Krzysztof Kowalski zawsze był złotym dzieckiem rodziny Kowalskich. Od najmłodszych lat był dumą swoich bogatych rodziców, którzy byli filarami lokalnej społeczności. Uczęszczał do prestiżowych szkół, błyszczał w sporcie, a w końcu przejął kwitnące imperium nieruchomości swojego ojca. Jego życie wydawało się idealne bogactwo, wpływy i podziw wszystkich wokół. Była jednak jedna przeszkoda, której nigdy nie mógł pokonać: jego matka, Wanda Kowalska.
Wanda, niegdyś pełna życia i kochająca kobieta, została sparaliżowana w wypadku samochodowym pięć lat temu. Jej życie zupełnie się zmieniło. Z silnej, niezależnej matriarchini stała się osobą wymagającą ciągłej opieki. Krzysztof, zawsze kierujący się ambicją, nie miał na to cierpliwości. Musiał dostosować swoje życie do jej potrzeb, a z biegiem lat narastała w nim gorycz. Męczyły go ciągłe przypomnienia o słabości matki, a najbardziej nienawidził tego, jak go ograniczała. Jego ojciec zmarł rok wcześniej, zostawiając go z rodzinną fortuną, ale stan Wandy był jak kamień u szyi.
Pewnego popołudnia, gdy Krzysztof i jego matka siedzieli na balkonie ich okazałej posiadłości z widokiem na klify nad morzem, w jego głowie zaczął się formować plan. Słyszał odgłos fal rozbijających się o skały poniżej i po raz pierwszy od lat poczuł w sobie falę wolności. Gdyby tylko jego matka zniknęła, mógłby żyć tak, jak chciał żadnych wizyt w szpitalu, żadnych wyrzutów sumienia, żadnych obowiązków.
Myśli Krzysztofa gwałtownie zmieniły się w mroczne pragnienia. Mógł sprawić, żeby wyglądało to na wypadek. Dobrze znał te klify wiele osób już stąd spadło, a ich ciał nigdy nie odnaleziono. jeżeli tylko lekko ją popchnie, wszystko się skończy.
U jego stóp spokojnie leżał jego wierny pies, Burek, stary golden retriever, zupełnie nieświadomy planu, który rodził się w głowie pana. Krzysztof spojrzał na matkę, która wpatrywała się w ocean, nieświadoma niebezpieczeństwa. Nie miała pojęcia, iż osoba, której ufała najbardziej na świecie, właśnie miała ją zdradzić.
Szybkim ruchem Krzysztof stanął za nią, chwytając ją za ramiona. Mamo, jesteś już na to za stara mruknął pod nosem. W jednym wyrachowanym ruchu pchnął ją w przepaść.
Jej krzyk gwałtownie ucichł, gdy zniknęła z widoku, spadając w kierunku ostrych skał. Krzysztof stał nieruchomo, z sercem walącym jak młot. Udało mu się. Uwolnił się od ciężaru istnienia matki.
Ale gdy odwrócił się, by odejść, coś ścisnęło go za serce. To był Burek, który wstał i teraz nerwowo chodził tam i z powrotem na krawędzi. Oczy psa były szeroko otwarte ze zdziwienia, a on zaczął szczekać rozpaczliwie, jakby wyczuwał, iż coś jest nie tak.
Serce Krzysztofa zamarło na chwilę, gdy poczuł ciężar swojego czynu. Ale gwałtownie otrząsnął się. Po wszystkim szepnął do siebie, próbując się uspokoić. Odwrócił się i odszedł, ignorując rozpaczliwe szczekanie psa.
Życie Krzysztofa nie zmieniło się od razu. Policja przyjechała kilka godzin po zdarzeniu, ale uznali śmierć za nieszczęśliwy wypadek. Wanda od lat miała poważne problemy z poruszaniem się, więc łatwo uwierzyli, iż mogła stracić równowagę i spaść z klifu.
Ale Krzysztof znał prawdę. Udało mu się to ukryć. Posiadłość była teraz jego, a rodzinny biznes w końcu uwolnił się od ciągłego obciążenia, jakim była opieka nad matką. Ale jego spokój nie trwał długo.
Burek, który przez lata był wiernym towarzyszem Wandy, nie chciał opuścić miejsca, gdzie spadła. Pies godzinami stał przy klifie, wpatrując się w skały poniżej. Krzysztof próbował go ignorować, mając nadzieję, iż zwierzę w końcu odejdzie, ale Burek miał inne plany. Każdego dnia wracał na klif, szczekając i skomląc, jakby wzywał swoją ukochaną panią.
Krzysztof był coraz bardziej zirytowany zachowaniem psa. Nie miał cierpliwości do tego przypomnienia swojej zbrodni i stawał się wobec Burka coraz bardziej agresywny. Zamknął psa na zewnątrz, licząc, iż przestanie wracać, ale to nie pomogło. Burek był nieugięty.
Pewnej nocy, gdy Krzysztof siedział w swoim gabinecie, poczuł dziwny niepokój. Cisza w domu była przytłaczająca. Spojrzał na rodzinną fotografię na ścianie, na której byli jego matka i Burek. Na krótką chwilę poczuł ukłucie wyrzutów sumienia ulotne, nieznane mu dotąd uczucie. gwałtownie je odrzucił.
Ale to uczucie nie zniknęło. Tliło się w jego umyśle, a skomlenie psa stawało się każdej nocy głośniejsze. Sen Krzysztofa stał się niespokojny, a jego nerwy były coraz bardziej napięte. Nie mógł uciec od poczucia winy, jak bardzo by się nie starał.
A potem, kilka dni później, stało się coś dziwnego. Burek zniknął. Krzysztof początkowo pomyślał, iż pies po prostu uciekł, ale gdy poszedł sprawdzić, zobaczył ślady, jakby zwierzę próbowało wykopać dziurę pod bramą. Serce Krzysztofa zamarło.
Czy pies coś zrozumiał? Czy Burek mógł w jakiś sposób wiedzieć, co się stało?
Minęły tygodnie, a życie Krzysztofa wróciło do normy. Udało mu się stłumić wyrzuty sumienia i ruszyć dalej, choćby odbudowując relacje ze współpracownikami i przyjaciółmi. Myślał, iż zostawił przeszłość za sobą.
Ale pewnego wieczoru, gdy Krzysztof spacerował wzdłuż plaży niedaleko klifów, usłyszał znajome szczeknięcie. To był Burek. Krzysztof zastygł w miejscu, gdy pies pojawił się na szczycie klifu, stojąc dokładnie tam, gdzie spadła jego matka. Oczy Burka spoczęły na nim, pełne oskarżenia i zdrady. Jakby pies znał prawdę.
Nogi Krzysztofa stały się ciężkie jak ołów, gdy podchodził do psa. Oddychał płytko. Czego chcesz? wyszeptał, choć znał odpowiedź. Burek był ostatnim łącznikiem z matką i pies nigdy nie zapomniał. Wierność, która kiedyś była niezachwiana, stała się teraz upiornym przypomnieniem zbrodni Krzysztofa.
Pies warknął cicho, robiąc krok do przodu, jakby wy












