Bliska, Obca, ale Znajoma Babcia

twojacena.pl 5 godzin temu

DZIENNIK: MOJA, OBCA, ALE PRAWDZIWA BABCI

— Babciu, a ty możesz być jeszcze raz babcią?

— Co ty wygadujesz, Wiolciu? Nie rozumiem.

— Widzisz, babciu, wszystkie dzieci z podwórka mają babcie. Ktoś ma jedną, ktoś dwie, a ja mam aż cztery. Dwie moje i po jednej od mamy i taty. A u Adrianka — ani jednej. Strasznie mi go żal.

— Chcesz, żebym ja została jego babcią?

— Oj, babciu, no przecież! Nie oddawać cię, ale się podzielić. Żebyś i jemu smażyła racuchy i zrobiła ciepły szalik na zimę.

— Ach, ty moja cebulko smutna… Adrianko miał babcię Nadzieję. Przyjaźniłyśmy się od dzieciństwa. Szkolne koleżanki, nierozłączne jak barszcz z kwaśną śmietaną. Ale zginęła… W tym wypadku. Akurat gdy Adrianko się urodził.

— Babciu, czemu płaczesz?

— Ciężko, dziecko. Pojechali z dziadkiem odebrać młodą mamę ze szpitala. Wcześnie rano wyszli. A im na przeciw — tir, ogromny Star. Kierowca zasnął za kierownicą… Zderzenie. Odeszli. Och, jak to boli…

— Babciu… Nie płacz. I tak będę zapraszać Adranka do nas. Uwielbia twoje racuchy. I zrób mu skarpety na Nowy Rok, dobrze?

— Jasne, iż zrobię. Tylko, Wiolciu, nie mów mu nic. jeżeli mama mu nie powiedziała, to pewnie tak trzeba. Umiesz dochować tajemnicy?

— Umiem, babciu. Obiecuję.

— No to mądra z ciebie dziewczynka. A teraz leć do dzieci — już niedługo obiad.

Wypadłam na podwórko i zaczęłam skakać na skakance. Chłopaki koło domu Szymka ścigali się, kto dalej splunie. Wygrał Szymek — po minach widać: on się śmiał, a Kuba z Adrankiem chmurzyli się.

— Chodźcie! Ktoś się wprowadza do pustego domu! Idziemy zobaczyć!

— Kto ostatni, ten kulfon!

Ruszyliśmy hurmem na sąsiednią ulicę. Dom stał pusty już drugie lato. Ale dziś była pod nim ciężarówka, panowie znosili meble. Podeszliśmy. Jeden korpulentny pan zdjął czapkę, przetarł spocone czoło:

— Dzieciaki, gdzie tu można się napić wody?

— Mogę z domu przynieść!

— Albo u hydrantu!

— Pokażecie?

— Chodźcie, pokażemy. A kogo przywieźliście?

— Starszą panią. Babcię. Bądźcie dla niej mili, dobrze? Nikogo już nie ma. To wszystko, co wiem.

— My jesteśmy dobrzy! A można jutro przyjść się poznać?

— Pewnie, przychodźcie.

Rozbiegliśmy się, tylko Adranek został. Marzył o zawodzie kierowcy. choćby zapach benzyny go kręcił. Wspiął się na jabłoń przed domem i cicho obserwował.

Nagle tuż pod drzewem usłyszał głos:

— Przepraszam, chłopczyku. Nie chcę przeszkadzać, ale nie mam gdzie spać. Zgubiłam klucze. Mógłbyś wejść przez lufcik i otworzyć nam drzwi?

Adranek zastygł, potem przytaknął.

— Jestem Adranek. Pomogę. Tylko niech panowie podniosą.

Zeskoczył z drzewa i stanął obok malutkiej babci o łagodnych oczach.

— A lubisz pierogi, Adranku? Z czym?

— Z powidłami! I jeszcze z kapustą i grzybami!

— Zapamiętam. Za parę dni zaproś przyjaciół — na pierogi.

Wlazł przez lufcik, otworzył drzwi. Dom był zakurzony i pusty. Gdzieś podarł koszulkę — zmartwił się. Mama będzie krzyczeć. Ale babcia obiecała, iż zaszyje. I zaszyła — rano nie odróżniłbyś od nowej.

Odtąd Adranek miał babcię. Obcą, ale prawdziwą. Robiła mu rękawiczki, czytała bajki, zapraszała na herbatę. choćby mama Adriana przychodziła w odwiedziny. Aż pewnego dnia babcia Halina zachorowała.

Z Adrankiem gotowaliśmy jej kaszę. Ja zapalałam gaz, on obierał ziemniaki. Kubuś choćby napalił w piecu, gdy zrobiło się zimno. Dorośli pomagali, ale Adranek troszczył się o babcię najbardziej. To w końcu jego babcia.

Teraz on też ma babcię. Swoją. Może obcą. Ale prawdziwą.

Idź do oryginalnego materiału