Uzbekistan to zabytki, ale dla nas ten wyjazd, to byli ludzie. Byli różnorodni, inspirujący i niezwykli. Kontakt z nimi i tymi zupełnie innym kulturami był tak intensywny, iż jednego wieczoru któraś panna powiedziała mi, iż jest przebodźcowana. Chciano z nami rozmawiać, chciano się z nami komunikować i korzystaliśmy z tego. Mocnych i burzących naszą wiedzę informacji, dostarczali taksówkarze (wiecie, iż praktykujący Islam Uzbecy obrzezają nie tylko chłopców, ale też dziewczynki?) i za każdym razem gdy wsiadaliśmy do czyjegoś auta dzieci rzucały coś w stylu: Tylko nie rozmawiaj z nimi o polityce, bo nas deportują. Niezłe mieliśmy też pogawędki w naszych guest housach z innymi podróżnikami. Jeden Francuz opowiadał np. o żiros i kebabi i chwilę zastanawialiśmy się, czym ten żiros z akcentem na o jest (gyros, czyli grecki kebab).
Fajnego gościa poznałam w samolocie z Samarkandy do Abu Dhabi. Ekipa siedziała dwa rzędy przed mną, a ja wylądowała tuż obok Słoweńca o imieniu Marko i trzy godziny przegadaliśmy o Islamie i życiu. Gość był byłym nauczycielem geografii, przez dwa lata walczył z jakimś strasznym choróbskiem i gdy w końcu wygrał walkę o życie, zaczął podróżować. Rząd nie znalazł dla niego pracy, więc chociaż był w moim wieku, został wysłany na emeryturę zarabiając połowę swojej dotychczasowej pensji. To, plus zbieranie grzybów lecie (wyprowadził się z Ljubliany i zamieszkał przy granicy z Austrią) zapewniało mu wystarczający dochód, by przez pół roku low-costowo włóczyć się po świecie. Powiem Wam, iż takie rzeczy, to tylko w Europie mogą się zdarzyć. Dobrze się z nim rozmawiało, bo jak przystało na nauczyciela znał te wszystkie niuanse, z którymi borykają się współczesne dzieciaki. Rozumiał czym jest Aspargar i jak trudne jest przejście przez wiek nastoletni. I nieźle, bo lecieliśmy nad Iranem, nad którym nie było chmur i on wszystko potrafił nazwać. Szczyty gór, które mijaliśmy i miasta nad którymi lecieliśmy. Chodziłam więc co chwila do dzieciaków i mówiłam: O zobaczcie! To jest Shiraz! A tamten górski łańcuch to Zagros! Natomiast od razu wyjaśnię, iż znajomość NIE ma oczywiście cd. Marko jest człowiekiem bez telefonu komórkowego, zresztą znalazł nas później na lotnisku, bo miał problem, w rozwiązaniu którego technologia się przydaje. Z Abu Dhabi chciał lecieć do Omamu, ale AirArabia nie chciała go wpuścić na pokład, bo nie miał rezerwacji hotelu w Muscat. Znalazłam mu więc hotele, które mają miejsce i się rozlecieliśmy w przeciwległych kierunkach!
Mam też dla Was zabawną historię. W naszym guest housie poznaliśmy również jedną uroczą parę. On był bardzo przystojnym Polakiem, a jego chłopak być dość przystojnym i zabawnym Filipińczykiem. Rozmawialiśmy o papieżu, Azji i podobieństwach między krajami. I pewnego razu ten Filipińczyk wszedł do tej sali wspólnej, gdzie goszczono nas owocami, zawiesił się na szyi swojego chłopaka i powiedział mu szeptem: I’m in love in this boy!, ale szept dotyczący Mieszka usłyszałam i ja, i Łucja. Mieszko, gdy mu to przekazałyśmy zrobił tylko rolla oczami!
<>
Dni poza domem mijają za gwałtownie i to już środa! Wracałam wczoraj wieczorem i zobaczyłam ruchomy ekran z filmem, co to go teraz (do prasowania), oglądam i od razu żwawiej pognałam do domu! Zaraz włączę do pieczenia dynię z rynku i może wstawię również jabłka do upieczenia? To wtedy na kolację wjadą naleśniki!