Milioner w przebraniu odwiedza swój sklep i odkrywa, iż kierownik upokarza kasjerkę
Pewnego ranka pan Wojciech postanowił wyjść bez szofera i swojego garnituru. Założył starą czapkę, ciemne okulary i zwykłą koszulkę. Nie chciał zwracać na siebie uwagi. Był właścicielem jednej z największych sieci supermarketów w Polsce, ale tego dnia chciał coś sprawdzić. Otrzymał zbyt wiele anonimowych skarg na złe traktowanie pracowników w jednym z oddziałów. Wziął więc czerwony wózek i z neutralną miną wszedł do sklepu jak zwykły klient.
Nikt go nie rozpoznał, ale co zobaczył przy kasie, przerosło jego najgorsze oczekiwania. Młoda kasjerka, nie starsza niż 23 lata, miała zaczerwienione oczy. Jej ręce wibrowały, gdy skanowała produkty. Wojciech zauważył, jak próbowała się uśmiechać do klientów, ale coś w jej spojrzeniu mówiło, iż w środku była złamana. Wtedy właśnie podszedł do niej kierownik mężczyzna w garniturze, z krawatem i aroganckim tonem głosu. Zaczął na nią krzyczeć, nie zważając na obecność innych.
Znowu ty, ładna, ale kompletnie do niczego. Ile razy mam ci tłumaczyć? Dziewczyna spuściła wzrok, powstrzymując łzy. Wojciech obserwował ze zmarszczonymi brwiami, ukrywając gniew, który zaczynał w nim buzować. Starsza pani w kolejce spróbowała interweniować: Przepraszam, ale nie tak powinno się traktować pracownicę. Kierownik odwrócił się gwałtownie i odpowiedział bez szacunku: Niech się pani nie wtrąca. To nie pani sprawa. Kasjerka chciała coś powiedzieć, ale ledwo wydobyła z siebie głos.
Przepraszam, system się zawiesił. Kierownik brutalnie ją przerwał, odpychając monitor. Tanie wymówki. Jesteś tu, żeby służyć, a nie beczeć jak rozpieszczone dziecko. W sklepie zapanowała cisza. Nikt nie rozumiał, dlaczego ktoś tego nie powstrzymuje. Wojciech zachował spokój, choć w środku czuł, jak coś go pali. To nie był tylko brak szacunku chodziło o bezkarność, z jaką ten człowiek się zachowywał. Pomyślał o swojej matce, która przez lata pracowała jako kasjerka, żeby utrzymać rodzinę.
Pomyślał o tym, jak ciężko jest zarobić na chleb z godnością. A teraz przed nim stał człowiek, który ucieleśniał wszystko, czym Wojciech gardził władzę bez człowieczeństwa. Zauważył, jak dziewczyna przełyka ślinę, ocierając ukradkiem łzę. Powiedziała, iż przyszła do pracy, choć ma gorączkę, a patrzcie, jak ją wynagradzają mruknął jakiś klient za nim. Kierownik nie przestawał. Zdało się, iż czerpie przyjemność z tej chwili, jakby upokarzanie jej na oczach wszystkich dawało mu władzę. Chcesz wrócić do układania towaru, czy wolisz, żebym zadzwonił do HR i w końcu cię stąd wyrzucił?
Dziewczyna ledwo poruszyła ustami: Proszę pana, potrzebuję tej pracy. Ale jego to nie obchodziło. No to się postaraj, bo wisisz na włosku warknął. Wojciech spojrzał na innych pracowników. Nikt się nie odzywał. Jedni udawali, iż nie widzą, inni spuszczali głowy. Strach był oczywisty. Mężczyzna z małym dzieckiem na rękach wyszedł z kolejki oburzony: To niesprawiedliwe. Ona nic złego nie zrobiła. Kierownik odparł: jeżeli tak ją pan broni, to niech ją pan zabierze do domu. Tu potrzebujemy ludzi, którzy służą, nie żadnej litości.
Słowa uderzyły Wojciecha jak policzek. Chciał coś powiedzieć, ale wiedział, iż musi poczekać na odpowiedni moment. Tymczasem jego wzrok utkwił w twarzy dz













