jest to pewne; z drugiej strony, to, co jest niepewne, i w tych wielkich zawodach zwykle pozostaje niepewne, i co stanowi wielką niespodziankę, gdy jest się tego świadkiem, to szczególny sposób, w jaki Opatrzność ratuje i ocala swoje wybrane dziedzictwo. Czasami nasz wróg zamienia się w przyjaciela; czasami zostaje pozbawiony tej szczególnej zjadliwości zła, która wcześniej była tak groźna; czasami sam rozpada się na części; czasami robi tylko tyle, ile jest korzystne, a następnie zostaje usunięty. zwykle Kościół nie ma nic więcej do zrobienia, jak tylko kontynuować swoje adekwatne obowiązki, w zaufaniu i pokoju; wytrwać w spokoju i oglądać zbawienie Boże” (tamże).

John Henry Newman ostrzegał przed niebezpieczeństwem przekształcenia się Kościoła w klub dyskusyjny poprzez tak zwane metody synodalne, mówiąc: „Nie mogę uwierzyć, iż biskupi, duchowni, rady [synody] i konwokacje zostały w sposób nadprzyrodzony posłane na świat, jedynie lub głównie po to, by roztrząsać opinie, dyskutować teorie, rozmawiać o literaturze, pokazywać wyniki własnych spekulacji na temat tekstu Pisma Świętego, tworzyć błyskotliwą, ulotną, ciągle zmieniającą się teologię, mówić w jednym pokoleniu to, co w następnym zostanie odwołane; w przeciwnym razie, dlaczego nasze kluby dyskusyjne i nasze towarzystwa naukowe nie zostały również uszlachetnione boskim statutem? Bóg z pewnością nie stworzył widzialnego Kościoła dla ochrony prywatnego osądu: prywatny osąd jest w stanie sam o siebie zadbać”. (Pewne trudności odczuwane przez anglikanów w nauczaniu katolickim, tom 1, Londyn 1850, s. 212)

Najważniejszym zadaniem Kościoła i każdego chrześcijanina jest zbawienie duszy. Św. Jan Maria Vianney sformułował tę prawdę następującymi wzruszającymi i prostymi słowami: „„Boże mój, dlaczego posłałeś mnie na świat?”. „Aby zbawić duszę”. „A dlaczego chcesz, abym był zbawiony?”. „Ponieważ cię kocham”. Aby być zbawionym, musimy znać, kochać i służyć Bogu. Och, jakie piękne to życie! Jak dobrze, jak wspaniale jest znać, kochać i służyć Bogu! Nie mamy nic innego do zrobienia na tym świecie. Wszystko, co robimy poza tym, to stracony czas. Musimy działać tylko dla Boga i oddawać nasze dzieła w Jego ręce”. (Instrukcje dotyczące Katechizmu, rozdz. 1). John Henry Newman powiedział, iż Bóg stał się człowiekiem „nie po to, by zamienić całą ziemię w niebo, ale by sprowadzić niebo na ziemię”. (Kazania parafialne i zwykłe, tom 4. Kazanie 10. Widoczny Kościół dla dobra wybranych, wyd. Londyn 1909, str. 156). „Katolicy mają swoje własne życie moralne, tak jak mieli je pierwsi chrześcijanie, i to samo życie, co oni – nasze doktryny i praktyki z niego się wszak wywodzą; jesteśmy i zawsze będziemy bojownikami przeciwko światu i jego duchowi, bez względu na to, czy świat będzie uważany za znajdujący się w obrębie Kościoła, czy też za zewnętrzny wobec niego”. (Listy i dzienniki Johna Henry’ego Newmana, t. 27. Pięć listów kardynała Newmana, List z 3 grudnia 1875 r., s. 370) Według św. Johna Henry’ego Newmana prawdziwi katolicy to ci, o których można powiedzieć: „Jesteśmy z tych, którzy mierzą teraźniejszość przeszłością… działamy zgodnie z naszym określeniem katolicki, czyli powszechny; katolicy są u siebie w każdym czasie i miejscu, w każdym stanie społeczeństwa, w każdej klasie społecznej, na każdym etapie rozwoju”. (Nauki dla zgromadzeń mieszanych. Dyskurs 12. Perspektywy katolickiego misjonarza. Nowe wydanie. Londyn 1906, s. 243ff.)

Prawdziwy katolik musi być nieustraszony wobec ataków tego świata. Prawdziwy katolik musi być zawsze pełen nadziei, ponieważ przyświeca mu nadprzyrodzona wizja zwycięstwa Chrystusa. Prawdziwy katolik musi uważać za zaszczyt cierpienie w imię prawdy, ponieważ wie, jak powiedział św. Atanazy, iż nie jest dobrze służyć czasom, ale musimy służyć Panu (por. Ep. Ad Dracontium).

+ Athanasius Schneider

biskup pomocniczy archidiecezji Świętej Maryi w Astanie

Ksiądz Biskup Athanasius Schneider laureatem Nagrody im. Ks. Piotra Skargi

Idź do oryginalnego materiału