Blizny Zdrady

twojacena.pl 3 dni temu

**Rany zdrady**

Agata zmywała ostatnie talerze, gdy telefon rozdarł ciszę kuchenki w małym miasteczku pod Poznaniem. Wytarła ręce w ścierkę i podniosła słuchawkę.

— Agatko, kochanie, dzień dobry! — rozległ się słodki głos cioci Haliny.
— Dobry wieczór — odparła Agata, chłodno.
— Agatuniu, mój syn przeprowadza się do Poznania, może mógłby u was zamieszkać? — zaśpiewała ciocia.
— Nie! Nie ma mowy! Radźcie sobie sami! — warknęła Agata, czując, jak krew napływa jej do twarzy.
— Jak to… Przecież jesteśmy rodziną — wyjąkała Halina, zaskoczona.
— Po tym, co zrobiliście, nie mam dla was żadnych uczuć! — wypaliła Agata.
— O czym ty mówisz? Co ja niby zrobiłam? — w głosie cioci pojawiła się panika.

— Agatko, przecież nie odmówisz, prawda? — głos Haliny brzmiał sztucznie słodko, jakby to ona robiła łaskę, a nie prosiła o pomoc.

Agata stała przy oknie, zaciskając pięści. Te rozmowy powtarzały się zbyt często. Znów miała poświęcić własne plany dla „rodziny”.
— Co się stało? — spytała, już przeczuwając odpowiedź.
— Twoja kuzynka ma problem z matematyką! — zaterkotała Halina. — Egzaminy tuż-tuż, a nauczyciel surowy, jedynki rozdaje na prawo i lewo. Ty zawsze byłaś zdolna, może podciągniesz dziewczynkę?

Agata zgrzytnęła zębami. Już bezpłatnie uczyła czwórkę dzieci krewnych. Ale odmówić nie mogła — tak ją wychowano.
— Dobrze — powiedziała, nienawidząc siebie za tę słabość.

W ich domu pomaganie bliskim było świętym obowiązkiem. Rodzice Agaty wpajali jej od dziecka, iż rodzina to podstawa, iż swoich się nie zostawia. Nie szczędzili ani czasu, ani pieniędzy. Gdy ktoś potrzebował pomocy, zawsze byli pierwsi.
— Kiedyś i nam ktoś pomoże — powtarzała matka.

Agata wierzyła.

Jej rodzice nie byli bogaczami, ale prowadzili mały sklep. Żyli skromnie, ale stabilnie. To wystarczyło, by stać się „bankomatem” dla całej familii. Ktoś przyjeżdżał do Poznania — mieszkał u nich, oszczędzając na hotelu. Ktoś potrzebował gotówki — pożyczał u nich, obiecując zwrot, ale długi ulatniały się w powietrzu. jeżeli trzeba było komuś załatwić pracę, szli do ojca.

Agata też nie stała z boku. Po studiach stała się bezpłatną korepetytorką dla siostrzeńców, kuzynów i dalszych krewnych. Latami poświęcała wieczory ich dzieciom, rezygnując z własnego życia. Była pewna: gdy ich rodzinie będzie ciężko, bliscy odwdzięczą się tym samym.

Ta wiara rozpadła się w drobny mak.

— Jest pan pewien? — głos Agaty drżał, palce wbiły się w blat stołu.

Lekarz patrzył na nią ze współczuciem, przyzwyczajony do takich wiadomości.
— Sprawdzaliśmy wielokrotnie — odpowiedział cicho. — Leczenie trzeba zacząć natychmiast.

Agata skinęła głową, czując, jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Myśl, iż nie są sami, była jedyną deską ratunku w tym koszmarze.

W domu panowała martwa cisza. Ojciec siedział, wpatrzony w ścianę. Matka krążyła po pokoju, ściskając telefon, ale nie odważyła się zadzwonić. Agata patrzyła na nich i wiedziała: nie mają prawa się poddać.
— Damy radę — powiedziała, przerywając milczenie. — Jest nas wielu. Wytrwamy.

Ojciec ciężko westchnął.
— A pieniądze? To za drogie…
— Znajdziemy — odcięła matka.

Zaczęli szukać. Sprzedali wszystko: mieszkanie Agaty, samochód, biżuterię, choćby meble. Rodzice wyciągnęli wszystkie oszczędności z firmy. Ale wciąż było za mało. Wtedy zrobili to, co wydawało się oczywiste: zwrócili się do rodziny, której tyle lat pomagali.
— Kochani, mamy kłopoty — głos matki się załamał. — Potrzebujemy pomocy. Każda kwota się liczy.

W odpowiedzi — cisza, potem wymijające westchnienia.
— Trzymajcie się — rzuciła jedna ciotka. — Chętnie byśmy pomogli, ale sami ledwo wiążemy koniec z końcem…
— Ojej, co za nieszczęście — dodał wujek. — Remont u nas, długi po uszy…
— Dałabym, ale mam pieniądze na lokacie, nie da się wyjąć — oznajmiła obojętnie kuzynka.

Agata słuchała i nie wierzyła własnym uszom. Ci, którzy latami korzystali z ich hojności, teraz nie byli w stanie dać choćby tysiąca złotych.

Odpowiedział tylko jeden daleki krewny. Przelewał niewielką sumę, przepraszając, iż nie może więcej. Agata wiedziała, iż to dla niego dużo, i była wdzięczna.
— Dziękuję — powiedziała, powstrzymując łzy.

Po tym wyłączyła telefon i zacisnęła pięści. Dadzą radę. choćby jeżeli nikt w nich nie wierzy.

Musieli wziąć kredyt pod zastaw mieszkania rodziców.
— Naprawdę to robimy? — Agata złapała się za głowę.
— Nie mamy wyboru — zmęczonym głosem odparła matka.

Siedzieli w kuchni, otoczeni stosem dokumentów, rachunków i wyliczeń. Za oknem zapadał zmrok, ale światła nie włączyli — oszczędzali.
— jeżeli nie spłacimy, stracimy wszystko — szepnęła Agata.
— jeżeli przestaniemy, stracimy ojca — odcięła matka.

Pieniądze przyszły szybko, ale równie gwałtownie się rozeszły. Każdy grosz szedł na leczenie, każda procedura była nadzieją. Agata przestała liczyć wizyty w szpitalu, badania, recepty.

Ojcu zaczęło się poprawiać. To było jedyne, co się liczyło.
— Są postępy — powiedział lekarz, zdejmując okulary. — Ale nie można jeszcze zwalniać. Przed nami długa droga.

Matka odetchnęła, Agata skinęła głową. Byli gotowi.

Pracowali na granicy wyczerpania. Matka ciągnęła resztki firmy, dorabiała jako księgowa w trzech miejscach, biegała na spotkania. Agata brała się za wszystko: w dzień praca, wieczorem korepetycje, nocą tłumaczenia na freelancie.
— Kiedy ty śpisz? — spytała matka, zastając ją w kuchni o piątej rano.
— Nie pamiętam — zachichotała ochryple Agata, zaparzając kawę.

Wymieniły uśmiech. Ciężko, ale się nie poddadzą.

Dwa lata walki. Dwa lata wyczerpania, bezsenności, nerwów,Po tych wszystkich latach, Agata w końcu zrozumiała, iż prawdziwa rodzina to nie ci, z którymi dzieli się krew, ale ci, którzy zostają, gdy cały świat odchodzi.

Idź do oryginalnego materiału