Bliskie Słowa, Ciche Uczucia

twojacena.pl 1 dzień temu

„Możemy mówić sobie po imieniu” – szepnął cicho Tomasz tuż przy uchu. Alicja poczuła na skroni jego oddech. Przeszedł ją dreszcz…

„Lidko, zobacz, czy ktoś jeszcze jest na korytarzu? Chciałabym dziś wyjść wcześniej. Mama ma urodziny” – powiedziała Alicja.

„Już sprawdzam, Alicjo Lwowno” – młoda, sympatyczna pielęgniarka wstała od biurka, otworzyła drzwi gabinetu i zajrzała na korytarz. „Nikogo nie ma, Alicjo Lwowno. Wszyscy pacjenci już przyjęci, sprawdziłam” – dodała z uśmiechem Lidka.

„Dobrze. jeżeli ktoś przyjdzie, zapisz na jutro albo niech idą do sąsiedniego gabinetu, do Olgi Władimirowny.”

„Idź, zostanę jeszcze, wszystko załatwię, nie martw się” – uspokoiła ją Lidka. „Ordynatorka jest na wyjeździe służbowym, jeżeli coś, zasłonię cię.”

„Dziękuję. Co bym bez ciebie zrobiła?” – Alicja wzięła torbę, rzuciła okiem na biurko, sprawdzając, czy nie zapomniała telefonu, i podeszła do drzwi. „Do jutra, Lidko.”

„Do widzenia, Alicjo Lwowno. Ojej, pośpiesz się, już się ściemnia, lada chwila zacznie padać.”

„Tak? A ja jeszcze muszę wstąpić po kwiaty. No to lecę” – powiedziała Alicja, wychodząc już na korytarz.

Szybko się przebrała, płaszcz zakładała już na schodach.

„Alicjo Lwowno, już pani wychodzi?” – na dole, przy recepcji, zatrzymała ją starsza kobieta.

„Dzień dobry. Może pani poczekać do jutra? Śpieszę się” – poprawiając kołnierz płaszcza, odpowiedziała Alicja, kierując się ku wyjściu.

„Alicjo Lwowno, tylko pani słucha małej Weroniki. Może by pani wpadła, porozmawiała z nią, uspokoiła. Ciągle płacze” – kobieta mówiła szybko, nie odstępując Alicji.

„Jutro mam wieczorny dyżur, rano pójdę na wizyty domowe i wstąpię do was. Ale teraz naprawdę muszę lecieć, wybaczcie.” – Alicja wyszła z budynku przychodni, zeszła ze schodów i spojrzała w niebo.

Ogromna czarna chmura zasnuwała miasto. Wyglądało na to, iż zaraz, swoim ciężkim brzuchem zahaczy o dachy, pęknie i zaleje ulice potokiem wody.

Gdy Alicja podchodziła do kwiaciarni, pierwsze ciężkie krople spadły na jej ramiona. Ledwo zdążyła stanąć pod daszkiem, gdy deszcz nagle przybrał na sile.

„Niech się pani nie martwi, dobrze zapakuję bukiet” – powiedziała sprzedawczyni.

Podczas gdy owijała w szczelny celofan ulubione gerbery mamy, Alicja z niepokojem zerkała, jak spod przystanku odjeżdżają jeden po drugim autobusy. W końcu dostała kwiaty, zapłaciła i pobiegła na przystanek, osłaniając głowę bukietem.

Deszcz rozszalał się na dobre. Na przystanku została tylko Alicja. Dobrze, iż chociaż był daszek. Zapomniała parasolki i dobiegając do przystanku, solidnie zmokła.

Autobusu wciąż nie było. „Trzeba było przeczekać w przychodni, porozmawiać z babcią Weroniki” – żałowała swojej pospiechu Alicja. Przytuliła się do siebie z zimna i odsunęła głębiej pod daszek. Obok przelatywały samochody, rozbryzgując błoto po kałużach.

„Gdzie on się zakopał? Co za pech z tym deszczem” – myślała Alicja, wpatrując się w stronę, z której miał nadjechać autobus. Nagle przy chodniku zatrzymał się czarny jeep. Alicja z zazdrością pomyślała, iż fajnie byłoby mieć taki. „Dobrze mieć auto, nie trzeba czekać na autobus…”

Szyba po stronie pasażera opadła i Alicja ujrzała mężczyznę. Nie od razu zrozumiała, iż zwraca się do niej.

„Wsiądź do auta. Tam wypadek, autobusy stoją.”

Gdy Alicja się wahała, mężczyzna otworzył przednią drzwiczki. Alicja wsiadła na fotel pasażera. W środku było ciepło i sucho. choćby dźwięk deszczu nie dochodził.

„Dokąd jedziesz?” – zapytał mężczyzna, patrząc na Alicję.

Mniej więcej w jej wieku, przystojny, w garniturze. Alicja się speszyła. „A ja wyglądam jak przemoczona kura.”

„Na Tatarskie Przedmieście” – odparła.

„Dobrze, jadę w tamtą stronę.”

Mężczyzna emanował taką pewnością siebie i męską charyzmą, iż Alicja z niepokojem na niego spojrzała. Nie wyglądał na maniaka, elegancki, mądre oczy. „Tacy grają w serialach głównych bohaterów” – pomyślała. Auto płynnie ruszyło, niemal niezauważalnie nabierając prędkości. W środku przyjemnie pachniało skórą i jego drogimi perfumami. I coś ciągle pikało.

„Zapnij pasy” – poprosił.

Alicja długo i niezręcznie szarpała się z pasem, w końcu poprawiła bukiet na kolanach.

„Powiedz, dlaczego zdecydowałeś się mnie podwieźć?” – zapytała, obserwując, jak wycieraczki rytmicznie zmiatają z przedniej szyby strugi wody.

„Mówiłem już, wypadek. Autobus długo byś czekała. A ty z kwiatami, więc pewnie jedziesz w gości. No i, jak się okazało, jedziemy w tę samą stronę.” – gwałtownie na nią spojrzał.

„Tak nie bywa. Tacy mężczyźni nie podwożą zwykłych śmiertelników” – chciała powiedzieć, ale przemilczała.

„Twoja twarz wydaje mi się znajoma. Gdzieś się już widzieliśmy. Mam dobrą pamięć do twarzy” – przerwał ciszę mężczyzna.

„Raczej nie” – uśmiechnęła się Alicja. „Jesteśmy z innych planet. Różnego statusu społecznego, jak to się mówi.”

Skórą wyczuła jego oceniające spojrzenie.

„Tacy jak ty nie jeżdżą autobusami. A ja jestem skromną lekarką” – dodała z lekką złośliwością.

Mężczyzna milczał. Milczała i Alicja, czując, iż powiedziała głupstwo.

„Przypomniałem sobie, gdzie cię widziałem. Dwa miesiące temu przychodziłem z wnuczką do twojego gabinetu.”

„Ty?” – Alicja zdumiona wpatrywała się w niego. „Zapamiętałabym cię” – wyrwało jej się.

„Co, wyglądam za młodo na dziadka? Na Boga, nie kłamię. Córka obdarowała mnie w wieku siedemnastu lat. Młodzież teraz wczesAlicja z uśmiechem przyznała, iż może warto dać losowi szansę, a gdy jego dłoń delikatnie objęła jej dłoń, poczuła, iż po raz pierwszy od lat serce zabiło jej tak mocno i pewnie.

Idź do oryginalnego materiału